Ominąłem niedawny koncert Sióstr Wrońskich w poznańskiej Galerii Pies, tak więc Stary Browar zrobił mi miłą niespodzianką zapraszając je, by supportowały występ Ivy Bittovej z Bang on a Can. Trudno powiedzieć, żeby te dwa projekty miały wiele punktów stycznych (poza obecnością, ale już nie rolą, wokali i perkusji), co nie zmienia faktu, że pierwszy koncert zadziałał dobrze jako wprowadzenie dla gwiazd wieczoru.
Oczywiście można narzekać na kilka nierównych wejść albo na niezbyt pewne głosy Wrońskich, które czasem jeszcze w dodatku były przykrywane przez dźwięki basu i perkusji. Tak, to było nieco inne wcielenie Ballad i Romansów, które tutaj stawały się zespołem koncertowym, choć dziwnie to momentami wyglądało. Od perkusisty i basisty biło profesjonalizmem, ograniem, nie to, żeby Siostry były zagubione, ale momentami wyglądało to dziwnie, bo band dzielił się na dwie połowy: one koło siebie, a muzycy bardziej ze sobą. Trzeba im jednak oddać sprawiedliwość, że ten profesjonalizm, to nie pokazówka, byli świetnie zgrani i uważni. Może nadmiernie się czepiam, ale któraś z liderek mogłaby chociaż przedstawić zespół, choćby że "na basie gra Maciek" (mimo że 99% publiki nie miałoby pojęcia, kim ten "Maciek" może być), bo tak nie wiem, czy to kolejna postać BiR, czy dwójka muzyków została dołączona, żeby "było porządnie" na takim koncercie.
Jeśli chodzi o same piosenki, to jest coś tak perwersyjnie przyjemnego, coś czemu nie mogę się oprzeć w tym, że Wrońskie słodkimi głosikami wyśpiewują np. "będzie źle". Albo zwiewnie podawane "pomoc niemożliwa jest", które w niezrozumiały dla mnie sposób przywołuje koszmar pod tytułem "Moja i twoja nadzieja" i stawia przed nim krzywe zwierciadło. Generalnie chodzi o wykorzystanie formy piosenki, a jeszcze lepiej działa to przy stereotypie "piosenki kobiecej" i próba nadwyrężenia formy przez wsadzanie do niej ciężko mieszczących się w niej treści. Na przykład też użycie refrenu, który zwykle jest jakimś prostym przekazem, mającym dobrze zapaść w pamięć, do wkładania słuchaczom do głowy "negatywnych", "dołujących" haseł (i robienie tego z uśmiechem na ustach).
Jak na support przystało, BiR nie grało długo, pojawiły się dwie piosenki, których nie ma na płycie. Jedna z refrenem, że "to nie szatan zdobi człowieka, nawet jeśli urzeka", a druga z powtarzającym się kilka razy "wiem, że Bauman jest boski", gdy już podejrzewałem jakiś "warszawsko-studencki" gryps, Zuzanna Wrońska dorzuciła "mój mąż".
Chyba można uznać, że publiczności podobał się ten występ, bo wyklaskała zespół na bis.
Chciałem napisać, że Bittova powróciła do Browaru po niedawnym występie, a tutaj...jak ten czas leci, tamten koncert był na początku listopada. Teraz czeska wokalistka pojawiła się na scenie z klarnecistą Evanem Ziporynem i perkusistą Davidem Cossinem, którzy współtworzą kolektyw Bang on a Can All-Stars.
Nawet jeśli czerpali z muzyki folkowej i twórczości Bartóka, to to czego nabrali, zanieśli daleko i nawodnili tym zupełnie inne tereny. Była w tym atmosfera etniczna, ale raczej odwołująca się do wyobrażeń, niż do konkretów (i nawet dobrze). Trudno było określić, czy raczej znajdujemy się na Bałkanach czy na Bliskim Wschodzie. Ten drugi posmak nadawał Cossin, który choć czasami grał zdecydowanie, to bardzo sensownie opanowywał moc perkusji, okrywając niektóre bębny kawałkami materiałów. To nadawało też dźwiękom specyficznego charakteru, we fragmentach bardziej nastawionych na kolorystykę używał miotełek (zarówno perkusyjnych jak i takich do czyszczenia woka).
W aurę bliższą Bałkanom wprowadzał klarnet Ziporyna, który z jego basowej odmiany dobywał pochmurne, lekko drapiące dźwięki, a także od czasu do czasu serie perkusyjnych zadęć oraz bardziej punktowe elementy stukając klapami i uderzając w instrument. Najbardziej Bartókowski może utwór został zagrany pod koniec koncertu - motoryczne, energetyczne frazy klarnetu i skrzypiec napędzały się nawzajem w powtórzeniach, a perkusja zdawała się raczej je podtrzymywać niż dominować.
Oprócz skrzypiec, po które Bittova czasami sięgała, w jednym utworze zagrała na kalimbie, a w innym na plastikowej piszczałce. No właśnie, tu zbliżamy się do problematycznego aspektu występu, którego piszczałka była jedynie ukoronowaniem. Chodzi o różne gesty dźwiękowe, w których liczy się bardziej efekt, a nie ich muzyczność. Dlaczego Bittova grała na tej piszczałce? Czy uważała jej właściwości dźwiękowe za tak ciekawe? Czy może po prostu chciała rozbawić publiczność (na marginesie: kurcze, czy to naprawdę jest nadal zabawne po pięciu minutach? panie w pierwszy rzędach wciąż się podśmiechiwały, więc chyba jednak tak). Ale, jak pisałem, ten mały instrument był tak naprawdę jednym z ostatnich elementów łańcucha. Wcześniej były posyłanie całusa, zakrzyknięcie z przytupem na koniec utworu i z lekka rechotliwy śmiech oraz te bełkotliwe, szybko mówione cienkim głosem partie mówione i udawanie dialogu. Bittova jako artystka tak doświadczona i obyta, z pewnością zdaje sobie sprawę z efektu takich chwytów, tym bardziej łatwość takiego "zdobywania publiczności" raziła mnie i nieco nawet żenowała. Nie jestem totalnie przeciwko teatralizowaniu występu i różnych dźwięków, jestem jedynie przeciwko robieniu tego zbyt często i zbyt prosto (sceniczna obecność i zachowanie Wrońskich też było jakoś wykoncypowane, ale na tyle subtelnie, że mogłem odpowiednio dużo sam dołożyć do tego).
No cóż, nie wszystko musi się wszystkim podobać, dla mnie te wybiegi Bittovej zepsuły nieco ogólne wrażenie (innym mankamentem był uprzyjemniający brzmienie pogłos). To nie zmienia jednak faktu, że trójka muzyków to świadomi (siebie, przestrzeni) artyści, że muzyka rodziła się między nimi w tym miejscu i w tym właśnie czasie, że ich umiejętności pozwalały im robić wszystko to, co podsuwała im ich wyobraźnia. Ci, którzy jeszcze tego nie wiedzą zapewne ucieszą się, że Czeszka za kilka miesięcy powróci do Poznania, by wystąpić na Ethno Porcie.
(zdjęcia: sierus, ja trochę pokadrowałem, żeby coś było tutaj widać)
5/04/2009
Ballady i Romanse, Iva Bittova z Bang on a Can - Stary Browar, 24.03.2009
napisał
Piotr Tkacz
o
23:30
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz