Druga prezentacja orkiestry festiwalowej zwanej Ostravską Bandą. Najpierw trzy premiery światowe młodych kompozytorów. Suppresing Repression (2007) Anglika Benjamina Olivera, które gdy doszliśmy do czwartej pozycji w programie zdążyło mi zupełnie wyparować (co może oczywiście świadczyć gorzej o mnie niż o utworze). Przestraszony usiłowałem sobie przypomnieć, choćby skład: no tak, była fortepian, skrzypce, drugie też, wiolonczela...No przecież - trąbka w denerwującym zestawieniu z perkusją, które były jak z emulatora zespołów Milesa Davisa. Pouczające było także późniejsze zajrzenie do programu: Oliver oprócz komponowania, jest także pianistą jazzowym. I w tym utworze chciał połączyć totalny serializm i "prawie improwizowaną" zanotowaną kompozycję. Próbować zawsze warto. Nie żeby się nad nim znęcać, ale jemu chodzi nie tylko o dźwięki: "tytuł tego utworu odzwierciedla pragnienie stworzenia muzyki, która będzie poza kapitalistycznym reżimem, wewnątrz którego obecnie funkcjonuje w Wielkiej Brytanii." Potem jeszcze o odrzuceniu dyktatu "większości" wytwórni płytowych, osób programujących festiwale, instytucji. Patrząc na jego biogram należy tylko cieszyć się jego powodzeniem w znajdowaniu wielu zespołów i festiwali, które operując zapewne poza "reżimem" chcą prezentować jego muzykę.
Z kolejnym utworem też miałem sporo problemów. W Renascence (2009) Josepha Kudirki pierwszoplanową partię odgrywał baryton (Thomas Buckner) i nie dość, że męczyła mnie jego prezencja, to w dodatku melodia, którą śpiewał była jakaś ciężko-kulejąca. No i wydaje mi się, że wolałbym nie rozumieć tekstu, ten był po angielsku i wyłapywałem pojedyncze słowa ("God", "eternity", "sky") nie wiedząc, czy mam się skupić by zrozumieć całość. Bo to zdecydowanie szkodziło odbiorowi muzyki, albo raczej - relacji wokalu i instrumentów. Puzon grał dużo syków, skrzypce też raczej drobno, fortepian czasem wypuszczał się do przodu. Były też małe bębenki, skrobanie po ich membranie przypadło zaraz po "grave is such a quiet place", a ja może zbyt ilustracyjnie odebrałem to jako przejeżdżanie paznokciami po wieku trumy, od wewnątrz rzecz jasna (a puzon to byłby oddech?). Warto przy okazji odnotować, że to kolejny twórca, obok Sama Sfirriego, który jako wykonawca interesuje się muzyką kompozytorów skupionych w grupie Wandelweiser.
Dużo lepiej czułem się słuchając Material and Dreams (2009) Petra Bakli, które może w pewnym falowaniu materii było trochę podobne do utworu Olivera. Jednak tutaj ten ruch był dużo żywszy, ciekawszy, jakby ptak szamotał się gałęziach drzewa, wzlatywał, ale coś go przytrzymywało. Duży plus za poczucie humoru ujawnione w komentarzu: "Byłoby także możliwe marzyć o tym że, gdyby Kartezjusz miał psa, moglibyśmy żyć teraz w dużo lepszym świecie. Kot też byłby dobry albo nawet szczur."
Ja wiem, jak takie coś brzmi, ale nie mogę inaczej: Brittle Relations (1986) Petera Grahama było za krótkie. W tym sensie, że akurat zdążyło zaprezentować paletę barw, wąską, ale ładną i nią nie znudzić, nie widząc potrzeby w rozszerzaniu tej powściągliwej próbki miłego brzmienia smyczków i akordeonu.
I na koniec triumfator tego koncertu - Salvatore Sciarrino (bez zaskoczeń, prawda?). To musi być interesujące dla kompozytora i flecisty, przysłuchiwać się muzyce kogoś, kto tyle uwagi poświęcił temu instrumentowi (by wymienić tylko kilka: Omaggio a Burri, Venere che le grazie la fioriscono, Hermes, Siciliano, Esplorazione del bianco II, Frammento e adagio), dlatego też pewnie Petr Kotik nie mógł sobie odmówić poprowadzenia czeskiej premiery Vento d'ombra (2005) Włocha. Choć w tym utworze flety nie mają tak prominentnej pozycji to jednak są łatwo wychwytywalne. Oprócz tego skrzypce, klarnet basowy, fagot, tuba, puzon, trąbka (najczęściej z tłumikami) i blacha ( = kawałek blachy, podwieszony). Znów było nieco ptasio, zwłaszcza w dialogach skrzypiec i puzonu.
8/27/2009
Ostrava Days 2009: Sciarrino, Graham, Oliver, Kudirka, Bakla
napisał
Piotr Tkacz
o
12:48
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
fajny blog :D
Prześlij komentarz