[ten wpis dotyczy jednego z dni festiwalu club transmediale 2009, moja większa relacja znajduje się tutaj, a dużo dużo zdjęć tu]
Chyba mojej przede wszystkim. Wczoraj główną postacią był kanadyjski gramofonista Martin Tétreault, który zagrał trzy razy.
A wieczór zaczął przyjemnie duet Minibloc, który grał nie na scenie, tylko przy stoliku ustawionym pośród publiczności. Jeden z kuratorów wieczoru zapowiedział, że podczas pierwszych trzech występów bar będzie zamknięty, bo to jest bardziej "listening music than performance music". W przypadku tego duetu to było raczej nietrafione, bo aspekt widowiskowy też jest ważny, gdy używa się ekspresu do kawy, małych nakręcanych zabawek, maszyny do baniek czy sznurka do tworzenia dźwięków.
Podczas występu Stefana Németha i Stevena Hessa przypomniało mi się to "listening", jak że od strony baru (tak, zamkniętego) dochodził szum rozmów ludzi niespecjalnie zainteresowanych muzyką. A występ był okej, Radianowy vibe, ale mniej zadziornie, choć trochę zabrudzeń Németh dorzucił.
Tétreault najpierw w duecie z Artificiel, który filmował to co on robił i loopował go, budując utwory. Dźwiękowo nic specjalnego.
Potem z 10 perkusistami, hm, megalomańskie zapędy z miejsca mnie zniechęciły. W pierwszej partii sami perkusiści, potem sam MT i tu było fajniej, bo miał cztery gramofony i puszczał na nich winyle z porobionymi locked groove'ami (można tak to nazwać chyba, tzn że jedno "okrążenie" na płycie leciało w kółko) z fragmentami perkusyjnymi i dozował sygnał z każdej próbki na mikserze. Potem perkusiści z nim, a potem znów on sam.
Na koniec absurdalnie głośny i monotonny duet z metalowym perkusistą Michelem Langevinem, który napieprzał maszynowo. No łał.
Zresztą nie potrzebowałem już mocnego uderzenia, bo wcześniej stłamsił mnie Mika Vainio. Występy MT były przeplatane pozostałymi, Vainio grał między tymi dwoma "perkusyjnymi" projektami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz