Myślę, że już jestem blisko information overload unit. Wczoraj mieliśmy w planie zobaczyć wystawy w Neue Nationalgalerie, ale były takie kolejki (głupi turyści), że zrezygnowaliśmy. Ale nie ma tego złego, co by, bo poszliśmy do Martin-Gropius-Bau na wystawę Roberta Lebecka (o której innym razem).
Do Bethanien wybrałem się po 17, nauczony że wszystko ma obsuwę. Tam wisiał inny rozkład, niż w internecie - zależnie od wersji panel, na który przyszedłem, był opóźniony 45 minut albo 1h15min, czyżby w zglobalizowanym, ucyfrowionym świecie niemieckie umiłowanie porządku przestało być aktualne. Było ciekawie, ale musiałem wyjść, żeby nie spóźnić się do Haus der Kulturen der Welt. Tym razem udało mi się nie zgubić, a dodatkowo miałem piękny soundtrack: Cançons per a un lent retard Ferrana Fagesa, na tych mniej ruchliwych ulicach pasował wręcz idealnie.
Oczywiście spieszyłem się niepotrzebnie, w HKW, gdzie odbywa się Transmediale, czuć taką art-worldową atmosferę, wszystko jest ładne, hi-tech, pracownicy ubrani wedle szablonu. Zabawnym odpryskiem tego była ulotka ostrzegająca, że dzisiejsze występy mogą uszkodzić słuch, bo kontakt z takimi wysokimi częstotliwościami, że nie ponoszą odpowiedzialności za uszkodzenia (he? nie widziałem ustawy, ale niby dlaczego nie, moim zdaniem powinni) i rozdawali zatyczki.
Jak już w końcu nas wpuścili, jak już w końcu konferansjer pojawił się na scenie, uspokoił, że są poniżej granicy wyznaczonej przez niemieckie prawo, niemniej jakby co, no to są zatyczki. I że to drugi występ dopiero będzie tym głośnym.
Najpierw wystąpił Ryiochi Kurokawa przedstawiając (grając?) Parallel Head, o kurcze, naprawdę potrzebował czterech laptopów...phi...wizualnie więcej niż dobrze, ale dźwiękowo przewidywalnie, schematycznie. (To coś innego, ale mniej więcej w tym stylu)
Potem Telcosystems i ich Mortals Electric (nie wiem, skąd te czarnobiałe stopklatki, wizuale były w kolorze). Bardzo mi się podobało, zwłaszcza dźwiękowo.
Był jeden moment (= minuta?), gdzie pomyślałem, że aha, jest głośno. Oczywiście nie mierzyłem decybeli, więc nie mam *dowodów*, ale mam uszy, które wskazują, że na koncertach Club Transmediale zwykle jest głośniej.
Kolejny przystanek - HBC (BHC?), impreza luźno związana z CTM/TM, było trochę osób stamtąd, jakoś wieść musiała być rozpuszczona.
Tym razem drugi koniec kija, można się cieszyć ze spóźnienia (to się miało o 19 zacząć? ha hah ah), 6,66 za wjazd i weszliśmy w trakcie występu Venzhy Christa, maska przeciwgazowa na twarzy, jakieś przyrządy na rękach (coś thereminowatego?), ciągłe wysokie dźwięki, niskie, krótkie zwarcia, co jakiś czas tępe uderzenia.
Potem Chdh i ich Vivarium (jest link do torrenta z dvd, a program można ściągnąć stąd). Zaczęło się dobrze, jeśli użyć ogólnika to blisko Pure'a, rytmicznie poruszające się powierzchnie. Jakiś moment skojarzenia z Pan Sonic, a potem niestety kopiowanie alva noto.
Po nich Dirk Paesmans z jodi.org grał używając (przypuszczam) zrobionego przez siebie (nich) programu, który umożliwiał miksowanie wideo (zapewne youtube'ów). Sporo tematyki nerdowej, też niszczenia komputerów, urządzeń, amatorskich piosenek. Dużo lepsze niż kiepski "yotube vj/dj performance" na otwarcie CTM.
I w końcu ten, z powodu którego tu przyszedłem - Pure, wykonujący materiał z jednej z moich pierwszych ulubionych płyt w tym roku Ification (do ściągnięcia kilka fragmentów i dwa całe utwory). Zaczął od początku, który jest doskonałym otwarciem albumu, trochę wykręcał ten motyw gitary. Tak pi razy oko powiedziałbym, że były też elementy z "Approximation", "Iron Sky". Pod koniec tego pierwszego jest niski dźwięk, wczoraj pojawił się on solo i pomyślałem, że jego źródłem musi być tuba (waltornia? puzon?) - tylko że jest on spowolniony. Zrobił na mnie niesamowite wrażenie, dobiegał z oddali i był wszędzie, taki czysty, złowieszczy, zaryzykuję skojarzenie z Mahlerem...Występ był podzielony na sekcje, może czasem wolałbym większą płynność, ale odosobnienie, wyszczególnienie niektórych elementów też miało swój sens.
Trudno zaklasyfikować twórczość Pure'a (a to dobrze), w ciągu roku słuchania jego produkcji doszedłem do formułki zabrudzony (chropowaty), gęsty dark ambient.
To niewiele mówi, więc dorzucam zdjęcie, które moim zdaniem oddaje coś z atmosfery jego muzyki.
A na powrotną drogę kruche dźwięki dłuższych utworów z płyty Fagesa. W puste przestrzenie, których sporo, dostawały się dyskretne dźwięki berlińskich ulic około drugiej w nocy.