5/24/2009

Gdzie byłeś? (do ciebie, człowieku)


(Mattin - No Fun Fest 2009, foto: Michael Muniak)

Potraktuję to jako wstęp do wpisu o występach na żywo. To zdjęcie sprawia, że poniekąd słyszę w wyobraźni, co Mattin robi. Więcej obrazków Muniaka z tej imprezy tutaj.
No tak, a ja (na razie) nie dysponuję żadnymi zdjęciami z koncertów, o których poniżej. Nie będą to pełnowymiarowe relacje, ale jednak nie chciałbym, żeby się wszystko osunęło w niepamięć.

W środę Mikrokolektyw (Artur Majewski - trąbka, Kuba Suchar - perkusja) i Jason Ajemian na kontrabasie w Kisielicach. Zaczęło się naprawdę dobrze, myślałem, że to będzie świetny koncert, ale potem było po równi pochyłej - w dół. Co nie znaczy, że było źle. Wydaje mi się, że moim głównym problemem była trąbka, która unosiła się ponad sekcją. Przede wszystkim, bo była za głośno, a po drugie przez swoje brzmienie (często lekki pogłos). Majewski spokojnie wypełnił by salkę Kisielic bez pomocy mikrofonu, ale miał go głównie po to, żeby przepuszczać się przez efekty. Zdarzały mu się nawet fajne pomysły, raz użył tłumika, co z odpowiednim przetworzeniem dało ciekawy dźwięk studzienny z lekkim zabarwieniem kosmicznym. Innym razem, to chyba bez przekształcania, miał takie zmatowione brzmienie, w jednym momencie zdarzyło mu się grać urywane dźwięki. Ale generalnie fruwał ponad masywną, gęstą, sekcją.
Z której o wiele lepiej było słychać perkusję, żeby była jasność: Suchar jest świetnym instrumentalistą, pełnym inwencji, zwłaszcza jeśli chodzi o rozwiązania rytmiczne, czujnym, słuchającym. Ale gdy granie nabrało już rozpędu, to chwilami jego dźwięków było zbyt dużo jak na to pomieszczenie, czułem się nawet niewygodnie. Nie wiem, czy to on zagłuszał, czy też nie dało się nagłośnić bardziej kontrabasu, ale przez większość czasu u Ajemiana słychać było tylko najwyższe dźwięki, ginęła mięsistość, głębia kontrabasu.
Trio zagrało jeden długi set plus krótki bis, gdzie Ajemian udzielał się wokalnie.

W czwartek nie mogłem być na koncercie Jeffa Gburka i X-NAVI.Et, więc jeśli ktoś dał radę, niech napisze.

W piątek do Berlina, żeby zagrać z Kurortem. Bardzo przyjemny wyjazd, szkoda, że taki krótki. Jako bonus "odkrywanie" nieznanej mi części miasta - Hohenschönhausen. Zaskoczenie - Mies van der Rohe Haus (ach, posłuchać sobie tam Kurtaga, może z widokiem na jeziorko...), a co zabawne, to budynek obok wydawał mi się właśnie cokolwiek w stylu tego twórcy.
Występowaliśmy w Lichtblick-Kino a było to organizowane przez Salon Bruit. Może nie idealne warunki, ale daliśmy radę. Przed nami grał duet Furtur (czyli Fritz Welch i Guido Henneboehl), potem wymieniłem się z Fritzem płytami, on rzucił, że myślą o jesiennym odwiedzeniu Europy na wschód od Berlina z zespołem Peeesseye.

Sobota niemniej bogata w wydarzenia niż czwartek, na szczęście tym razem nie wszystko się nakładało.
Ikue Mori i Zeena Parkins mnie nie zachwyciły mnie, choć może to też wina mojej zniżki formy. Nie umiałbym konkretnie wskazać, co mi się nie podobało. Generalnie całość wydała mi się zbyt jednostajna, choć oczywiście były urozmaicenia, ale odczułem je jako dodane na siłę (złota folia, ekspresyjna partia Parkins na samplerze) i nie przekonały mnie. Dobrze, że Mori czasem szukała też czegoś poza owadzimi dźwiękami na swoim laptopie. Choć to one dominowały, tak jak u Parkins serie powtarzanych motywów na harfie. Wizualizacje chyba nawet mi się podobały - dużo mocnych, psychodelicznych kolorów, czasem owady właśnie, jakiś okrąg.

Potem kakofoNIKT partyzancko w wejściu do pasażu Apollo, akustyczny występ, którego centrum stał się "performer" (tancerz? akrobata? coś w ten deseń...) wydający z siebie zwierzęce dźwięki. Może szkoda, że całość tak wokół niego się skoncentrowała, bo gdy on skończył, ludzie zaczęli klaskać, no i zespół, nawet gdyby nie chciał, to musiał przestać grać. Choć chyba chciał, a to tylko ja sobie myślę, że mogło być dłużej.

Następnie, z pewnym zasiedzeniem w Głośnej Samotności, do Eskulapa na obiecująco ochrzczoną imprezę: WTF? Is dubstep a techno? Odpowiedź na to pytanie nie padła, a ja przez to zasiedzenie przyszedłem dopiero na 2Krazy, który nie przypadł mi do gustu. Wydawało mi się, że nie w pełni kontroluje to, co gra, tutaj coś się źle zmiksowało, tam jakiś nagły wzrost głośności, już nie mówiąc o tym, że spadł mu laptop. Jak na niego zerkałem, to chyba ciągle miał niezadowoloną minę. Czasami, jakby sobie przypomniał, machał rękoma, że niby zachęcając "tłum" do żywszej reakcji.
Jakąś osłodą były wizualizacje, heh, brawa za miksowaniem hefalumpów.
Potem Ramadanman, który na początku zdecydowanie bardziej w kierunku techno (i miał jakieś cholernie nieprzyjemne brzmienie trebli ustawione, hm?), co niekoniecznie spodobało się publice - pod sceną było kilka osób. Z czasem trochę się polepszyło, Ramadanman coraz częściej na ziemiach dubstepowych, przyjemnie minimalnych, ale czasem też o wyraźnym posmaku jamajskim, wszystko mu się ładnie miksowało, dobrze szło. Gdzieś pod koniec "Strange fruit" Zomby'ego z grime'ową acapellą, też chyba jakiś Burial.
Ale frekwencyjnie to raczej słabo, już zeszłym razem, na Stenchmanie i Emalkay'u, zastanawiałem się, że w sumie nie ma za dużo ludzi, a teraz, to aż przykro było patrzeć. Jak grał Ramadanman, to w porywach może z 15 osób się ruszało do tego.

Wyszedłem, jak Miz przejmował od niego stery i spacerowałem do domu obserwując jaśniejące niebo. Jak byłem na świętym Marcinie, to nagle pogasły latarnie, dziwnie przez moment. A potem jeszcze, z okna w pokoju, załapałem się na pierwsze oznaki wschodu słońca, więc mogłem już spokojnie iść spać.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Piku a wiesz, że ja nawet brałem pod uwagę Ramadanmana? gdybym wiedział, że Ty uderzasz...w sumie znam go tylko z singla Humber, dodatkowo lepiej wchodzi wersja Svena Weisemanna, ale podoba się!
Ikue Mori najzwyczajniej przegapiłem i teraz bardzo żałuję, choć takie wpisy jak Twój ratują trochę sytuację. Co do Gburka to nie mogłem być do końca, ale wyraźnie zmierza on w stronę łamania struktur, co jest fajne, choć chyba dziwiło Iwańskiego. O frekwencji szkoda gadać, poza obsługą lokalu może 4 osoby :(

Pan Rozpadlin

Piotr Tkacz-Bielewicz pisze...

ajaj, trzeba było dać znać. na osłodę - http://www.beatplexity.com/mix/?id=4136 (w miksie jego pięć niepublikowanych kawałków).
a jak już jesteśmy przy (nie)dubstepach, to sprawdź koniecznie nowego Untolda (via extramusicnew).
no i jeszcze: coś takiego http://grabadub.pl/g/11.jpg kto wie, kto wie?

nie żałuj bardzo Mori, może sierus coś dopowie, co Cię jeszcze pocieszy.
ja oczywiście żałuję Gburka/Navi, zwłaszcza jeśli tak mało osób przyszło...ech.

Anonimowy pisze...

nowego untolda szukałem już zanim pojawił się na extramusicnew i muszę przyznać, że zadziwiająco smakowity. Bo po sweat/dante pozostał leki niedosyt. Resztę linków obiecuję sprawdzić, Pan Ch. dzisiaj znowu ostro zaniżał, więc też dobrze wybrałeś. pozdro. PR

ps. hasło do weryfikacji to 'exometed' (?) hmmm

Piotr Tkacz-Bielewicz pisze...

ten untold jak dla mnie bardzo zaskakujący, tzn są rozwiązania jakie już wcześniej stosował, ale na tym całkiem odważne pomysły. i bogaty aranż 'i can't stop...'.

jakie hasło do weryfikacji?

(do zobaczenia jutro na tym wykładzie o wiedniu?)