Kolejny odcinek programu muzyki
improwizowanej w Starym Browarze – tym razem Robert Piotrowicz i
Xavier Charles. Ten drugi to klarnecista, improwizator z Francji,
teraz grał na urządzeniu własnego chyba pomysłu. Były to dwie
membrany głośników, które były wprawiane w drganie za pomocą
dźwięków niskich częstotliwości. Ustawione niczym misy,
Francuzowi służyły jako pole do różnych operacji – wrzucał w
nie szklane kulki, sprężyny, ziarenka, metalowe pręty, miseczki.
Wszystko to drżało, podskakiwało, wibrowało na membranach.. Z
racji tego, że ze zaraz nad nimi znajdowały się mikrofony –
każdy dźwięk był dobrze słyszalny. Poza efektem dźwiękowym był
to też interesujący widok – na przykład ziarenka oświetlone na
czerwono, wyglądały jak miniaturowe wybuchy wulkanu i wylewy lawy.
Robert Piotrowicz obsługiwał
syntezator analogowy, na stole miał też położoną gitarę, którą
sporadycznie drażnił mechanicznym wiatraczkiem.
Znów była to gra otwarta na
przypadek, Charles na przykład nie mógł przecież przewidzieć
brzmienia, jakie osiągnie wrzucając kilka przedmiotów naraz.
Pomimo tego panował nad swoją „partią”, umiał stopniować
napięcie, nie spiętrzał hałasu w nieskończoność. Piotrowicz
pozostawał raczej w cieniu, jego zasługą były ostre, mroczne
motywy, plamy w tle, które raz po raz wchodziły w coś w miarę
rytmicznego. Jednak była to rzadkość, w większości był to jakby
dźwiękowy strumień świadomości, hałaśliwy, bez skrawka
melodii, za to stworzony w skupieniu, ale z polotem. Na pewno byłem
już świadkiem ciekawszych muzycznych spotkań, jednak to mimo, że
pozostawiało pewien niedosyt (zresztą, wedle słów Piotrowicza,
pożądany i zamierzony) było kolejną intrygującą podróżą w
strefę niepokojących dźwiękowych brudów, z których obaj
improwizatorzy powoli i przekonująco budują swój osobny świat.
[relacja pierwotnie opublikowana na nowamuzyka.pl]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz