8/27/2009

Ostrava Days 2009: Rihm, Berkenbosch, Sarto, van Deurzen

Godzinę po zakończeniu poprzedniego koncertu, pięć kwartetów smyczkowych w wykonaniu holenderskiego DoelenKwartet. Wykonawcy przywieźli dwóch "swoich": Caroline Brekenbosch i Patricka van Deurzena - zaczęło się od tej pierwszej. Jej Monument 38 (2008) był w zasadzie jednym, ciągłym strumieniem dźwięku, wchodzą pierwsze skrzypce, altówka, drugie, dołącza wiolonczelą i od teraz stale ktoś gra. A najczęściej wszyscy - proste, krótkie motywy, gęsto poukładane, czasem nierówno, ale chwilami wszyscy razem. Utwór bardzo dynamiczny, pełen energii, choć momentami niebezpiecznie przywołujący skojarzenia z muzyką filmową (bohater pędzi na koniu przez las). I szkoda, że takie oczywiste zakończenie - zwiększenie głośności i urwanie.
W kontraście do tego Hevel (2008) Andrei Sarto: dużo ciszy, przerw, zawieszeń, stopklatek, sporo dźwięków na granicy słyszalności. Wyłamująca i krusząca wiolonczela, też granie na korpusie instrumentów i przy minimalnym nacisku smyczka na struny.
Środek koncertu to Seven (2008) van Deurzena, który z początku wydawał się podążać między dwoma wcześniejszymi, ale potem raczej donikąd. Gdy przeczytałem potem, że trwa ok 21 minut, byłem zaskoczony, strzelając powiedziałbym, że dwa razy dłużej. Niektóre fragmenty z osobna były fajne (np. rytmiczne pizzicato), ale zupełnie nie mogłem poradzić sobie z dostrzeżeniem spójności w tym utworze. A to, że był podzielony na siedem części jeszcze pogarszało sprawę. Zastanawiałem się tylko, kiedy się skończy. To znaczy: nie tylko, nad tym zastanawiałem się, gdy nie myślałem, co zjadł ten biedak dwa krzesła obok mnie, że mu tak jeździ w brzuchu.
Po przerwie dwa utwory Wolfganga Rihma (Quartett Nr. 4 (1980-81) oraz Grave (in memoriam Thomas Kakuska) (2005)) i było tak, jakby wziął on sobie do serca słowa rapowane kiedyś przez Elmera: "wiem, że muszę pokazać im kolejny etap". Faktycznie był to inny poziom, bo pojawiły się różne techniki rozszerzone (np. gra na mostku), ale wykorzystywane sensownie, poza tym dużo dźwiękowego mięcha (szczególnie w czwartym kwartecie, który bardzo w typie skomponowanego w latach 1981-83 piątego).

Brak komentarzy: