10/31/2008

"Pożegnaj koszmar przeszłości / i poznaj przyszłości potworności"

Wygląda na to, że trochę czasu minie, zanim napiszę wpis o Ad Libitum: 3, więc teraz coś szybkiego, żeby uspokoić tych, których niepokoiło to długie milczenie (no tak, jak zwykle myślę o sobie, bo to mnie właśnie ono niepokoiło).

Mógłbym pisać o wielu sprawach, mam w szufladzie trochę wycinków z Wyborczej, kilka o kończącym się właśnie Mediations Biennale, ale to później. Na teraz taktyka jest taka, żeby poniżej umieścić długą listę, w sensie szeroką, czyli w ogóle obszerną, no właśnie...listę dobrych (jak dla mnie - najlepszych) płyt, które wyszły w 2008. Zaraz się zacznie szał na podsumowania, ale jeśli ktoś chce "nadrabiać zaległości", to jeśli zacznie teraz, powinien się jeszcze uporać z tym materiałem przed końcem terminu przydatności tegorocznego kalendarza.

Lecimy, lista zgodna mniej-więcej z kolejnością zapoznania się:

Robert Piotrowicz
Lasting clinamen (R)
Clive Bell / Bechir Saade An account of my hut (R)
Andre Vida I don't know whats wrong with me, my computer eyes or my internet knees (Ś) (W)
Ikonika Please/Simulacrum
Squincy Jones Nintendub (Ś)
Jack Wright / Grundik Kasyansky Chinese nightingale / First meeting (Ś)
Sculpture Cdr
Francisco López Live in Auckland (R)
COH Plays Cosey
Flying Lotus Los Angeles
Shit & Shine - Kuss mich, meine Liebe
Untold Kingdom
Seymour Wright of Derby s/t (Ś) (W)
Andrew Paine & Richard Youngs Hot Canyon Butter
Nurse With Wound The Bacteria Magnet
David Lacey / Paul Vogel The British Isles
Graham Lambkin / Jason Lescalleet The Breadwinner
Shackleton Soundboy's suicide note

___
(W) - wpis na blogu
(R) - recenzja
(Ś) - do ściągnięcia (na legalu)

Ze sporym zdziwieniem zauważyłem bardzo małą ilość eai (improwizacji elektro-akustycznej) w zestawieniu. Mamy Kasyansky'ego i Wrighta, duet który łatwo sprawdzić, szczególnie polecam "First meeting", w którym panowie wspinają się na szczyty wysokich częstotliwości. Na siłę można by w tą szufladkę wrzucić Lacey'a i Vogela, ale oni z niej wyskoczą, bo tworzą coś odmiennego (kolaże, "soundscape'y"). Jest fascynujący Wright, którego słuchanie to jak rozwiązywanie szarady, a jedną z odpowiedzi może być: on używa małych silniczków (i innych przedmiotów). Ale to jakby definicyjnie nie jest eai, może potrzebuję więcej odsłuchań Annette Krebs i Toshimaru Nakamury, aby się zachwycić. Jest też przecież Frederic Blondy i Thomas Lehn, ale w tej chwili mój entuzjazm nieco opadł. Kiedyś bardzo podobało mi się szwajcarsko-koreańskie Signal to Noise vol. 6, ale ostatni test na słuchawkach wywołał absmak.

Nie jestem pewien, czy "Cdr" Sculpture'a został wydany w tym roku, w zasadzie czy w ogóle został wydany, ale zamiast niego możecie wpaść tutaj po kilka przyjemnych mp3. Gdy pierwszy raz ich słuchaliśmy z Mikołajem, to przerzucaliśmy się uradowaniem i skojarzeniami (Animal Collective, Kid Koala, Mouse On Mars).

W cyklu "dubstep jest wspaniały, ale to już nie dubstep": genialny miks Squincy Jonesa, pomiędzy electro-hip-hopem, 8bitem i tym właśnie brytyjskim wynalazkiem (jest wiele najlepszych momentów, ale to co się dzieje z Loefah wystaje ponad). Ikonika też zahacza o syntetykę rodem z gier wideo, a przy okazji tak rozregulowuje maszynę rytmiczną, że struktura wydaje się żywić każdym dźwiękiem nałożonym na nią i ewoluować pod ich wpływem. Untold robi wrażenie ascetycznością, Shackleton po przeprowadzce też jakby się oczyścił, może ociosał, ale wsiąknięcie w berlińskie techno wyszło mu tylko na dobre.

Boszzz, miało być krótko...COH/Cosey, Flying Lotus to "wszyscy wiedzą". Shit & Shine być może nihil novi, ale i'm a sucker for that, Lambkin/Lescalleet jako romantyczni bracia cioteczni Kommissar Hjuler?
Youngs i Paine zmierzają ostatni produkcjami w stronę Nurse'ów, a oni tymczasem uciekają w kierunku starego telewizyjnego jazzu (wczoraj pierwszy raz usłyszałem Huffin' Rag Blues i już bym umieścił powyżej, no ale dla przyzwoitości zostawiam na razie tylko epkę promującą ten album).

Jest pewna nadzieja, że na liście pojawi się więcej polskich produkcji, ponieważ istnieje duże ryzyko, że gdy pójdę kupować nam bilety na NWW, skuszę się na Ballady i Romanse (a jest też nowy Afro Kolektyw, który choćby tekstowo, bo M coś przebąkuje, że muzycznie tak se).

Brak komentarzy: