10/20/2011

spieszmy się słuchać płyt, tak szybko wychodzą (20.10.2011)

[Wojtek Mszyca kiedyś stwierdził, że to świetne hasło, dlatego postanowiłem wyciągnąć je z odmętów moich zapisków internetowych i używać jako nazwy cyklu wpisów, w którym znajdować się będą krótkie recenzje wydawnictw z bieżącego roku. W ogóle postanowiłem sobie, że będę więcej pisać tutaj, zwłaszcza o muzyce, ale zobaczymy, co z tego wyjdzie na dłuższą metę.]

Esther Venrooy Vessel

Czwarte wydawnictwo holenderskiej kompozytorki dla ciekawego londyńskiego labelu Entr'acte. Zwróciła moją uwagę mrocznym i skondensowanym Shift Coordinate Points, w którym wykorzystywała nagrania z numbers stations. Tym razem niestety bez głosów, ale za to z odgłosami statków (choć to trudno wychwycić, jeśli się nie przeczytało). Talent Venrooy polega na tym, że używa ona nagrań terenowych z rozmysłem i nie wpada w czarną dziurę nawarstwiania dźwięków, by stworzyć jakieś totalizujące "soundscape'y". To jest przemyślana kompozycja elektroakustyczna, gdzie czuć rozwagę i skupienie autora. Bardzo odpowiada mi też ta niepokojąca atmosfera, zwłaszcza, że po Mock Interriors obawiałem się, że możemy zostać zniesieni w bezpieczną łagodność.

Sculpture Toad Blinker

Jak mnie to cieszy, że Sculpture, któremu kibicuję od dawna w końcu dociera do szerszej publiczności i zdobywa uznanie - pierwszy nakład, jak i dodruk, ich poprzedniego wydawnictwa dla Dekordera rozeszły się szybko. Nic dziwnego, że niemiecki wydawca z chęcią wypuszcza kolejny ich winyl. To znów picture disc, tak więc kwestia wizualizowania sobie muzyki została zagospodarowana. Ale wyobraźnia i tak pulsuje poddając wizję dziwacznych mutacji organiczno-mechanicznych. Koresponduje to z naturą muzyki Sculpture, gdzie (nad)używany sprzęt wydaje się z lekka zepsuty, niedoskonały. Tak więc, gdy pojawiają się rytmy (często), to nie będą one oczywiste i prowadzące za rękę, ale raczej będą propozycjami ścieżek, na których można się przyjemnie zgubić. Gdy pojawią się melodie (czy może należy wziąć je w cudzysłów?), to choć będą wdzięczne i radosne, to nie zalepią nam słodkością uszu.

Call Back The Giants The Rising

David Keenan zajął się name-checkingiem, więc mi pozostaje wyrażanie opinii i uciekanie się do przenośni. Opinia: jedna z płyt roku, świetna na rozmyte popołudnia duszące deszczowymi chmurami. Przenośnia: soundtrack do animowanej wersji Przemiany Kafki, rysowanej przez Blutcha. Opinia: Niby to wszystko znamy, lekko lo-fi pasaże podgniłych klawiszy, głos, czasem puszczony ze spowolnionej taśmy. Ale są też utwory zupełnie niespodziewane, które cieszą, bo pokazują, że duet nie stoi w miejscu i szuka. Przenośnia: "The Pharroh Man" pokazuje alternatywną wersję ewolucji The Shadow Ring, gdyby chcieli zostać zespołem avant-(glitch?)-popowym.

10/15/2011

walka w kisielu


13 października w Kisielicach wystąpili w/w. Był to fajny koncert, który byłby jeszcze lepszy, gdyby nie gadająca publiczność. Wstęp był darmowy, klub jest mały, ludzie dopisali, ale nawet ci siedzący w tej samej sali gdzie grający, nie czuli się specjalnie zmuszeni do uszanowania sytuacji. Panowie postanowili nie przesadzać z głośnością (za co brawa), ale wobec tego często zdarzało się tak, że rozmowy były tak samo słyszalne jak muzyka.


No cóż, no trudno, no rzeczywistość taka i nie ma co się na nią obrażać. Zwłaszcza, że muzyka ostatecznie nie poległa, jeśli ktoś starał się wsłuchać. Jakoś od początku skojarzyła mi się z Perzem Bunia (wtedy jeszcze m.bunio.s), przez niektóre barwy, co prawda niezupełnie wibrafonowe, ale również w tej palecie, choć bardziej maszynowe. Gdyby ktoś miał wątpliwości, to przywołanie debiutu Bunia należy traktować jako mocny komplement.


Pozostały ze mną te porównania i gdy duet zakończył (po ok. 50 minutach), pomyślałem, że gdyby Teeto Records nadal istniało, to miałoby co wydać. Oprócz mielenia sampli, było też trochę sensownego stukania w bit maszyny, fajny moment, gdy na fundamenty położone przez Etamskiego Piernik wrzucał w innym, ale uzupełniającym, rytmie hi-haty (czy clapy?). Specyfikacji urządzeń nie podam, ale Piernik miał chyba jeszcze jakiś odbiornik fal radiowych, bo kilka razy coś tak szemrało charakterystycznie.
Cały koncert był dość równy, poza dołkiem w 3/4, kiedy to wszystko jak leci wpadało do gara: dwa grzyby w barszcz i kwiatek do kożucha. Czuć było, że mleko się wylało, ale panowie szybko pozamiatali (pod dywan - ha ha).


Przy okazji nagrałem wywiad z Etamskim, który wkrótce w Audiosferze, a jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to nie tylko słowa, ale również dźwięki.

10/10/2011

Ghédalia Tazartès "Repais froid" (PAN, 2011)

Repas froid pierwotnie ukazało się na cd w 2009 roku nakładem [tanzprocesz], jednak jest kilka powodów, by zainteresować się winylową reedycją w PAN. Po pierwsze, jest to pełna wersja tego materiału. Po drugie, została zmasterowana przez Rashada Beckera, ulubionego inżyniera producentów "muzyki tanecznej". Wreszcie, została pięknie wydana, co w przypadku PAN jest w sumie normą, co sprawia, że będzie ładnie wyglądać obok tego nęcącego boksu.

Ci którzy znają twórczość Tazartèsa, nie usłyszą tutaj wybuchających stylistycznych rewolucji. Jednak nie jest też tak, że Francuz odcina kupony i układa je tylko w nowe mozaiki. Niby mamy, to co zawsze: instrumenty (wyróżnia się zwłaszcza akordeon), głos i hałasy (często loopowane). Wyróżnia ten album dawkowanie głosu, który nie pojawia się (jeśli dobrze rozpoznaję) zbyt często. Ale za to pojawia się w różnych odmianach, można by powiedzieć, folkloryzująych: wywiedzionych z Mahgrebu zawodzeniach, śpiewach gardłowych i jednym fragmencie po niemiecku. Mógłby to być cover Einstürzende Neubauten, ale z tego, co sprawdziłem - raczej tak to tylko brzmi. Do tego mamy jeszcze wstawki skądinąd: odgłosy z telewizora, dziecko mówiące przez telefon. Ci, którzy znają francuski, mogą wyłapać dodatkowe sensy, jednak zrozumiałych słów w ogólności nie pojawia się tak wiele (sam tytuł oznacza "zimny posiłek").

Muzyka Tazartèsa jest poskładana, jest konstrukcją, ale to wcale nie tłamsi jej energii i emocjonalności. Swoją swobodnością i zaskakującymi zestawieniami może kojarzyć się z innym twórcą na swój potrzeby przechwytującym muzykę konkretną - Luciem Ferrarim. Jednak panuje tu zupełnie inny klimat, jest chłodno i ciemno, nieco opresyjnie. Innym punktem odniesienia, ze względu na glossolalię i właśnie ten ciężar gatunkowy mógłby być Alessandro Bosetti i jego Il Fiore della Bocca.

Przy okazji: zwróćcie uwagę na trio Tazartèsa (m.in. z szefem [tanzprocesz] w składzie) Reines d'Angleterre oraz na najnowszy jego projekt - ścieżkę dźwiękową do Haxan.

10/06/2011

Ho Tzu Nyen (raz jeszcze)

Jakiś czas temu zapowiadałem dodatek do/kontynuację mojego artykułu o Ho Tzu Nyenie z najnowszego M|I. I oto jest: zbiór fragmentów z mojej korespondencji z Ho, któremu chciało się odpowiadać na moje pytania (oczywiście podziękowania za poświęcony czas).

Zacząłem nawiązując do jakiegoś wywiadu, w którym mówił, że wszystkie jego poprzednie filmy (krótkometrażowe) były eksperymentami przygotowującymi do Here, prosząc aby rozwinął tę myśl:
"Quite simply, I think of all my works as one continuous stream of experimentations - and so long form of feature film Here is a way for me to bring together all the experiments in shorts and videos I have made until then.

I should perhaps note that shorts and medium length films such as Newton,Earth, Zarathustra - all works made in 2009 (because Here was shot in 2008, even as it premiered in 2009) perhaps took on a different direction precisely because of this...and then Endless Day becomes once again, a point in which I am sum these experiments up (while trying to push them to a limit)....."
Endless Day to kolejny film fabularny, nad którym Ho obecnie pracuje.

Jeszcze później powróciliśmy do tego tematu, bo zapytałem, czy od początku wiedział, że będzie kiedyś chciał stworzyć fabułę:
"I always knew that I wanted to make a feature film, and that my work with the shorts and video art pieces are ways in which I can test out ideas, and learn about techniques - though at the same time, each of the work I do, are really 'complete' in themselves - in the sense that I stretch whatever I have to the limits....I try to perfect them with whatever resources I have."

Nie mogłem też powstrzymać się od podrążenia wątku nawiązań i inspiracji, z których niektóre są wyraźne, jak na przykład użycie tytułu debiutu Fassbindera Liebe ist kälter als der Tod, czy kryptocytat z Blowup, inne to być może bardziej moje skojarzenia, jak pewne pokrewieństwo z Cronenbergiem:
"Of course 'love is colder than death' is Fassbinder's first film, but it is also just a beautiful phrase in itself. Collage is actually a mode of operation that is crucial to everything I do - the re-assemblage of existing things. So filmic passages in Here are reworkings of existing films and documentaries, just as many of its textual passages come from existing literary, and critical sources.

These sources are just tools and materials that are part of my mental universe...in a way, I consider film making to be an art of recombining existing things - locations, people, language....just as Earth is a recombination of various paintings from 16th to 18th Century....

As for the reasons why each of the sources and chosen (and why an infinite number of other sources are not) - I would say that there are certainly reasons - too many reasons...reasons that sometimes seems apparent, and reasons that are subterranean....so I'm sometimes not even sure how I can explain and unpack them in a succinct and interesting way for others...you know, it is a little bit like why a painter chose a particular tone of blue for the sky and not another....I think that there is a specific reason, and a kind of clarity - but this clarity exists at the level of sensations, for the nervous system - and it is so difficult to explain them with language - to do so, one either is forced into an incessant flow of words, or one becomes mute - like the main protagonist of Here.....

In any case this has always been a kind of ideal for me - making works that are so dense with meanings that the layers also cancel each other out, so that the end result is a kind of emptiness, like the blank canvas, or the screen....to allow for projection - both projection of light, and the imaginative projection of the spectator....

This is similar to how I think of influences - I think I'm influenced by many things - even by films I haven't seen before....so Cronenberg I have definitely seen before, and enjoyed, but I won't usually include him in lists of artists that I would say affected me the most....but that also would not mean that I am not influenced by his universe....or perhaps the formation of his universe draws from sources which are also important to myself...."

[Filmy Ho odkryłem dzięki poprzedniemu Festiwalowi Filmowemu Pięć Smaków, który właśnie ogłosił pełen program tegorocznej edycji.]

10/03/2011

Audiosfera #200

Audiosfera 5 października 2011 będzie miała dwusetne wydanie. Z tej okazji, podobnie jak podczas poprzednich edycji jubileuszowych, będziemy transmitować na żywo koncerty odbywające się w radiowym studiu. Tego wieczora wystąpią: trio Anna Zielińska / Adam Gołębiewski / Witold Oleszak, Zenial i Lutto Lento. Posłuchamy też nowej kompozycji Roberta Piotrowicza.

Anna Zielińska – skrzypaczka, absolwentka Akademii Muzycznej w Poznaniu (2001). Jako muzyk klasyczny grała w Bayerische Rundfunk Orchesterakademie pod dyrekcją Mścisława Rostropowicza, orkiestrze Festiwalu Wielkanocnego w Bayreuth, Jeunesses Musicales World Orchestra, RIAS (Deutsche Radio) Jugendorchester oraz Nationaal Jeugd Orkest. Od 2000 stale współpracuje z orkiestrą Dresdner Sinfoniker. Jest także improwizatorką, w roku 2001 była stypendystką niemieckiego zespołu musikFabrik i uczestniczyła w warsztatach improwizacji Earle'a Browna w Heek. Tworząc improwizowaną muzykę na skrzypce, a także inne różne źródła dźwięku, występowała/występuje z takimi artystami, jak m.in. Ernst Bier, Marek Chołoniewski, Hamid Drake, Izabella Gustowska, Krzysztof Herdzin, Peter Ole Jorgensen, Cezary Konrad, Wojciech Kosma, Olga Magieres, Rafał Mazur, Peter Friis Nielsen, Zdzisław Piernik, Herb Robertson, Janusz Stolarski, Viktor Toth, Mikołaj Trzaska, Wu Wei, Tadeusz Wierzbicki (Laboratorium Zjawisk), grała także z muzykami Jazz Institute of Chicago.

Adam Gołębiewski – perkusista, z wykształcenia socjolog. Używając preparowanego zestawu perkusyjnego dąży do przeinterpretowania jego właściwości anatomicznych ekspresyjnych i brzmieniowych. Wolną, w zamyśle nie idiomatyczną, improwizację w muzyce, traktuje jak otwarty amalgamat właściwych uczestnikom, równoprawnych estetyk, będącą jednocześnie świadomą praktyką dialogu, kompromisu, pokory, aż po ich – w skrajnych przypadkach – zaprzeczenia. Sytuacje muzyczne dzielił z improwizatorami z Europy: Szwecji, Włoch, Francji, Węgier, Hiszpanii oraz Ameryki Północnej. Partycypuje i współtworzy Poznański grunt muzyki improwizowanej.

Witold Oleszak (urodzony w 1970r.) naukę muzyki rozpoczął w wieku 5 lat. Po 10 latach kształcenia (fortepian klasyczny), porzucił szkołę i wkrótce dołączył do awangardowej, muzycznej i para-teatralnej grupy "Krew", która wraz z zespołem Reportaż w latach osiemdziesiątych tworzyła poznańskie podziemie muzyczne. W latach 1989-1999 odbył gruntowne studia w zakresie architektury. Początkowo na Politechnice Poznańskiej, następnie jako autodydakta. W tym czasie powstawały wyłącznie utwory-ilustracje dla teatru alternatywnego oraz koncepcje partytur graficznych. Od roku 2003, aktywny ponownie jako muzyk/improwizator, konsekwentnie rozwija własną metodę twórczą "Muzyka Prefabrykowana". Stały członek poszukujących grup muzycznych – Reportaż i RAL7024. Najczęściej gra na fortepianie i fortepianie preparowanym, instrumentach własnej konstrukcji oraz na instrumentach zepsutych i na krawędzi ruiny. Jako wykonawca, najbardziej ceni sobie twórcze spotkania z innowacyjnymi perkusistami takimi jak: Andrzej Karpiński, Chris Cutler, David Kerman czy Roger Turner.

Zenial zaprezentuje swój soniczny performance, gdzie głównym źródłem dźwięków jest pole elektromagnetyczne kontrolowane i wytwarzane przez walkmany. Istotnym motywem są interferncje z różnymi przedmiotami i krótkimi falami radiowymi. Pośród tego pojawiają się głosy duchów na wzór trechniki EVP – imitowane i te prawdziwe. Oprócz tego posłuchamy też kilku jego niepublikowanych utworów, specjalnie wybranych na tę okazję. http://www.zenial.audiotong.net/

Lubomir Grzelak, rocznik ‘89. Artysta dźwiękowy, didżej i założyciel kasetowej wytwórni Sangoplasmo records. W nagraniach wykorzystuje najczęściej techniki plądrofoniczne i field recording tworząc kolaże dźwiękowe oparte na przetworzonych nie do poznania utworach innych artystów. http://www.luttolento.tumblr.com/ http://www.sangoplasmo.com/

Audiosfera - o północy ze środy na czwartek, słuchać można w Poznaniu na 98,6 MHz albo przez internet http://afera.com.pl/ - klikając w ikonę z podpisem "słuchaj" htttp://audiosfera.blox.pl