12/31/2008

2008 książkowo

Franz Kafka Aforyzmy z Zürau
Friedrich Dürrenmatt Obietnica, Kraksa, Sędzia i jego kat, Grek szuka Greczynki
Jacques Attali Noise. Political economy of music
Dino Buzzatti Polowanie na smoka z falkonetem
Gèrard de Nerval Córki ognia, Zwierzenia Mikołaja Restifa
Hans Magnus Enzensberger Utwory wybrane/Ausgewahlte Gedichte
Michel Serres The Parasite
John Tilbury Cornelius Cardew (1936-1981): a life unfinished

Czytanie książek to coś innego niż słuchanie płyt, czy nawet oglądanie filmów, książki wybieram staranniej, zwłaszcza jak nie są krótkie, tak że zwykle jak już coś zacznę czytać, to wiedząc że w ten czy inny sposób spodoba mi się. W tym roku czytałem chyba tylko jedną, po której byłem zawiedziony - Lord Nevermore Agnety Pleijel.
Książki w porządku chronologicznym.



Kafka, no tak, nie ma co się wysilać, wystarczy otworzyć na chybił trafił: Do kłamstwa wykorzystuje się możliwie niewielką ilość okazji, tylko wtedy, kiedy się wykorzystuje niewielką ilość możliwości do kłamstwa, ale nie wtedy, gdy dysponuje się niewielką ilością okazji do tego, by kłamać. (str. 71).

Zbiór czterech krótkich powieści/opowiadań Dürrenmatta z lat 1950-58, "Obietnica" to "podzwonne powieści kryminalnej", gdzie autor dodał wychodzącą faktycznie poza reguły gatunku puentę (do wcześniej napisanego scenariusza filmowego). "Kraksa", czyli "Historia jeszcze możliwa" oraz "Grek szuka Greczynki" ("komedia prozą") mają Kafkowski klimat, chociaż każda w innym wymiarze. Wszystkie cztery teksty łączy to, że są niezwykle wciągające, pamiętam jak dosłownie nie byłem w stanie przerwać czytania "Sędziego i jego kata", który jak poprzednie dwa jest niby tylko historią kryminalną, do świetnej konstrukcji, trzymającej w napięciu, dochodzi rys psychologiczny i mistrzostwo suspensu. Bo wiemy, przeczuwamy, że coś się stanie, musi się stać, ale o ile w przypadku "Kraksy" są dwie ogólne drogi, to powikłanie "Sędziego" jest zwodnicze i wielościeżkowe, dopuszcza wiele wyjść, a wszystko jest tak misternie splecione.



O Attalim było tutaj, o Nervalu i Enzensbergerze też pisałem. A w notatkach znalazłem niewrzucony tekst o Buzzattim.

Polowanie na smoka z falkonetem to 23 opowiadania wybrane z tomów Sessanta racconti, Il Colombre e altri cinquanta racconti. Pierwszy z nich ukazał się w całości po polsku w 2006, muszę sprawdzić, jak trafię, bo są nowe tłumaczenia.
To moje drugie zetknięcie z Buzzattim, pierwszym była, chyba zgodnie uznawana za jego największe osiągnięcie, Pustynia Tatarów. Nie jestem pewien, ale być może moją uwagę na tego autora zwróciło przywołanie go w tej recenzji.

W tych krótkich formach też przewija się pustynia, w ogóle suchość, wyjałowienie, wyczerpanie, wypalenie (nie tylko jeśli chodzi o naturę). Dużo też podróży, a w zasadzie przemieszczania się, powolnego, mozolnego, bez sensu, złego, obarczonego błędem. No i czas, jego rozstępy, przesuwy, obsunięcia, dziwne ruchy, nawet nie przeskoki bo nie dynamiczne, ale jakby automatyczne, generowane odgórnie. Jakby ktoś się bawił wciskając + i -, zmieniał skalę podziałki czasowej w programie komputerowym.
Jak we wspomnianej powieści, także tutaj mamy człowieka wobec systemu, instytucji (więzienie, kamienica, klinika - to ostatnie, w "Siedmiu piętrach", jest naprawdę cudowne, nie wiem, czy to zamierzenie autora, ale śmiałem się kilka razy, kiedy sobie wyobraziłem te perypetie). Choćby finał tego opowiadania to znakomity przykład mocno dotykającej cechy pisarstwa Włocha - opanowania, wygaszenia emocji (jeśli są to tylko tlące się gdzieś niewyraźnie, na olbrzymiej pustej przestrzeni), spokoju wobec niepokojącego, co przejawia się nie tylko w treści, ale i w języku.

Trafiłem na informację, że Buzzatti był także autorem poematów komiksowych, ciekawe, czy było to coś wykraczającego poza komiks. Bo jego Poema a fumetti, o którym tylko czytałem zdaje się taką drogę sugerować.



Serres i Tilbury niejako awansem, bo jeszcze nie skończyłem, ale jak ktoś chciałby jakiś informacji - niech pyta (dotyczy to zresztą wszystkich tych pozycji).


Do książek stosuję tą samą regułę, co w innych dziedzinach, że jeśli poprzednie dzieło autora zrobiło na mnie wrażenie, to oznacza to wyżej podniesioną poprzeczkę dla następnego, a nie tylko zachwyt (choć tego nie wyklucza). Z racji tego tylko napomknę o Dziwnym mieście Roberta Walsera (oczywiście, że dobre, ale czy lepsze niż choćby Niedzielny spacer - żeby pozostać przy zbiorach) i Blaskach i cieniach życia kurtyzany Balzaca. Oczywiście, czytało się świetnie, współczynnik przyjemności tekstu bardzo wysoki, głupio porównywać z Straconymi złudzeniami, ale one były najpierw, były tym pierwszym kontaktem.

Brak komentarzy: