1/03/2009

Coen, Coen/Coen (wpatrywanie cz. 12)

Zewsząd, że To nie jest kraj dla starych ludzi, och i ach, oskary, świetne, wstrząsające nawet, no tak, tak. No to trzeba zobaczyć. Już byłem umówiony z Mikołajem na seans, a on sobie czmychnął, więc rekompensująco-przygotowująco obejrzałem

Miller's Crossing (1990) reż. Joel Coen

Oczywiście przy współudziale (tutaj scenariuszowym) swojego brata Ethana. W filmografii: po Raising Arizona (1987) i rok przed Bartonem Finkiem.




Historia osadzona w latach '20, walka gangów o panowanie nad miastem, główny bohater Tom Reagan zostaje wplątany w sieć zachodzących na siebie intryg, bo wszyscy wiedzą, że dużo może i mają z nim związane plany.
Trudno powiedzieć, czy on ma jakieś plany, poza tym, żeby przetrwać, jest centralną, węzłową, postacią w filmie, dowiadujemy się wiele o jego charakterze (jeśli można dobrze sądzić z działań). Ale na koniec nie wiadomo, wygrał czy przegrał, tego chciał, czy liczył na coś innego?
Może nie mógł wygrać w sposób oczywisty, bo w takim świecie ktoś uczciwy, nie może odnieść całkowitego zwycięstwa.



Jak zwykle, spoilery nie są zamierzone, ale mogą się przytrafić.

Dźwiękowo dzieją się bardzo ciekawe rzeczy: pierwsza scena, zamknięcie, izolacja, nie wiadomo, jaka pora dnia, ani też dokładnie, gdzie jesteśmy. Trwa rozmowa, najpierw spokojna, przekazywanie informacji, a potem wybuch emocji. Z zewnątrz słychać tylko trzy razy uderzenia wiatru, raz coś innego - może pociąg? Bo je słychać potem często w z mieszkania Toma, także u Caspara.

A schemat dialogu od neutralności do zapalczywości powtórzy się potem podczas rozmowy w barze o Rugu.



Są też dwie rzeczy, które powrócą w No Country..., charakterystyczne ujęcie z dołu. Tutaj kilka razy: kapelusz w lesie, piesek dzieciaka, który znalazł trupa, powalony Tom, który widzi wejście policji.
Drugą jest sen, opowiedziany (a czy coś wyjaśniający?) w No Country..., a tutaj Tom może by nawet opowiedział, może właśnie coś by nam się wyjaśniło, dowiedzielibyśmy się czegoś z jego "głębi". Ale głos zabiera kobieta, opowiada, jakby chciała mu podsunąć wersję, ale to nie to, nie ma racji, nic nie wie.



A sen był o kapeluszu, który też kilka razy się pojawi, potem któregoś z policjantów, w scenie wysadzania baru, został zwiany i przesuw się w tym pasie niczyim ulicy, między budynkiem a szpalerem samochodów. A pod koniec bezpański leży na schodach? Skąd on tu? Może wskazówka dla uważnego widza, kto znajduje się na piętrze?



Co jeszcze słychać? Bogata i fajnie poplątana jest scena najścia na dom Leo (a Finney w ogóle dobrze gra). Idziemy razem z drabami, dobrze słychać ich kroki i ogień, a także przytłumioną muzykę (bo dochodzi z pokoju Leo). Potem piosenka, której słucha wyjdzie poza ten pokój, razem z nim, stanie się wyraźniejsza i będzie mu towarzyszyć, stanie się jego soundtrackiem do zabijania ("sleep till you come").
Nie tylko przez zestawienie dźwięku i obrazu ta scena jest zabawą ze schematami przemocy w filmach. Także to rozwalanie kolesia w oknie z maszynówki jest przegięte, a finał - toż on przyjmuje pozę a'la Rambo. (Ale to tylko taka drobna uwaga autorów co do sposobów ukazywania przemocy, myślę, że w Blood Simple wystarczająco mocno zdekonstruowali fantazmat łatwego zabijania, więc tutaj tylko wspominają.)

Jeśli chodzi o muzykę, to późniejsza scena w lesie kontrastuje, ze względu na źródło - tam była mechaniczna, a tutaj jest żywa. Jeden z gangsterów śpiewa i to nie jakieś tam sprośne rymowanki, nie nuci pod nosem, nie gwiżdże. On śpiewa pełnym głosem - czy tego spodziewalibyśmy się po jakimś wykidajle?
To zupełnie nie trzyma się napięcia fabularnego tej sceny, ale też dzięki temu nie można tak łatwo określić jej środka ciężkości.

Jeszcze jedna mała obstrukcja muzyczna: przed egzekucją Bernie'go do standardowych (uczuciowych, strwożonych) smyczków zostaje dorzucony wysoki elektroniczny dźwięk.

Bernie jest trochę jak Tartuffe, od początku dużo się o nim mówi, ale my go nie poznamy. Pojawi się dużo później, w ogóle tylko trzy razy, z których dwa pierwsze pokazują go w diametralnie odmiennych stanach emocjonalnych.



Jest jeszcze postać, o której aż tyle się nie mówi, ale której nie zobaczymy w ogóle - Lazarre.

Podobał mi się też montaż, gdy po tym jak Caspar uderzył swojego syna, następne ujęcie jest w bokserskiej sali treningowej.

No Country for Old Men (2007) reż. Joel Coen, Ethan Coen

Już za dużo słów, chciałem sam powybierać klatki, ale plik się kaszani, więc jestem zdany na znaleziska.



Jeszcze coś, co w obu filmach: powtarza się dialog o byciu wciągniętym w intrygę, w coś złego, nie dokładnie taki sam, bo tutaj coś a'la "wmieszałeś się", a w tamtym "wmieszałem cię", w odpowiedzi na "nie chcę być wmieszany...".

Jest kilka świetnie pomyślanych momentów przecinania się losów, wątków, pośrednich spotkań osób, które w fabule się nie poznają.
Szeryf siedzi patrząc w wyłączony telewizor i mówi "zobaczył to samo co ja, a na mnie zrobiło to wrażenie". Ma na myśli jatkę na pustyni, ale ponieważ jest to samo ujęcie co niedawno (odbicie siedzącego w czarnym ekranie telewizora), myślimy o czym innym.

Szeryf jeszcze raz później mówi coś o mordercy, tutaj zupełnie nieświadomie, podając przypowieść, która ma nieść życiowe przesłanie, wyjaśnia nam, jakiej broni używa zabójca.



Co nas prowadzi do idei zezwierzęcenia człowieka, wcześniej na przykład bohater stara się wyśledzić antagonistę po śladach krwi na chodniku. No i też polowanie ma w jego przypadku duże znaczenie, bo przecież to ono doprowadza go do tego feralnego (jednak) miejsca na pustyni.

Jeszcze jeden, prawie zabawny, powrót/złączenie, na końcu morderca ma wypadek (samochodowy) i kupuje koszulę od chłopaka przejeżdżającego w pobliżu. Wcześniej jego przeciwnik, też kupił koszulę, ale ten który mu ją sprzedawał, sam podał jako opcję w pytaniu "miał pan wypadek samochodowy?". Powtarza to kilkakrotnie, jakby chcą sobie zracjonalizować, dlaczego człowiek może być w takim stanie, tak zakrwawiony. Kupujący nie odpowiada, zdarzyły mu się różne wypadki, samochodowy akurat nie.

O czym jest ten film? O przemocy, o niezrozumieniu. Ale reżyserzy nie stawiają się w pozycji tych, którzy wiedzą, nie ganią tych, którzy nie rozumieją, nie sugerują, że ty stary ośle, idź się połóż w grobie, bo już nic nie rozumiesz. Oni też nie rozumieją, człowiek nie jest w stanie tego zrozumieć, bo to jest nieludzkie.

Ale też nie chodzi o mit wiecznego regresu, rzecz dzieje się w 1980, a narzekania na rzeczywistość brzmią jak wyjęte ze współczesności (naszej). Żeby jeszcze podważyć hipotezę, że jest coraz gorzej, jedna z postaci przytacza opowieść z zamierzchłej przeszłości, w której też króluje niezrozumiała przemoc.



W obliczu tego wszystkiego mistrzostwem czarnego dowcipu jest dialog, w którym uczestniczy główny bohater jako autostopowicz. Podwożący go zaczyna niespodziewanie i tajemniczo "nie powinieneś tego robić". Chwila zastanowienia - czy on coś o nim wie? czy to głos sumienia? rozsądku? Za chwilę się wyjaśnia: "nie powinieneś jeździć autostopem, to niebezpieczne." Tak, zawsze się znajdą mędrcy, którzy wynajdą zastępcze problemy i rozwiązania.

Mój brat podsunął mi pomysł, że w kontekście tytułu można myśleć o tym, że wszyscy bohaterowie jakoś (niedosłownie) się przez te zajścia zestarzeli (ci, którzy nie zginęli), że ich to naruszyło, osłabiło.


[zdjęcia: Roger Deakins - wszystkie filmy Coenów od Bartona Finka, A Beautiful Mind, House of Sand and Fog, Dead Man Walking, The Assassination of Jesse James by the Coward Robert Ford]

Brak komentarzy: