8/09/2017

Przyczajony warkot, ukryty funk (Trzaska&Hautzinger&Friis&Jorgensen, Jazzga, 04.09.2007)

Tym razem nie będę utyskiwać na to, że koncert się spóźnił, gdyż ja również, więc bardziej bym się martwił, gdyby zaczął się wcześniej.
Klub pełen ludzi, taki widok cieszy, ale może w którymś momencie należało przerwać dopływ publiczności? Podczas pierwszego setu było naprawdę trudno się poruszać, stałem w ścisku, w przerwie trochę się zluzowało.

Być może taką frekwencję należy przypisać magii nazwiska Trzaski, może niewygórowanej cenie biletów, a może temu, że koncert należał do programu Festiwalu Dialogu Czterech Kultur. To krzepiące, że pierwszemu spotkaniu Franza Hautzingera z triem Trzaska / Friis Nielsen / Jørgensen chciało przysłuchiwać się tyle osób. Część postanowiła oczywiście pogadać ze znajomymi, ci jednak w większości ulokowali się w pobliżu baru. Równie niewielką część stanowiły osoby, które w przerwie opuściły lokal. W przelocie słyszałem głosy w rodzaju „myślałem, że to będzie coś bardziej swingującego”.

I chociaż faktycznie swingu w tym nie było, to muzyka kipiała energią. Przede wszystkim nie stało się to, czego po cichu się obawiałem – zaproszenie Hautzingera nie służyło tylko ubarwieniu gry tria, dołączeniu kolejnego elementu do ich muzyki. Świetnym przykładem był pierwszy kawałek w drugim secie, jako pojedynczy utwór chyba najlepszy fragment koncertu. Zaczęło się od zjazdu, głośnego grania masą całej czwórki, jak gdyby muzycy podjęli wątek urwany przed przerwą. Dźwięki wyszły na prostą, już zdawało się, że trio będzie grało swoje, a trębacz po chwili spokojnie wszedł z niskimi szurami, jakby fragmentami dronów, które dozował, jakby chciał zakłócić pracę sprawnie kręcących się trybików. Udało mu się, Jørgensen zaczyna delikatnie akcentować na 4/4, kawałki szumów punktuje bas, gra Trzaski nie staje się mniej energetyczna, ale zostaje wchłonięta przez inne dźwięki, perkusja zarzuca punkowym wręcz patentem – genialnie.

Na ten koncert wybrałem się ze względu na Hautzingera i wyszedłem zachwycony. Może gdybym widział go po raz czwarty w tym roku (tak, jak w przypadku Trzaski) nie odebrałbym go aż tak pozytywnie. Ale słyszałem go na żywo dopiero drugi raz i to, co robił wywarło na mnie olbrzymie wrażenie. Cały arsenał szumów, odprysków, stukotów (wpadających w małe układy rytmiczne), szurnięć, do tego dochodzi ich nasycenie, co w połączeniu z suchością brzmienia daje niesamowity efekt. Po Austriaku widać opanowanie, precyzję, absolutną kontrolę, która nie przeszkadza jego kreatywności, nawet gdy gra spokojniej, warkot bądź ryk silnika cały czas wyglądają zza rogu. I jeszcze kilka dodatkowych zagrywek, takich jak coś w rodzaju małpiego łałała, które można usłyszeć w zoo, z nałożonym reverbem oraz momenty niczym śpiew gardłowy. Hautzinger grał też „normalne” dźwięki i robił to z równym oddaniem. Może nie najlepszym pomysłem były unisona z Trzaską, gdyż ciekawiej było gdy oba instrumenty się sobie przeciwstawiały, ale tych pierwszych było znacznie mniej niż drugich.

Raper Elemer prosił kiedyś bodajże o „trochę funku bez kantów”, ten kwartet pewnie by go nie zadowolił. Muzycy w tych mniej wymyślnych, co nie znaczy – gorszych, momentach łapali połamaną, wykręconą pulsację, która miała coś funkowego. Jakieś odległe, mgliste skojarzenia z popsutymi, rozpadającymi się rytmami z „Con Gas” Baaba. Bardzo podobało mi się też, że nachodzenie brzmień instrumentów na siebie nie było wynikiem zabawy w udawanie kogo innego, tylko wychodziło naturalnie. Miejscowe uderzenia powietrza z trąbki często zachodziły na grę basu, tak że miałem problem z powiedzeniem, kto jest odpowiedzialny za jaki dźwięk. Zwłaszcza gdy Friis Nielsen rezygnował z ustawicznych jazd w górę i w dół swego basu. Równie ciekawe było przenikanie się perkusji z trąbką, oprócz oczywistych zagrywek szumowych (np. pocieranie talerzy), wspominane mikro-rytmy idealnie mieściły się pomiędzy dźwiękami perkusji.


Kwartet zagrał osiem utworów plus bis, czytałem, że podstawą do improwizacji były kompozycje muzyków, na scenie obchodzili się oni bez nut. Pełniący rolę zapowiadacza Trzaska nie dał żadnych informacji, poza przedstawieniem zespołu, więc trudno powiedzieć, jak to wygląda z tym bazowym materiałem. Mniejsza o to, najważniejsze, że czterech świetnych muzyków spotkało się, grali ze sobą z uszami szeroko otwartymi i stworzyli kawał interesującej muzyki. Mam nadzieję, że na jednym koncercie się nie skończy.  

[relacja pierwotnie opublikowana na emd.pl/wiki]

Brak komentarzy: