3/01/2010

2562 - Unbalance [Tectonic, 2009]

Byłem bardzo ciekaw kolejnego albumu 2562, nie tyle z wiary w zabobony, że to druga płyta (jejku, a może chodzi o trzecią?) jest prawdziwym wyznacznikiem jakości twórcy, testem "ile jest wart". Raczej dlatego, że Aerial niezmiernie mi się podobał i wiedziałem, że mogę się wiele spodziewać po Davie Huismansie. Początkowy problem z Unbalance stanowił fakt, że z muzyki Holendra preferuję tę, podpisywaną przez 2562, podczas gdy tutaj często wkraczamy w rejony, które we władanie objął innym swoim pseudonimem - A Made Up Sound. Dlatego też zabrało mi trochę czasu rozsmakowanie się w nowych utworach. Choć nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, to jednak coś powodowało, że stale wracałem do ich odsłuchiwania.

Wiele osób mówiąc o Aerial rozważało, jak bardzo dubstepowy jest ów album. Powodem takiego postrzegania materiału był w dużej mierze wydawca - Tectonic, któremu 2562 powierzył też Unbalance. Jak nigdy nie postrzegałem 2562 z tej perspektywy, a druga płyta tylko potwierdza, że Huismansa można traktować jako kogoś w rodzaju muzycznego kubisty. Nie przedstawia (deformuje) on rzeczywistości, ale za przedmiot swojego dzieła obiera gatunki muzyki tanecznej/opartej na bicie. Na Aerial było to dubtechno i z przymrużeniem oka chciałoby się zaliczyć rzecz do okresu kubizmu analitycznego.

W porównaniu do fazy obecnej, utwory były wsobne, introwertyczne, a cała płyta bardziej jednorodna, zwarta. Może więc Holender wszedł w etap kubizmu syntetycznego? Analogia z malarstwem, gdzie jako tworzywo w obrazach wykorzystywano też gazety, ulotki, przedmioty codziennego użytku, byłaby o tyle kusząca, że w nowych kawałkach 2562 można wyszczególnić rozmaite elementy, niektóre jakby odstają od innych czy też wystają z tła. Natomiast całość jest bardziej zróżnicowana: choć Huismans mebluje większość utworów a'la broken beat i tapetuje w odcieniach przywołujących house, to znajdziemy też dwukrotny ukłon w stronę dubstepu. I choć nie mam zamiaru stemplować tej muzyki słowami wonky czy purple funk, to jednak pomocna w jej słuchaniu wydaje mi się świadomość, że Holender tworzy w tym samym czasie, co dajmy na to Ikonika i Joker.

Podtrzymując uwagę o silnym A Made Up Soundowym charakterze całości, chciałbym zwrócić uwagę na kilka szczegółów, które są wyraźnym podjęciem wątków z Aerial. W "Naricie" Huismans znów sięga po bongosy, które były tak szczęśliwym dodatkiem w "Kameleonie". Drive napędzający "Escape Velocity" przywodzi na myśl "Techno Dread" (choć jednocześnie poniekąd Untolda). I taki szczegół, jak ponowne użycie odgłosów ptaków albo dźwięki, które znakomicie je udają.

2562 umiał idealnie wyważyć nawiązania do przeszłości z odważnymi nowinkami. Zupełnie zaskakuje rozbrajający retro motyw z "Love in Outer Space". Podobnie jak roztrzęsione uderzenia otwierające "Yes/No" (kojarzące się trochę z T++) - tym bardziej ciekawe, że początkowy chłód i nieprzystępność przechodzą wraz z rozrostem tkanki utworu w swoje przeciwieństwo. Słychać w ogóle, że muzyk nabrał rozmachu w aranżowaniu i odwagi budowaniu pokaźniejszych, mniej oczywistych konstrukcji. Tego dowodem jest też świetny utwór tytułowy, który ciągle ewoluuje, zwodzi (przez chwilę nawet mruga do nas na 4/4). Jest on też przykładem na inną tendencję - próby wychodzenia poza "standardowe" 4-5 minut, niestety nie zawsze udane: dobijającemu ośmiu "Superflight" nie starcza sił na utrzymanie uwagi słuchacza. To jednak jedyna wpadka na albumie, który jest dużym, niespodziewanym, a co najważniejsze - udanym krokiem naprzód 2562.

Jeśli pozostaje problem "wot do u call it", to warto pamiętać, że Picasso był najgorętszym przeciwnikiem terminu kubizm, zaprzeczał istnieniu takiego zjawiska. Co nie przeszkadzało mu tworzyć arcydzieł.

[w końcu mogę wrzucić, bo wersja angielska, skrócona na Junkmedia]

Brak komentarzy: