25.01 - Oval - Stary Browar
27.01 - Mattin - Maria am Ostbahnhof, Berlin
27.01 - Mark Bain - Maria am Ostbahnhof, Berlin
29.01 - Thomas Ankersmit - Maria am Ostbahnhof, Berlin
30.01 - Shit and Shine - Maria am Ostbahnhof, Berlin
01.02 - Keiichiro Shibuya - Ballhaus Naunynstrasse, Berlin
02.02 - Mouse on Mars - Maria am Ostbahnhof, Berlin
16.02 - The Thing - Jazz Klub Rura, Wrocław
17.02 - Małe Instrumenty - Dragon
03.04 - KTL - Stary Browar
23.04 - To Live and Shave in L.A. - Rozbrat
24.05 - Rafael Toral / Joe Williamson / Michael Vorfeld - Teatr Kana, Szczecin
25.05 - Robert Piotrowicz / Valerio Tricoli - Studio Koncertowe Polskiego Radia w Szczecinie
29.06 - Clark - Cieszyn
26.09 - Pierre Bastien - Firlej, Wrocław
21.10 - Having Never Written a Note for Percussion Jamesa Tenney'a grane przez Eddiego Prévosta - Sala Laboratorium CSW Zamek Ujazdowski, Warszawa
24.10 - Vom Festen, das Weiche Christopha Herndlera grane przez muzyków Orkiestry Miodowej - Sala Laboratorium CSW Zamek Ujazdowski, Warszawa
08.11 - Andrew Liles, Nurse With Wound - Sala Gotycka, Wrocław
21.11 - Philip Jeck - Stary Browar
[jeśli nie podano miasta, oznacza to, że koncert odbył się w Poznaniu]
Już po pierwszej mojej Generze (2006) stwierdziłem, że festiwale "to jest to" (i w wakacje wybrałem się na Konfrontationen, który choć ciekawy na pewno, nie był do końca "tym"), a szczególnie jeśli jest to festiwal taki jak Club Transmediale. Przepraszam, nie chciałbym, żeby wyglądało, że się w o ż ę, ale tydzień spędzony tam na chodzeniu na koncerty pomógł skalibrować inaczej optykę przyglądania się wydarzeniom w Polsce, zmienił perspektywę. Koncerty z tego festiwalu często powracały w ciągu roku w dyskusjach, a to na zasadzie "aha, tego widziałem w Berlinie", czasem jako odnośniki bardziej konkretne. Przede wszystkim - genialne nagłośnienie w Marii, przez te wszystkie dni tylko dwa koncerty z problemami, a to i tak raczej z winy grających. W Polsce i tak coraz rzadziej zdarza się, że nagłośnienie jest kiepskie, ale tam słyszałem, jak dobrze może być.
Inna sprawa to ilość zaproszonych artystów, nawet ci mniej znani, których można by postrzegać jako grających "między" *wielkimi nazwiskami* dla mnie byli ciekawi, bo raczej nie nieprędko miałbym okazję zobaczyć ich u nas (z tego właśnie powodu, że są mniej znani). Wyjątkiem Pure, który zagrał niedługo potem na toruńskim CoCart'cie, a którego występ na CTM bardzo mi się podobał (a można go ściągnąć stąd). Jest jeszcze kilka koncertów, które prawie weszły na listę, ostatecznie jednak nie, ale chcę o nich wspomnieć: Daniel Menche, na pewno nie przebił wrażeń z Genery, a też nie chciałem już przeciążać podsumowania koncertami berlińskimi. MoHa! w Kisielicach była świetna, no ale był to też drugi raz, więc postanowiłem się powstrzymać, choć temu koncertowi nic nie brakowało, był równie porywający jak pierwszy.
Z Festiwalu Nowa Muzyka w Cieszynie wybrałem tylko Clarka, a przecież Robert Logan, Holy Fuck też są warte wzmianki. Milanese i Neil Landstrumm też fajnie, ale czegoś tam brakowało.
W przypadku FNM poczułem mocno brak swoich notatek, bo wiem, że końcówka Clarka zdziwiła mnie swoim eklektyzmem, choć jakoś go rozumiałem. Tak więc cieszę się, że opisuję te wszystkie koncerty, bo nawet jeśli nikt tego nie czyta, to mi się przydają. Bo niekoniecznie wierzę w to, że wspaniały koncert powinien pozostać w pamięci, że po 10 miesiącach miałbym mówić "pamiętam jakby to było wczoraj". Takich wydarzeń, które zostawiły bardzo głębokie ślady, wywołały silne emocje, mógłbym wymienić trzy: Shit and Shine, To Live and Shave in L.A. i Eddie Prévost, choć czuję, że to jest jakby obok zawartości muzycznej, tzn jakiegoś szczególnego jej wbicia się w pamięć, bardziej chodzi o atmosferę...
Pisanie przydaje się np, gdy ostatnio znów zachwycił mnie Ankersmit, ale wtedy trafiłem na notatkę, że w Berlinie był "bliski doskonałości" - i wszystko jasne. Inna sytuacja powtórki z CTM: Mouse'om w Browarze nic nie brakowało, ale w Marii to dopiero była, za przeproszeniem, jaaazda.
Idąc tropem festiwalowym Musica Genera nieco zawiodła, oczywiście żadna impreza, gdzie gra Trapist i The Necks nie może być zła, chodzi bardziej o wywindowane poprzednimi edycjami oczekiwania. W zestawieniu umieściłem dwa składy grające tylko na tym festiwalu, pomyślane na niego przez prowadzących, to moim zdaniem jest największy atut MGF i powinno być tego w miarę możliwości więcej. Cieszy informacja, że Piotrowicz i Tricoli będą dalej grać ze sobą, zresztą solowy koncert Włocha jest w mojej piątce z tej edycji, a też kołacze Dyslex, który, mam nadzieję, jeszcze kiedyś wypłynie.
Barokowe Smyczki i Struny były ciekawą odskocznią od (dla mnie) standardowych koncertów, ale jak teraz o tym myślę, to trwalej weszły do głowy występy Claudii Pasetto i Agnieszka Budzińska-Bennett z Vivą Biancaluną Biffi. Festiwal Ad Libitum nawet jeśli nie przyniósł takiej ilości dobrych koncertów, jakbym chciał, to był ważny ze względu na warsztaty poświęcone The Great Learning Cardew.
Oczywiście nie wspominam o FRIVie, który dla mnie był najważniejszym wydarzeniem w tym roku, choć przecież nie tylko w wymiarze (stricte) muzycznym.
Skąd Małe Instrumenty, skąd Bastien? Czy to były wielkie koncerty, aż tak ważne? Przede wszystkim, nie używam skali porównawczej, która pozwoliłaby mi wyliczyć np.przewagę Mattina nad Lilesem. Instrumentki, Bastien (dorzućmy Jecka) stanowią taką trójcę koncertów, na których czułem się bardzo dobrze, było mi miło, a jednocześnie są takimi przyjemnościami, za które nie musiałem czuć się winny.
No i bardzo się cieszę, że mogłem doświadczyć na żywo takich rzeczy, które właśnie chyba w formie występu najlepiej się odbiera, czy to ze względu na energię czy na nagłośnienie, jak Bain, Shibuya, The Thing, KTL, TLASILA. A Oval i NWW to w zasadzie spełnione marzenia koncertowe.
12/24/2008
2008 koncertowo
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz