...de las piedras to drugie wydawnictwo, na którym spotykają się norweski perkusista (a może – perkosjonista?) Ingar Zach i włoska flecistka Alessandra Rombolá. Pierwszym był album „Yesterday night you were sleeping at my place” projektu MUTA (z Rhodri'm Daviesem). Tutaj trio domyka akordeonista Esteban Algora, który zajmuje się głównie współczesną muzyką komponowaną, ale jest również improwizatorem.
Na tej płycie otrzymujemy utwory zupełnie inne w wyrazie niż te zawarte na albumie MUTY, które często brzmiały nieprzyjaźnie, były jakby skorodowane, popękane, niewygodne dla słuchacza. Choć i na tej płycie znajdą się fragmenty (np. „Turmalina”, część „Jade”), gdzie do metalicznego harmidru dołączają fletowe świsty, a akordeon zacina szarpanymi dźwiękami, to jednak generalnie jest to muzyka na swój sposób elegancka (gong brzmiący niczym dzwon, otwiera „Jade” i w ciągu utworu jeszcze powraca), czasem dostojna (potężny, niemal organowy, akordeon w „Amatista”), w swym wyrafinowaniu wymykająca się natychmiastowemu ogarnięciu.
Do tych właściwości przyczynia się z pewnością miejsce nagrania (kamienna Eremita de la anunciada w Urueňie), którego naturalny pogłos Rombolá wykorzystała już wcześniej na swoim solowym albumie. Ważna jest też elastyczność składu, przede wszystkim flecistka, jak również Zach, mają spore możliwości by ze swoich instrumentów wydobywać zbliżone dźwięki. To daje im sposobność do tworzenia subtelnych wariacji, naśladowania z jednoczesnym odbieganiem, grania razem a jednak rozwidlania ścieżek tego samego dźwięku, albo splatania różnych w jeden. Piękny jest ten fragment otwierającego płytę „Ámbaru”, gdzie Rombolá rozsiewa mgłę unoszącą się nad motywem granym przez akordeon. Algora często gra bardzo wysokie dźwięki, które gdzieś u sklepienia tych improwizowanych konstrukcji zbiegają się ze smyczkowanymi przez Zacha talerzami. Norweg używa pewnie też zestawu, z jakim przyjechał na warszawskie Ad Libitum II, tzn. basowy bęben, na którym rozłożone są różne perkusjonalia. W spisie instrumentów Włoszce przypisano też „tiles instalation”, ale przyznam, że mam problem z wyszczególnieniem wkładu tego urządzenia.
Nie pozostaje mi nic innego jak polecić ten album pełen muzyki, w której dźwięki to błyszczą rzucanym na siebie nawzajem światłem, to ukrywają się w swoim cieniu i dzięki temu ukazują nam swoje mroczniejsze oblicze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz