Alfredo Costa Monteiro dał się poznać
polskiej publiczności podczas Musica Genera Festival w 2006, gdzie
zagrał jako część duetu Cremaster (z Ferranem Fagesem) oraz z
Johnem Duncanem.
Na albumie dla Monotype korzysta ze
swoistych nagrań terenowych, we wkładce zaznacza, że wszystkie
źródła dźwięków są częścią jego domowego otoczenia.
Zacząłem się zastanawiać, gdzie Costa Monteiro mieszka, oceniając
po dźwiękach, byłyby to ciężkie warunki. Żarty na bok, bo to co
słyszymy na płycie jest raczej wynikiem uważnego słuchania tego,
co schowane, śledzenia ukrytego życia przedmiotów i sprawnego
łapania go dobrymi mikrofonami.
W pierwszych dwóch utworach
Portugalczyk koncentruje się na dość wąskiej palecie brzmieniowej
różnych szumów i pomruków, które wprawia w ruch na zasadzie
przypływów i odpływów. Względne podobieństwo dźwięków działa
na korzyść utworów, powoduje wrażenie kondensacji i spójności,
a nie uczucie nudy. Dla odmiany, trzeci track zaczyna się od
fragmentów o różnych barwach, które są od siebie pooddzielane,
jakby autor prezentował nam okazy skatalogowane w swoim zielniku.
Album kończy się w mocny sposób, szczególnie druga połowa
czwartego utworu - podszyta helikopterowym drżeniem zawierucha jest
imponująca.
Tytuł, jak mi się wydaje, objaśnia
intencje autora, jak i muzykę zawartą na krążku. Anatomia oznacza
tutaj dokładność, uważność, podejście jakby naukowe,
skupienie, co powoduje, że Costa Monteiro raczej eksploruje,
poszukuje w niedużej ilości dźwięków, zamiast zalewać słuchacza
zlepkiem fragmentów. Jednak myliłby się ten, kto sądzi, że są
to swobodnie poruszające się, rozwijające się soundscape'y.
Kompozycje choć obszerne (czasowo i pod względem wypełnienia
dźwiękami) są wręcz klaustrofobiczne. I tutaj kłania się „inner
place” - wydaje mi się, że odgłosy pochodzą z wnętrza czegoś
albo są słyszalne tylko z bliska, jakbyśmy przykładali ucho,
musieli się zbliżyć, wejść w kontakt z przedmiotem, nawet go
naruszyć.
Pewna emocjonalna oschłość,
nieprzystępność mogą być dla niektórych problemem we wgryzieniu
się w ten album. Sięgnąć po niego powinni na pewno miłośnicy
Toshiy'i Tsunody, zwłaszcza tych jego prac, w których koncentruje
się na konkretnych zjawiskach dźwiękowych.
[recenzja pierwotnie opublikowana na nowamuzyka.pl]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz