7/14/2016

Fiesta Forever - Jorge Jácome (wpatrywanie cz. 35)

Bardzo fajne coś odwołujące się do formy gry komputerowej.


Intrygujące, bo nie wiemy nie tylko, gdzie jesteśmy, ale też kto patrzy, nawet nie wiadomo, czy "czyimś" "okiem", czy jest to spojrzenie powiedzmy obiektywizujące, czy jakiejś maszyny (słychać stale jej sygnał). Trudno powiedzieć też, kto mówi, do kogo i gdzie (czy jest to jakiś czat - przypomniało mi się Les invisibles Thierry'ego Jousse). Na początku nie wiadomo też - o czym.

Stopniowo się to wyjaśnia i okazuje się, że wrażenie, że mamy do czynienia ze światem po apokalipsie było słuszne. Być może była to mała apokalipsa w perspektywie globalnej, ale dla wielu jednak znacząca. Twórca tak przedstawia ten świat i tak prowadzi narrację, że czuć dojmującą siłę ciosu, jakim te zdarzenia były. Dźwiękowo też jest dobrze, bo pod koniec do ascetycznego krajobrazu dźwiękowego dołączają piosenki z niedostrojonego radia i mnogość niewyraźnych głosów.

To przemieszczanie się z jednego pomieszczenia do drugiego przypomina faktycznie spędzanie czasu w klubie, ale tutaj przez pustkę i ciszę odczuwa się efekt odrealnienia podobny temu, jaki osiągnięto wpuszczając zwierzęta do Berghain.

Nie mogę się powstrzymać od przywołania zabawnego pomysłu, jaki rzuca jedna z postaci: ktoś powinien zrobić aplikację na smartfona transmitującą na żywo z parkietu, żeby można było sprawdzić, kiedy najlepiej przyjść, taką jak aplikacje dla surferów.

Brak komentarzy: