8/10/2009

Yôko Higashi, Lionel Marchetti - Okura 73°N - 42°E [Musica Genera, 2009]

Marchetti ma ostatnio szczęście do polskich wydawców, pod koniec zeszłego roku Monotype wydał reedycję powalającego Kitnabudja Town, a w czerwcu Musica Genera wypuściła ten album. Już drugi w swoim katalogu z udziałem tego francuskiego artysty i tak jak poprzedni (Docteur Kramer (you are not you) z Emmanuelem Petit) zawiera po części muzykę stworzoną w duecie.

O czym może być album, którego okładkę zdobi fragment XVI-wiecznej mapy Azji i Oceanii, tytuł łączy w sobie nazwę japońskiej wioski ze współrzędnymi punktu gdzieś na Morzu Barentsa, a niektóre dźwięki wykorzystane w kompozycjach pochodzą z Mozambiku i ze statku cumującego w Rostocku? O przemieszczaniu, o nakładaniu (się) na siebie różnych rzeczywistości, porządków? Wspomnień i fantazji?

Z tego przemieszczenia wynika przekształcenie: takie jak rozciągnięcie i rozmazanie głosu Higashi w "Petrole 42", który brzmi jak szklista łuna. Oraz zniekształcenie: takie jak przykrycie, wytłumienie etnicznego motywu perkusyjnego, sprowadzenie go do prostego wzoru, jakby motywu powracającego na tkaninie. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy, ale po kilku odsłuchach (słuchawki by wyłapywać detale, głośniki by dać się pochłonąć) stwierdziłem, że kompozycja Higashi ("Okura") podoba mi się najbardziej. Być może w dużej mierze dlatego, że jest dłuższa, a przez to wydaje się być pełniejszą opowieścią. Ale też ze względu na niemalże psychodeliczno-rockową eksplozję około połowy oraz niesamowite niskie dźwięki, nie tyle agresywne, co stanowcze, ale jednocześnie ulotne, dynamiczne. Nie wspominając już o pomysłowym rozkładaniu detali między kanały i różnicowaniu w nich poziomu głośności.

Nie chodzi jednak o to, że utwory flankujące kompozycję Higashi, pierwszy samego Marchettiego i kończący płytę stworzony w dwójkę, mógłbym określić jako gorsze. Nie w tym rzecz, one same w sobie są bardzo ciekawe. Tylko że w porównaniu z "Okurą", która oferuje wiele punktów obserwacyjnych, oba "Petrole" są migawkami z jednej pozycji. Co nie musi być wadą, bo przez to skupienie zyskują lepszą eksplorację wybranych treści. Zresztą oba te utwory w ciekawy sposób się uzupełniają, bo w ogólnym podejściu są oparte na tej samej zasadzie: ciągłego syntezatorowego dźwięku, wokół którego gromadzone są inne (też odpowiadające sobie: głosy i odgłosy statku). Pierwszy jest mroczny, chropowaty, ciężki (niektóre momenty kojarzą się z wczesną kompozycją "Sirrus"), słowa przez cb radio są brudne, niepokojące, drugi jakby się unosił, odlatywał, piął na krystalicznych pasmach w górę, gdzie roztacza się wspominany zaśpiew Higashi.

Album nie trwa nawet 35 minut i patrząc przez pryzmat przyjemności obcowania z zawartymi na nim dźwiękami, gdy ostatnie wybrzmiewają, do głowy przychodzi tylko: za krótko. Jednak to przechodzi i pozostaje wdzięczność za możliwość doświadczenia tych światów, które niczym te z mapy przywołanej na okładce, są nierzeczywiste, nie mogłyby zaistnieć nigdzie indziej.



+ szczegółowe informacje

(nie chciałem już rozdymać wstępnych wyliczanek, ale podoba mi się też pomysł, że Okura w tytule odnosi się sieci hoteli, a współrzędne są propozycją lokalizacji dla nowego obiektu; wtedy znów dochodzimy do przemieszczania)

1 komentarz:

Daniel Brożek pisze...

"statku cumującego w Rostocku" - to nie byl byle jaki statek ;)