[wpisy o Bressonie się rozrosły, więc podzieliłem je na pojedyncze filmy]
Jak zwykle przy omawianiu filmów zapewne zdarzy mi się coś zespoilerować, nawet nieświadomie. Jeśli ktoś zastanawia się, czy powinien obejrzeć te filmy Bressona, a w pewnym momencie czytania poczuje, że tak, to niech przerwie, obejrzy i potem wróci, będziemy mogli o nich porozmawiać.
Nie ma potrzeby ani Un condamné..., ani Mouchette patynować hasłem "klasyka kina", to są po prostu dwa wspaniałe filmy.
Un condamné a mort s'est échappé ou Le vent souffle ou il veut (1956) reż. Robert Bresson
Od czego zacząć, tyle rzeczy...Kontekst biograficzny? Reżyser był więziony przez 16 miesięcy jako jeniec wojenny, tak więc opowiadana w filmie historia była mu bliska i mógł twierdzić, że przedstawił ją tak, jak się wydarzyła, nieupiększoną ("bez ornamentów"), bo znał realia. Scenariusz oparł na wspomnieniach André Devigny'ego, którego spotkał w czasie wojny podobny los, ale on zdołał uciec z więzienia w Lyonie (w którym kręcono film).
Szerszy kontekst: francuskiego dzieje wojenne sprawiają Francuzom pewne problemy, z którymi borykają się w następnych latach. Na pewnym poziomie jest to film "ku pokrzepieniu".
Jest to pierwsze dzieło Bressona z aktorami-amatorami, a raczej nie-aktorami, co potem stanie się dla niego regułą.
A drugie, w którym za zdjęcia odpowiadał Léonce-Henri Burel (wcześniej - Journal d'un curé de campagne, 1951, potem Proces de Jeanne d'Arc, 1962).
Polskie i angielskie tłumaczenie tytułu nie tylko opuszczają drugą część tytułu ("wiatr wieje, tam gdzie chce"), ale też nie wspominają o tym, co równie mocno jak cytat z Biblii przenosi opowieść na poziom metaforyczny, że to "skazany na śmierć uciekł". Początkowo reżyser rozważał też tytuł "Pomóż sobie sam", co odnosi się do aforyzmu La Fontaine'a, który dalej mówi: "to i Bóg ci pomoże". Reminiscencją, odwołaniem do tego jest nazwisko głównego bohatera, odziedziczone po autorze sentencji.
I have always liked manual dexterity and, when young, made balancing toys, juggled, etc. I've never understood intellectuals who put dexterity aside.*
Jeśli zaryzykować przyporządkowanie: Le diable probablement - głowa, to może Un condamné... - ręce (a Mouchette - oczy)?
Przez ręce poznajemy bohatera, nie mamy żadnego wprowadzenia, zapowiedzenia (poza ogólnym o więzieniu, oddzielonym), nie wiemy, kto, dlaczego, po co - ale widzimy, że "ręce mu chodzą", kombinują.
Później razem z nim wpadamy w rytm pracy: dłubania łyżką, związywania liny, przekazywania liścików z ręki do ręki. Oczywiście ten hymn na cześć zręczności manualnych musi odnosić nas do jej źródła - do wnętrza (ale sam w sobie, oglądany, jest wciągający). Bo to stąd bierze się wola przetrwania, pomysł rzucenia wyzwania losowi. Choć Bresson wysuwa dowcipnie małe ale, żeby nie było tak łatwo idealizować bohatera, jego "plan" rodzi się z gapienia w drzwi, z nudy, choć też nie tylko, bo dostrzeżenie szansy jest oznaką spostrzegawczości.
Podobają mi się te bardziej subtelne wskazania na wiarę, wymiar religijny niż cytat w tytule i obecność kapłana pośród więźniów. Na przykład ruch Fontaine ku górze, najpierw wchodzenie na półkę, by wyjrzeć przez okno. Potem przeniesienie do celi położonej wyżej (co wydaje się pogorszeniem sytuacji, bo teraz nie będzie mógł porozumiewać się ze światem zewnętrznym), a dalej fakt, że ucieka przez dach.
No i ta ślepa wiara, bo przecież nie ma pomysłu, co zrobić po tym, jak otworzy drzwi, ale za to, że jest w stanie zaufać - zostanie nagrodzony.
Ciekawie pokazane jest jego bycie pośród innych, Fontaine nie odcina się, nie zamyka w sobie, chce pomóc, pyta chyba dwukrotnie, "czy jest coś, co mogę dla ciebie zrobić". Gdy zaczyna realizować swój plan - z jednej strony ma swojego anioła stróża, ale zaraz obok ma niewiadomą - sąsiad z celi nie chce się porozumiewać. Oczywiście, może po części niepokoi go to, bo może on być szpiclem, ale chyba bardziej chodzi (tak jak w jego pomaganiu) o relację z innym, tutaj podłamuje go jej (czasowy) brak.
A potem, kiedy jest bliżej zrealizowania planu, inni zaczynają go napiętnowywać, zostaje nazwany kapusiem, jakby mieli mu za złe jego wiarę, albo zazdrościli zapału.
Because the ear is profound, whereas the eye is frivolous, too easily satisfied. The ear is active, imaginative, whereas the eye is passive. When you hear a noise at night, instantly you imagine its cause. The sound of a train whistle conjures up the whole station. The eye can perceive only what is presented to it.
Zabawne, że Bresson wspomina akurat pociąg, bo w tym filmie dopiero pod koniec zrozumiałem, że te gwizdy to właśnie kolejowy odgłos. Brzmiało to jak jakiś egzotyczny ptak, sowa na wysokich częstotliwościach, może jakiś tajny sygnał, nawoływanie.
Dźwięk jest w tym filmie szalenie ważny, pewnie dlatego tak bardzo mi się on podobał, ponieważ wiemy tyle, ile bohater, musimy razem z nim nasłuchiwać aby się odnaleźć, wiedzieć, co się dzieje.
To, że zacząłem się zastanawiać nad realizmem sytuacji, jest raczej dowodem na zdolność angażowania filmu, niż punktem, z którego można wyprowadzać jakieś zarzuty co do przekłamań. Myślałem po prostu o tym, że to chyba musiało być kiepsko strzeżone więzienie, skoro żaden strażnik nie zareagował przez ten cały czas na dobrze słyszalne (choćby w celi na przeciwko) czynności Fontaine'a.
Znaczenie dźwięku jest wspaniale wyzyskane podczas ucieczki, a w ogóle jeszcze przedtem, gdy słyszane przez okno odgłosy z zewnątrz: tramwaj? rozmowy? są zwiastunem, zapowiedzią wolności. A podczas ucieczki: chyba po wyjściu na dach Fontaine wyłapuje metaliczne skrzypienie, niepokoi go to, bo choć spodziewał się jakiś niewiadomych, to trochę wie o rozplanowaniu więzienia i nie może odnaleźć prawdopodobnego źródła tego dźwięku. Najlepsze jest to, że ta niewiadoma okaże się oznaką czegoś, co być może nawet uczyniło ich ucieczkę łatwiejszą. (wiem, że tajemniczo, ale tego nie chcę zepsuć)
Idąc trochę dalej (dosłownie i w przenośni) na ostatnim etapie ucieczki, znów element nieprzewidziany, który my widzimy, a bohaterowie nie. My wiemy, głównie po to, żeby się niepokoić, że hak nie zaczepił się o mur, a stalową linę. Czy nie pęknie? Nie, ale wyda donośny dźwięk - zaniepokoiłem się, że to zniweczy wszystko, że wszyscy to usłyszeli, ale jednak nie. Kusi by napisać o ostatnim, mistrzowskim akordzie, o tym jak dali o sobie znać opuszczając budynek, przy jego wykorzystaniu, nieświadomy popis, przypadkowa nadmiarowość.
Dla mnie chyba byłoby idealnie, gdyby film skończył się, przed tym jak dotknęli ziemi po drugiej stronie. Potem jeszcze to odejście w dym (z drugiej strony super, bo widzimy w końcu pociąg, chociaż tak naprawdę to nadal nie), które ma coś z uświęcenia, że wypełnili swój los i zniknęli (wyparowali) z ziemskiego padołu.
Moreover, this is what it was like when I was a prisoner of the Germans. Once I heard someone being whipped through a door, and then I heard the body fall. That was ten times worse than if I had seen the whipping. When you see Fontaine with his bloody face being brought back to the cell, you are forced to imagine the awfulness of the beating - which makes it very powerful.
To jeszcze a propos dźwiękowości, ale też o pomyśle filmowym, żeby nie skupiać się na więżących Niemcach, ani nawet na relacjach z pojmanymi. Bardzo trafnie, bo to nie tylko nie zmniejsza wrażenia opresyjności, ale w dodatku czyni film bardziej historią więźniów, oprawcy są poniekąd nie warci uwagi (bo są zawsze tacy sami?).
Jeszcze jeden cytat miał być, ale nie mogę go znaleźć, ale jestem pewien, że Bresson mówił, że zastanawiał się, czy powinien zastosować narrację. Ja też się zastanawiałem, chwilami jest rzecz jasna nieodzowna, ale czasem trochę przeszkadzała. Choć dodaje też innego odcieniu opowieści, o czym pisał Truffaut:
We are shown Lieutenant Fontaine, about whom we shall know nothing more, in a period of his life when he is particularly interesting and lucky. He talks about his act with a certain reserve, a bit like a lecturer telling us about his expedition as he comments on the silent movies he has brought back: "On the fourth, in the evening, we left the camp...."
* wszystkie cytaty z tego wywiadu
fakty z początku zaczerpnąłem z tej recenzji
stopklatki via theartofmemory.blogspot.com (sprawdźcie więcej jego postów o bressonie - będzie się długo ładować, ale warto)
12/21/2008
Bresson (wpatrywanie cz. 7)
napisał
Piotr Tkacz
o
12:02
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz