11/22/2008

Zero zero jeden

Nawet byłem trochę zaskoczony, że Knive mi się tak podobał. Bałem się, że to będą jakieś patetycznie mroczne drony i *pejzaże*, na szczęście nie (porównanie do Deathproda dla mnie nietrafione), nie jest całkowicie abstrakcyjnie, dźwięki otoczenia sugerują jakieś fragmenty narracji. Ciekawą recenzję znalazłem tu.

Słuchałem też nowego Daniela Paddena (Pause for the jet), dla mnie każda produkcja z kręgu Volcano the Bear, to powód do radości. Przez połączenie zagrywek cyrkowych i posępnej atmosfery kojarzył mi się z Harmoniami Werckmeistera Tarra albo Wieczorem kuglarzy Bergmana.

O proszę, i takie ładnie przejście do tematyki filmowej będzie...Widziałem 0_1_0 i nie podobał mi się. Nie przekonuje mnie ta mozaikowość, fragmentaryczność. W kilku przypadkach, to nawet nie są przeplatanie się wątków, ale osobne scenki. Ta z Peszkową na koniec daje może nową perspektywę, ale sprawia też wrażenie doczepionej.
Przez to, że dostaję tylko urywki historii nie jestem w stanie się przejąc, zresztą nie mam poczucia, że powinienem. Raczej czuję się, jakbym obserwował kolejne przypadki nieprzystosowania, odmienności, życiowych problemów: narkomania, zmiana płci, prostytucja. Takie jest życie, jasne jasne, ale - co z tego?

Niby są dwa punkty, wokół których krążą te opowieści: wypadek i forum internetowe. Są przebitki z kraksy (w czerwieni, migotliwe), która dotyczyła kilku z bohaterów.
Jak często w filmach - kompletnie sztucznie wypada sprawa komunikacji przez internet. Wydaje mi się, że to forum zostało dorzucone, żeby pokazać, że twórcy mają świadomość, że oto nastał XXI i przecież wszyscy używają komputerów.

Jest to element, który nic nie wnosi, ktoś pisze posty na forum, ale jakie to ma znaczenie, czym jest spowodowane - to w ogóle nikogo nie obchodzi. W efekcie cała ten pomysł z forum (które ma to samo logo i nazwę jak film, o łał ale meta-coś) jedynie zamazuje, zaśmieca film.

Podobnie motywem dorzuconym na siłę jest prezenter radiowy, którego głos pojawia się od czasu do czasu. Na początku podobało mi się, bo w pierwszych scenach jego mówiącego ze studia słychać też w otwartej przestrzeni. Ale potem - niewiele.

W ogóle końcówka z wypogodzeniem po burzy zupełnie nie ma sensu po takim pokawałkowanym filmie, jakby ktoś chciał udowodnić widzowi, że jednak obejmuje ten świat/historie jako całość.
Na aktorstwie się nie znam, ale jedynie Julia Kijowska jakoś mnie poruszyła.

Jak zwykle miałem problem z muzyką w filmie, w ogóle mam z tym kłopoty. Podobnie w Spotkaniach na krańcach świata, skąd pomysł, że skoro natura to od razu coś a'la chorał gregoriański. To jest wyobrażenie wzniosłości/powagi dla Europejczyka, nawet bym przecierpiał gdyby nie kicz pod koniec, gdy jakiś cerkiewny głos zaczyna wychwalać Pana. Ja bym z chęcią oglądał lodowe krajobrazy z dźwiękami np. Eliane Radigue, Sachiko M albo wspominanego Deathproda. Ale film poza tym wart obejrzenia.

Jednym z najlepszych rozwiązań w użyciu muzyki wydaje mi się Ukryte Haneke, gdzie jej po prostu nie ma. Ale ponad miesiąc temu widziałem Cure Kiyoshi Kurosawy, gdzie bardzo interesująca muzyka, zredukowana elektronika, dobrze poumieszczana, bo czasem wydaje się być rozwinięciem dźwięków istniejących, otacza je, wchłania. No i świetnie przysłużyła się atmosferze filmu, niejasnego niebezpieczeństwa, zacieśniającej się pętli, podskórnych przeczuć.

A wczoraj pierwszy dzień Focus 2: w odbiorze Marka Fella skutecznie przeszkadzało mi gadanie ludzi, którzy koniecznie chcieli, żeby inni wiedzieli, że im się nie podoba. Falujące nawarstwienia skontrapunktowane klarownymi rytmami w wykonaniu Philipa Jecka przyjemnie kołysały. Przed koncertem przeprowadziłem z nim krótki wywiad, zapadło mi w pamięc, jak porównał zadrapania i inne uszkodzenia winyla, które się na nim zbierają, nagromadzają do patyny. Na koniec zagrali Anthony Pateras, Dave Brown i Sean Baxter - wysoce energetyczna improwizacja, w której skutecznie dewastowali przyzwyczajenia odnośnie określonego brzmienia instrumentu.

Ciekawe, co sobie myślał Robert Henke (jeśli to rzeczywiście był on)?
Na dziś mam tylko nadzieję, że nie będzie krzesełek na Mouse On Mars.

A tymczasem nadeszła zima (panie sierżancie). No właśnie, ostatnio odkryłem, że mam Kino Polska, sprawdzę, czy jest coś ciekawego.

7 komentarzy:

Unknown pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Unknown pisze...

aj, no i krzesełka jednak zastaliśmy na swoim (tradycyjnym) miejscu. Jak się na szczęście miało okazać dość łatwo udało się porzucić wygodne przyzwyczajenia ;)
Rankiem przypadkowo trafiłem na 'Hotel Zacisze' i już teraz wiem, co na myśli miał dziadek.
Obecnie na po-marsowej fali Scretch Pet Land i ich katarynkowe biciki.
Koleżanka Jagi stwierdziła, że podczas Henke'go wyobraziła sobie wspomnienie (?) matczynego łona. Myślę, że mogło chodzić o u-noszenie z pewną dozą niepewności odnośnie standardów zapewnionej opieki. Czy, na ile i co, owo łono gwarantuje poza chwilowym poczuciem bezpieczeństwa.

Piotr Tkacz-Bielewicz pisze...

oi, oi, ja się też nie dałem przyssać krzesełku. sierusek coś narzekał, że pod nóżkę było - a jak miało być?

podoba mi się sformułowanie "wyobraziła sobie wspomnienie". nawiązując to unoszenia, to ja bym powiedział, że mnie kilka razy henke upuścił i miałem trudności z ponownym znalezieniem się w.

z innej beczki: nie chcę cię namawiać i naciągać, ale rozważam zakup nowego kirkegaarda z touch, może się skusisz na jakąś 7''?

Anonimowy pisze...

Sierusek zawsze znajdzie dobrą okazję by pomarudzić ;) ostatnio raczył mnie narzekaniem a propos remontowanego Poznania, tak jakby po konferencji wszystko miało prysnąć, rozpaść się na dobry mak. a muzycznie np. po enonie źle mu było, że ruszał nóżką tylko sam, a reszta kontemplowała. jak więc widać, nie dogodzisz Panie. a 7 z Touch bardzo chetnie, tylko chciałbym by był to świadomy zakup, tak wiec musze zaznajomic sie z potencjalnym materialem.

Pan Rozpadlin

Piotr Tkacz-Bielewicz pisze...

część potencjalnych Touchowych 7 siedzi u mnie na dysku. tzn rzeczywistych 7 - potencjalnych zakupów.

Anonimowy pisze...

Ja nie wiem... Coś mi tu pitolicie. Po pierwsze, na Mouse'ach było pod nóżkę, ale jednak sieruskowi się podobało - a jak! Po drugie... No nie, dopiero teraz zobaczyłem ciąg dalszy Jakubowych ploteczek. Spłyciłeś Jakubie mój wywód i rozterki w nim zawarte. Bo w końcu dla kogo jest to miasto - dla "piaru" (nie bójmy się użyć tego słowa), czy dla mieszkańców? Wiadomo, że Szarceneger i Algor nie zabiorą do Kalifornii tych nowych płyt chodnikowych. Dobra, już wystarczy.

Pan Sierus z Łazarza

Piotr Tkacz-Bielewicz pisze...

no to jak się podobało, to dobrze.

można było się domyślać, że Jakub spłycił - ten typ tak ma.
płyty chodnikowe zostaną, goście zabiorą co innego drodzy moi - dobre wrażenie...he he he. idziemy jutro na demonstrację, tzn eee...na marsz ekologiczny?