2/25/2010

Memories of the Future

Niedziela głównie wypoczynkowa, pod wieczór zajrzałem do Berghain. Tam od południa trwała impreza, okazuje się, że dla berlińskich clubberów nie ma różnicy - o 19 w niedzielę też można się świetnie bawić. Ja poszedłem tam bo mam nostalgiczne usposobienie - z sentymentu do miejsca, które chciałem odwiedzić ponownie. Niestety właściwe Berghain było zamknięte, wszyscy tłoczyli się w Panorama Bar i w pobliżu.

Stamtąd do HKW, na zamykająca galę Transmediale, która jak na finał tak dużego wydarzenia wypadła żenująco. Tematem festiwalu było "futurity now!", a jego dyrektor artystyczny Stephen Kovats zapowiadając uderzył w wysokie tony, że zakończenie festiwalu jest jednocześnie otwarciem pewnych drzwi, że patrzymy w przyszłość, którą mogą być Chiny, że najciekawsi artyści z tego kraju. Później sam był chyba trochę zaskoczony/rozbawiony najpierw enigmatycznym/amatorskim trailerem festiwalu eArts w Szanghaju (z którym Transmediale współpracowało przy tej okazji, którego kuratorzy zaplanowali ten wieczór?), potem samymi występami.

Najpierw znany nam już aaajiaao i znany z FM3 Zhang Jian. Nie wiem, czemu w duecie, bo drugi sam sobie zrobił otoczkę wizualną, a tak mieliśmy dwa obszary do zawieszenia oka, absolutnie do siebie nie przystające i nie wchodzące w dialog. aaajiaao przez większość czasu prezentował znane nam już chmurki. Gdzieś na minutę przed końcem zmienił je, ale miał problemy z wycentrowaniem nowego obrazu, biedaczek.
Jian był zasłonięty ekranem i podświetlony pomarańczowym światłem, tak że jego cień na ekranie mieścił się w okręgu - zachodzącym słońcu. Wykonywał powolne ruchy, jakby tai-chi, których związek z dźwiękami trudno było określić. Potem okazało się, że miał stelaż-drzewko, w którym umieszczał buddha machine i pewnie w środku były mikrofony zbierające sygnał.

Następnie Feng Mengbo, który zagrał przed nami w swoją grę komputerową. Młody aktywista w stroju z czasów Rewolucji Kulturalnej w świecie platformówek. Walczy z Super Mario, Batmanem, bohaterami Street Fightera, rzucając w nich puszkami coca-coli, które wybuchają. Chwilami było śmiesznie, np. gdy okazało się, że gra nosi tytuł "The Long March", ale generalnie to bardziej pasowałoby jako jedna z prac na wystawę, a nie zakończenie festiwalu (w dodatku kilka razy się zawiesiła). No tak, to nie był jeszcze koniec, po tej części (mniej niż 40 minut) można było zostać na secie didżejskim.

Brak komentarzy: