Bardzo, ale
naprawdę bardzo, w ogólności i w szczególe. Przede wszystkim
bardzo dobrze, że Unsound wydostał się poza Kraków, dosyć już
miałem tęsknego zerkania ku miastu smoka wawelskiego. W Poznaniu
może nie wystąpiło jakieś multum artystów, ale byłoby bardzo
głupio narzekać na tych, którzy zagrali. Bardzo miło, że takie
tanie bilety i w zasadzie to aż dziw bierze, że przy cenie 10zł za
dzień było tak mało ludzi.
Zwłaszcza dnia
pierwszego, kiedy wystąpił Static i Kapital Band 1. Leichtmann grał
pierwszy i zbudował bardzo przyjemny klimat. Piosenkowy, wpadający
w ucho, wciągający. Gęsty ale przestrzenny. Jedyne na co bym
narzekał to, że momentami zbyt chętnie łapał się tych
przyjemnych „elementów” i aż zanadto na nich bazował. Mnie
jakoś nie oczarował choć wśród publiki wyłapałem głosy
niemalże zachwytu. Po krótkiej przerwie duet KB1 rozpoczął
mozolne igraszki w dekonstrukcji jakiegokolwiek klimatu. Bardzo
szybko rozwiał we mnie wspomnienie staticowego grania, by oczarować
własną wizją. A było to odświeżające spojrzenie na
elektroakustyczną improwizację. Muzyka skoncentrowana na
drobiazgach a jednocześnie nie gubiąca perspektywy pozwalającej na
trzymanie napięcia. Przede wszystkim bardzo bardzo duże wrażenie
zrobiło na mnie działanie perkusisty Martina Brandlmayra. Od
muśnięć do uderzania, od tarcia po skrzypienie. Grał bardzo
czujnie, sprawność techniczna na poziomie nielicznych i w dodatku
pomysłowość. I nie tanie sztuczki, ale myślenie służące
czemuś. Niesamowitą paletę brzmień perkusji zawdzięczamy chyba
też specyficznemu (jak to nazwać...czułemu?) jej nagłośnieniu.
Nie tak dobre wrażenie zrobił na mnie drugi członek zespołu
Nicholas Bussmann. Wrzucał różne elektroniczne dźwięki, zimne,
szorstkie. Czasem zalatywało to żrącym noisem, choć momentami
miałem wrażenie, że wymykało mu się to spod kontroli. Ale chyba
nie ma co za bardzo dumać nad „składnikami” muzyki Kapital Band
1 osobno, gdyż jej siła tkwiła w interakcji muzyków.
Drugiego dnia
Pole Live Band, w składzie Betke na elektronice, Leichtmann na
perkusji i Zeitbloom na basie. Panowie pojawili się za sprzętami po
bardzo długim (50 minut) oczekiwaniu liczniejszej niż dnia
pierwszego publiki. Dźwiękowo weszli bardzo gładko, sunącym
dubem. Na początku już przyznam się, że nie jestem znawcą
twórczości Pole'a, ale tego się nie spodziewałem. Bardzo masywny
sound całości, czasem zbyt „trzaskający”, może trochę zbyt
głośna perkusja, która dominowała. No i nie bez znaczenia
spokojny, pozostający nieco w cieniu (również dosłownie) basista.
Widać było radość z gry, która udzieliła się też słuchaczom,
zwłaszcza przy szybszych kawałkach. Dla mnie zaskoczeniem było, że
nawet gdy pojawiały się bardziej „oczywiste” rytmy to nie
brzmiały one banalnie. Również koneserem twórczości Pole'a nigdy
nie byłem, ale to co zaprezentował wczoraj w zupełności mnie
przekonało. Jedyny minus - długość występu, która łącznie z
bisami nieznacznie przekroczyła czas opóźnienia. Wszystko jak już
zasugerowałem na początku bardzo fajne. Dodatkowymi faktami
umilającymi odbiór muzyki było darmowe piwo, brak dymu
papierosowego, ładna scenografia, intrygujące oświetlenie. Oby jak
najwięcej takich inicjatyw.
[relacja pierwotnie opublikowana na nowamuzyka.pl]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz