7/29/2017

Unsound on Tour w Starym Browarze (21-22.11.2005)

Bardzo, ale naprawdę bardzo, w ogólności i w szczególe. Przede wszystkim bardzo dobrze, że Unsound wydostał się poza Kraków, dosyć już miałem tęsknego zerkania ku miastu smoka wawelskiego. W Poznaniu może nie wystąpiło jakieś multum artystów, ale byłoby bardzo głupio narzekać na tych, którzy zagrali. Bardzo miło, że takie tanie bilety i w zasadzie to aż dziw bierze, że przy cenie 10zł za dzień było tak mało ludzi.
Zwłaszcza dnia pierwszego, kiedy wystąpił Static i Kapital Band 1. Leichtmann grał pierwszy i zbudował bardzo przyjemny klimat. Piosenkowy, wpadający w ucho, wciągający. Gęsty ale przestrzenny. Jedyne na co bym narzekał to, że momentami zbyt chętnie łapał się tych przyjemnych „elementów” i aż zanadto na nich bazował. Mnie jakoś nie oczarował choć wśród publiki wyłapałem głosy niemalże zachwytu. Po krótkiej przerwie duet KB1 rozpoczął mozolne igraszki w dekonstrukcji jakiegokolwiek klimatu. Bardzo szybko rozwiał we mnie wspomnienie staticowego grania, by oczarować własną wizją. A było to odświeżające spojrzenie na elektroakustyczną improwizację. Muzyka skoncentrowana na drobiazgach a jednocześnie nie gubiąca perspektywy pozwalającej na trzymanie napięcia. Przede wszystkim bardzo bardzo duże wrażenie zrobiło na mnie działanie perkusisty Martina Brandlmayra. Od muśnięć do uderzania, od tarcia po skrzypienie. Grał bardzo czujnie, sprawność techniczna na poziomie nielicznych i w dodatku pomysłowość. I nie tanie sztuczki, ale myślenie służące czemuś. Niesamowitą paletę brzmień perkusji zawdzięczamy chyba też specyficznemu (jak to nazwać...czułemu?) jej nagłośnieniu. Nie tak dobre wrażenie zrobił na mnie drugi członek zespołu Nicholas Bussmann. Wrzucał różne elektroniczne dźwięki, zimne, szorstkie. Czasem zalatywało to żrącym noisem, choć momentami miałem wrażenie, że wymykało mu się to spod kontroli. Ale chyba nie ma co za bardzo dumać nad „składnikami” muzyki Kapital Band 1 osobno, gdyż jej siła tkwiła w interakcji muzyków.

Drugiego dnia Pole Live Band, w składzie Betke na elektronice, Leichtmann na perkusji i Zeitbloom na basie. Panowie pojawili się za sprzętami po bardzo długim (50 minut) oczekiwaniu liczniejszej niż dnia pierwszego publiki. Dźwiękowo weszli bardzo gładko, sunącym dubem. Na początku już przyznam się, że nie jestem znawcą twórczości Pole'a, ale tego się nie spodziewałem. Bardzo masywny sound całości, czasem zbyt „trzaskający”, może trochę zbyt głośna perkusja, która dominowała. No i nie bez znaczenia spokojny, pozostający nieco w cieniu (również dosłownie) basista. Widać było radość z gry, która udzieliła się też słuchaczom, zwłaszcza przy szybszych kawałkach. Dla mnie zaskoczeniem było, że nawet gdy pojawiały się bardziej „oczywiste” rytmy to nie brzmiały one banalnie. Również koneserem twórczości Pole'a nigdy nie byłem, ale to co zaprezentował wczoraj w zupełności mnie przekonało. Jedyny minus - długość występu, która łącznie z bisami nieznacznie przekroczyła czas opóźnienia. Wszystko jak już zasugerowałem na początku bardzo fajne. Dodatkowymi faktami umilającymi odbiór muzyki było darmowe piwo, brak dymu papierosowego, ładna scenografia, intrygujące oświetlenie. Oby jak najwięcej takich inicjatyw.

[relacja pierwotnie opublikowana na nowamuzyka.pl]

Brak komentarzy: