7/27/2017

Xavier Charles / Martin Tétreault - MXCT

Wydany w 2001 „MXCT” to pierwsze zarejestrowane na płycie spotkanie Martina Tétreault i Xaviera Charlesa. Album zainteresował mnie głównie z tego powodu, że obydwu miałem w tym roku okazję widzieć na żywo. Pierwszy grał z Ignazem Shickiem natomiast Charles z Robertem Piotrowiczem.
Na tej płycie artyści oddali się penetrowaniu mikrostruktur, dźwięków na granicy słyszalności, które zostały obdarzone siłą, jaka zwykle nie jest im dana. Myślę, że warto przywołać tytuły kompozycji, gdyż oddają one w pewien sposób aurę dźwiękową i zamysł ogólny. Po kolei: nerwy, dynamo, mięsień, mózg, atom, cząsteczka, oko. Muzycy (używający gramofonu Tétreault i systemu wibrujących głośników z przedmiotami na nich umieszczonymi Charles) chcieli chyba skierować uwagę słuchacza ku strukturom organicznym, a także na aspekt ich mechaniczności, słowem na obszar, gdzie przecina się naturalne i sztuczne.
Ważne, że taka „teoria” nie podpiera muzyki – nie ma takiej potrzeby, dźwięki bronią się same. A wszelkie myśli przychodzą niejako same przez się, wraz z czasem trwania płyty. Centralne miejsce zajmuje 20-minutowy „Mózg” i chyba można stwierdzić, że reszta utworów jest od niego zależna, czy to jako wstęp, czy też jako komentarz albo pewna wariacja. Cała reszta podlega tej pięknej i wciągającej kompozycji, wcale jej wiele nie ustępując. Centralny utwór podszyty jest nieustannym pulsem, który jednak nie naznacza go w sposób zbyt silny. W dodatku ta struktura ulega ciągłym, delikatnym modyfikacjom, jakby w jakiś sposób dryfowała. Z tego powodu stale wywołuje nowe skojarzenia: terkot starego projektora kinowego, uspokajający rytm kół wózka prowadzonego po kocich łbach oraz bliżej nieokreślone nierównomierne powierzchnie, których zachowanie przy zetknięciu ze sobą artyści mistrzowsko odwzorowali swoimi technikami.

Z pewnością jest to płyta wymagająca uwagi, nasłuchiwania, na pewno lekkiego podkręcenia głośności. Z drugiej strony „MXCT” nie jest szczególnie skomplikowana, trudna w odbiorze, mimo tego, że jest bogata w niuanse, wypełniona dźwiękami drobnymi, to jednak jej narracja jest linearna, nie ma tam wielowarstwowości, zderzania rozmaitych materii dźwiękowych. Płyta jest spójna, można by pewnie określić jakąś jej logikę rozwoju. Jednak to nie jest tak konieczne, gdy po prostu satysfakcjonuje samo jej słuchanie.  

[recenzja pierwotnie opublikowana na nowamuzyka.pl]

Brak komentarzy: