12/18/2024

Akisa - Passover

 A teraz coś z zupełnie innej beczki. Fińska scena muzyczna stała się może trochę bardziej znana za sprawą eksplozji freak-folku (czy też avant-folku) granego głównie przez zespoły skupione wokół wytwórni Fornal. Trio Akisa (nie mylić z black-metalową Akitsą) to jednak jeszcze inna para kaloszy. Oni grają (dziwny) jazz.

Wykonawcy z tyłu okładki przypisani są jedynie do zagadkowych „instruments”. Po wysłuchaniu płyty można (przynajmniej po części) stwierdzić, co kryje się pod tym ogólnikowym określeniem. Na pewno kontrabas, rzadziej bas, dwa różne saksofony (albo tak różnie traktowany jeden), perkusja. Do tego dochodzą elektroniczne maszynki, odpowiedzialne za szmery, brudy, wtręty, czasem zsamplowane nagrania głosów (krzyki, łkanie) i śladowe ilości nagrań terenowych (wycie wilków, dzwony kościelne).

Muzycy od początku ostro atakują, najpierw za pomocą elektroniki i instrumentu dętego. Ale niedługo dołącza kontrabas, którego dźwięki są eksponowane. Nieco z tyłu pozostaje perkusja, ale jej czas też nadejdzie. To saksofony przede wszystkim powodują, że ta płyta jest warta wysłuchania. Ich gra jest porywista, pełna mięcha, brudna, ostra, brzmienie nie jest najczystsze, ale to też w zasadzie działa na plus – ma się wrażenie, że kolejne frazy to wymierzane nam razy. Jest to jakby granie amatorskie, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu – muzycy docierają w rejony rzadko odwiedzane, bo nie widzą przeszkód, nie znają „reguł”, które by im czegoś zabraniały. Atmosferę spontanicznego jamu pogłębia metoda nagrania – całość (37 minut, w tym przypadku akurat) to „studiolive” czyli zagrane na raz, bez poprawek i uzupełnień.

Będę się trzymał tego, co napisałem na początku – jest to jazz, choć nietypowy, odmienny. Gdy słucham przekomarzania się saksofonów w „Empty tomb” to zastanawiam się, czy tak nie brzmiałby dzisiejszy „Land Dance D” z Old Eses & Mysteries Joe McPhee. To na pewno nie jest wielka płyta, ale dobra okazja, żeby zaznajomić się z nazwą Akisa i czekać na więcej. Jest szansa, że mniej ortodoksyjnym „jazzfanom” przypadnie do gustu.


Brak komentarzy: