7/17/2016

Animator - 9. Międzynarodowy Festiwal Filmów Animowanych (cz. 2)

[część pierwsza tutaj]

Festiwal to też konkurs filmów pełno- i krótkometrażowych. W tej pierwszej kategorii jury nagrodziło Nuts! Penny Lane, a publiczność Psiconautas, los niños olvidados Pedro Rivero i Alberto Vázqueza. Nuts! jest świetnie poprowadzoną, zaskakującą opowieścią, dowcipną, ale bez przegięcia, o co byłoby łatwo zważywszy na temat. Dla mnie ciekawy też dlatego, że jego bohater szybko poznał się na sile radia. Psiconautas to trochę straszna, a trochę śmieszna historia, bajkowe ujęcie post-apokaliptycznych czasów z bardzo aktualnym wątkiem śmieci.
Oczywiście trudno porównywać tak różne filmy, ale La Montagne magique Anki Damian był równie dobry. Na początku miałem wątpliwości, czy taka mnogość technik i środków jest faktycznie potrzebna, ale wszystko zespala mocna historia, wartka narracja i intrygujący narrator. Tym lepiej działa druga połowa prawie pozbawiona słów, opowiadająca obrazem.
Jeśli chodzi o krótsze formy, to publiczność wybrała Sexy Laundry Izabelii Plucińskiej, pełną humoru ale i gorzką opowieść o parze próbującej ratować swój związek. Jury dało Grand Prix Before Love Igora Kovalyova, które mnie akurat nie przekonało. Rzecz jest dopracowana i wciągająca, jednak fabuła zbyt otwarta, zresztą reżyser podobno mówił, że tak ma być i każdy może interpretować, jak chce. Drugą nagrodę dostał Blind Vaysha Theodore'a Usheva, o którym pisałem tutaj. Trzecią Endgame Phila Mulloy'a, też historia śmieszno-straszna, odwołująca się do formy gier komputerowych, ale taki starych jak pamiętny Scorch. Albo wręcz do "gier" rysowanych w zeszytach szkolnych. Najlepszym filmem muzycznym uznano Erlkönig Georges'a Schwizgebela, który był muzyczny nie tylko bo towarzyszyła mu kompozycja, ale też ze względu na wciągający stały rytm przekształceń. Najlepszym filmem studenckim wybrano About a Mother Diny Velikovkay'i, bajkę pełną prostych i zabawnych pomysłów rodem z tradycyjnych opowieści (moc włosów!). Nagrodę Stowarzyszenia Filmowców Polskich dostała Marta Pajek za Figury niemożliwe i inne historie II, którego styl nie przypadł mi do gustu, ale doceniam ciekawe przełożenie wyrażeń "obchodzić się jak z jajkiem", "trupy w szafie" na wizualność. A na koniec zastanawiałem się - co się z tego wykluło? Ucieszyła mnie nagroda im. Wojciecha Juszczaka za szczególne walory artystyczne dla Izumi Yoshidy za Kinki. Abstrakcyjny, ale poruszający, kipiący emocjami, z nieszablonową muzyką Sebastiana Ładyżyńskiego. Podobno w szkole autorki w Łodzi rzecz wzbudziła pewne opory grona pedagogicznego, że to w ogóle nie jest film.

Chyba każdy festiwal animacji zerka w kierunku Annecy - poznański już kolejny rok współpracuje z tamtejszym i pokazuje nagrodzone na nim filmy. To pewnie nie miarodajne, ale jeśli brać pod uwagę jakość wyróżnionych tu i tam dzieł, to Animator wypada lepiej niż dobrze. Jak mówił Yves Nougarède we wprowadzeniu wydarzenia zeszłego roku, z zamachami w Paryżu na czele, odcisnęły swe piętno też na filmach animowanych. Żeby więc seans nie wypadł zbyt depresyjnie dodał dwa nie nagrodzone. Słusznie, bo były one bardzo fajne (Mr. Sand Soetkina Verstegena i Stems Ainslie Hendersona). Znów w zasadzie każdy byłoby warto wspomnieć, ale na pewno trzeba Peripheria Davida Coquard-Dassaulta (ponownie te blokowiska), The Reflection of Power Mihai'a Grecu (tak, rozszerzajmy pole filmu animowanego!) i Modern Love – A Kiss, Deferred MOTH COLLECTIVE.

Dziecko na na wakacjach, gdy już spróbuje wszystkich pięćdziesięciu smaków lodów zaczyna przebąkiwać, że to za mało, że przydałyby się jakieś inne. To nie apetyt rośnie, ale ciekawość. Ja mam podobnie, Animator rozbudził ją we mnie, pokazał jakie różne krainy i kontynenty istnieją - teraz zaczynam kombinować na własną rękę, że muszą być jeszcze inne. Najbardziej bym się cieszył, gdyby więcej było filmu eksperymentalnego, abstrakcyjnego, absolutnego - nie tylko jest to po prostu wartościowe, ale też stanowi niezagospodarowane w Polsce poletko. Pamiętam jak kilka lat temu do jednego z pokazów włączono Peter Tscherkassky'ego, znałem już wtedy jego prace, ale jakie to było odświeżające! Czemu więc nie Jodie Mack, czemu nie Bill Morrison. Albo więcej wycieczek w przeszłość, która też przecież jest obcym krajem. Co prawda jak pokazywano klasykę awangardy, to trochę narzekałem, ale może jej znane przykłady albo nowatorsko zestawione ze współczesnością? A może Georges Méliès - pooglądajmy go trochę, zamiast tylko czytać o nim.
W przyszłym roku edycja jubileuszowa, liczę na podróż dookoła świata albo nawet dalej.

Brak komentarzy: