7/31/2017

Vladislav Delay Quartet w Starym Browarze (22.10.2009)

Sasu Ripatti (znany może lepiej jako Vladislav Delay, Luomo czy Uusitalo) kilkukrotnie występował już w Poznaniu. Jednak nigdy jeszcze jako perkusista - w tej roli zaprezentował się w utworzonym przez siebie kwartecie, do którego zaprosił Mikę Vainio, Lucio Capece i Dereka Shirley'a.

Spośród towarzyszących Ripattiemu muzyków pewnie najlepiej znany jest jego rodak, Mika Vainio działający w duecie Pan Sonic. Shirley to kontrabasista współpracujący m.in. z Michelem Thieke oraz współtworzący trio Ruby Ruby Ruby. Klarnecista i saksofonista Lucio Capece nagrywał m.in. z Toshimaru Nakamurą, Axelem Dörnerem, Yannisem Kyriakidesem.
Również dla niego nie była to pierwsza wizyta w Poznaniu, w zeszłym roku uczestniczył w festiwalu FRIV.

Dla fanów elektronicznej twórczości Ripattiego to wcielenie może być nieco zaskakujące. Jednak Fin swoją przygodę z muzyką zaczynał od jazzowego "bębnienia" i jak kilka lat temu przyznawał w wywiadzie dla Igloo Magazine ciągle gra na perkusji. Wtedy jednak nie był przekonany, czy nie powinno to pozostać w sferze czystej przyjemności, która nie ma związku z profesjonalną działalnością.

Być może zmienił poglądy albo w partnerach z kwartetu znalazł odpowiednie otoczenie dla swojej perkusji, grunt że po koncercie decyzję o publicznym ujawnieniu instrumentalnych zdolności można uznać za trafną. Ripatti wykazał się nie tylko pomysłowością jeśli chodzi o rozwiązania rytmiczne, czy umiejętne rozmieszczenie zdecydowanych uderzeń (które dzięki odrobinie pogłosu odznaczały się jeszcze silniej na tle innych elementów). Okazał się być także wyczulonym na detal barwy, faktury sonorystą, który równie dobrze odnajduje się zagospodarowując drugi plan.

Pewnym zaskoczeniem był elektroniczny wkład Vainio, który zaczął spokojnie, nawet (jak na niego) sielsko, co jednak idealnie pasowało do dźwięków Shirley'a i Capece. Innym razem bawił się samplami fortepianu, a towarzyszący temu smyczkowany powolnie kontrabas uczynił z tej partii najbardziej nostalgiczny fragment występu.
Vainio nie zawiódł jednak tych, którzy oczekiwali zagrań bliższych Pan Sonic. W pewnym momencie jedynym dźwiękiem był szum, stopniowo podgłaśniany, nagle urwany, po czym nastąpiło wejście mocarnego, nierównego bitu. Ripatti szybko włączył się do gry i nie pozostawał w tyle.

Z dużym zainteresowaniem obserwowałem pomysły Lucio Capece, który używając klarnetu basowego daleko odchodził od standardowych rozwiązań, często koncentrując się na wąskich wstęgach dźwięków albo używając strumienia wydmuchiwanego powietrza do poruszania małych przedmiotów ułożonych na rurze włożonej w kielich instrumentu. Koncert zakończył się
klamrą, ponieważ tak jak na starcie grali Shirley i Capece, przy czym ten drugi wydobywał medytacyjne dźwięki ze shruti box. Nieco bardziej tradycyjnie traktował saksofon, frapując czasem bezpośrednimi melodiami, czego naturalnym rozwinięciem był wykonany na bis utwór Rahsaana Rolanda Kirka.

Jedynym zarzutem wobec tego koncertu mogłoby być stwierdzenie, że był zbyt krótki. Jednak trudno mówić o niedosycie, bo artyści zaprezentowali muzykę o wielu obliczach.


Brak komentarzy: