1/29/2009

To tu, to tam

ten wpis dotyczy jednego z dni festiwalu club transmediale 2009, moja większa relacja znajduje się tutaj, a dużo dużo zdjęć tu

Wczoraj dużo rzeczy, a mało zdjęć, już się nauczyłem i jak nie jest jasno, to nawet nie wyciągam aparatu.

Wykład o 15 był odwołany, więc poszedłem na...hm...nie wiem, jak to nazwać, powiedzmy że koncert, który się odbywał w innej sali Kunstraum Kreuzberg Bethanien - Stimuline (na tej stronie kliknijcie "performances"). Leżysz na materacu, w kombinezonie z głośnikami, które wysyłają dźwięki do kości (stopy, ramiona, dłonie, klatka piersiowa, głowa), bardzo dziwne wrażenie, jak słyszysz dźwięk dobiegający ze stopy (można to było zlokalizować bo głośniczki wibrowały). W środkowej części także dźwięki z zewnętrznych głośników, z niskimi częstotliwościami, przypomniał mi się Mark Bain (w zeszłym roku na CTM), ale on to robił lepiej. Tynk z sufitu zaczyna lecieć na twarz.
Spodziewałem się więcej, jakiejś "wewnętrznej podróży", etc, leżałem niedaleko wejścia i słyszałem dźwięki z zewnątrz.

Potem film, a potem przechadzka do Haus der Kulturen der Welt, miałem ustaloną trasę, a i tak udało mi się zgubić, po drodze jakaś demonstracja na Friedrichstr.
W HKW dwa występy, z pierwszego nich zdjęcie, a o nich może innym razem.




Jak przyszedłem do Marii (am Ostbahnhof), to grał już Lichens. Całkiem fajne, zaloopowana gitara w delay'o-reverbie, potem wokal.
To w ogóle był dziwny wieczór: duża sala "metalowa", a w drugiej Raster-Noton. Na każde z tych wydarzeń przyszło sporo niefestiwalowej publiki, na każde z osobna, rzecz jasna.

To że R-N jest w mniejszej sali tłumaczyłem sobie tym, że tam łatwiej im stworzyć "a performance space in which sound, light and architecture are united into an overall concept." Gdzieś wcześniej czytałem, że będą lustra, nie wiem, co sobie wyobrażałem, ale na pewno nie to, że powieszą trzy ekrany z lewej strony sali. Zaczął Bretschneider, krótko (20 minut?), nic z Rhythm. Długie czekanie na SND, z którego wyszedłem dość szybko - obok mnie stał koleś, który cały czas gadał, zastanawiałem się, czy poproszenie go o zaprzestanie niesie ze sobą ryzyko jakiegoś niebezpiecznego kontaktu cielesnego...Kiedy zaczął wystukiwać rytm na swojej dziewczynie, stwierdziłem, że pewnie tak, to jest taki rodzaj prymitywizmu, z którym nie chcę mieć do czynienia. Nie podobało mi się to, że tak będę chodził w te i we w te, ale cóż...Trochę byłem ciekaw Attili Csihara, no właśnie, gdzie on jest, przecież pani już mu zapaliła świece na stoliku (serio!), okej - pojawia się, w czarnej szacie z kapturem. Oczywiście mnóstwo dymu, staram się nie myśleć o tym folklorze, tylko słuchać. Jest całkiem dobrze, z tym, że przewidywalnie, 3/4 czasu na tym samym loopie wokalnym, na tym pojawiają się inne zaśpiewy, przez moment coś stylizowanego na chór, ostrzejszy krzyk (jakieś sample?). Schodzimy coraz głębiej, tzn coraz więcej dołów, sycząco szeptane słowa ("sabotaż sabotaż"?) loop zostaje rozciągnięty tak, że staje się pasmem dźwięku. Koniec.

Oprócz Æthenora, to jedyny występ tego dnia, który widziałem w całości. Dwa dni temu słuchałem znów ich pierwszej płyty i podobała mi się jeszcze bardziej niż za pierwszym razem. Postanowiłem, że będą tego dnia moim priorytetem, nawet gdyby zbiegali się w czasie z Alva Noto - a wedle pierwszej rozpiski tak miało być.
Wszedłem w trakcie jego występu (miał grać materiał z Unitxt), sala napakowana maksymalnie, nici z "spell-binding spatial experience that gives visitors the impression of being in an infinite dancehall", jedyne wrażenie to, że zaraz zostanę zgnieciony. Co nie zmienia faktu, że muzycznie bardzo fajnie. No i, żeby oddać sprawiedliwość, on i Byetone wykorzystali też ekrany za sceną.

Nie wiem, czy to był koniec całości, jak wyszedłem, to Asva zaczynała. Początek mi się podobał, jak zbudowali przestrzeń opartą na statycznych sprzężeniach, a perkusja (bardzo cicha zresztą) dodawała miejscowo. No ale potem jeden zaczął takie sentymentalne nutki, a dalej to już głównie doomowe najazdy.

Pomiędzy ich początkiem a końcem zajrzałem na Byetone i łał, łał, ale jazda, 4/4 *bez obciachu*, szkoda że taki tłok bo można by *poszaleć*. Tak jak Bender za laptopem, jeszcze bardziej wkręcony niż Nicolai.

Æthenor (z dwoma członkami Ulvera) mnie trochę zawiódł, ale o tym gdzie indziej.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

zdjęcie - projekt untitled sound object?
"grali" z jakimś wzmocnieniem powstających dźwięków, czy wprost z tych wibrujących-poruszających płytek?
kiedyś trafiłem na filmy z instalacji i byłem pod dużym wrażeniem, jak to wypadło na żywo?

Piotr Tkacz-Bielewicz pisze...

tak, teraz widzę, że na stronie jest odwrotna kolejność zasugerowana. każda z szybek, na której leżały rzeczy miała mikrofon kontaktowy. sądząc po ilości pokręteł (obok) obstawiam, że kontrolowali częstotliwości (wysokie, średnie, niskie). bardzo miło się tego słuchało, mogło być nawet głośniej.