12/18/2024

Clive Bell, Bechir Saade - An account of my hut

Wykorzystywanie nietypowych, rzadko spotykanych instrumentów może być wynikiem potrzeby (obecnej nawet w muzyce improwizowanej) poszukiwania nowych dźwięków, rozszerzenia dotychczasowej palety brzmień, wyjścia poza kanon. Jeśli rzecz dotyczy instrumentów tradycyjnych, jak w tym przypadku, może też być próbą wskazania na inne niż free-jazz czy free improv źródła improwizacji.

Bechir Saade jest zainteresowany znaczeniem improwizacji dla muzyki Bliskiego Wschodu, podkreśla jej olbrzymią rolę, twierdzi, że obecnie jest ona niedoceniana. Ten libański improwizator (oprócz neya i innych fletów gra także na klarnecie basowym) należący do Moukhtabar Ensemble, ostatni rok spędził w Londynie, gdzie nawiązał współpracę z kilkorgiem improwizatorów (owocem tego jest m.in. wydany także przez Another Timbre „Hum”). Tam też spotkał się z Clive'm Bellem, muzykiem, który udzielał się na płytach Jah Wobble, Billa Laswella, Davida Toopa.

Ten album prezentuje improwizacje tego duetu w siedmiu odsłonach. Piękno tej muzyki jest w pewnym sensie oczywiste, ale nie jest podane na tacy. Dźwięki uspokajają, ale nie mają nic wspólnego z jakimikolwiek chilloutami, new age'ami itp. Są proste, ale nie łatwe, płyną spokojnym nurtem, jednak po napotkaniu przeszkody mogą na chwilę przyspieszyć. Niektóre bardziej zawijasowate (np. w „Straw”) momenty mogą kojarzyć się z twórczością Salvatore'a Sciarrino. W „Cloud trapeze” (po)wolność, delikatność dźwięku przechodzi w eteryczność, niematerialność powiewów. Po tym najbardziej pastoralnym utworze dostajemy rzecz z lekka narowistą, powirowaną - „Wisteria”. Żałuję, że nie znam więcej muzyki (i to tej tradycyjnej) z shakuhachi i ney'em, gdyż nie mogę określić, w jakim stopniu muzycy wychodzą poza ich zwykłe użycie. Wydaje mi się jednak, że wykazują się sporą inwencją i wiele niecodziennych napięć powstaje w triadzie usta – powietrze – otwór instrumentu. Zamykający album, chyba najlepszy, „Withered leaves” jest doskonałym jego zwieńczeniem, stanowi syntezę podejść obecnych w dwóch poprzednich utworach, a skupienie na detalu, zniuansowana, pełna lekkości gra oczarowują.

Bardzo dobrym pomysłem było umieszczenie wkładu każdego z grających w jednym kanale. Instrumentalne strumienie, często podobne, a jednak odmienne, rozpoczynają swój bieg osobno, a splatają się w głowie słuchacza. Warto też dodać, że jeśli kogoś (tak jak mnie) urzekł obraz na okładce, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że również muzyka zawarta na płycie przypadnie mu do gustu.


Brak komentarzy: