Zanim jeszcze o Instalu, to, bo potem zapomnę: na ale kino! puszczają Samarię Kim Ki-duka, np. dziś - dziesięć po północy. Mocno polecam.
A teraz o festiwalu, najpierw zbiór linków: moje relacje z konkretnych dni są do znalezienia po kliknięciu w tag instal09. Dzień po dniu opisywał też Richard Pinnell: 1, 2, 3. O drugim dniu pisał też trochę David Keenan (określenia "post-Mintonowski" użyłem nie czytając wcześniej jego tekstu, heh, słowo!). No i jest jeszcze wątek na ihatemusic, gdzie np. wypowiada się Cheapmachines (aka Philip Julian).
Festiwal świetnie zorganizowany, jeśli już jakieś opóźnienia to niewielkie, nawet się nie martwię, że niewiele koncertów mnie zachwyciło, bo impreza jako całość to bardzo miłe przeżycie (osobny wpis w sumie należałby się warsztatom).
Patryk zwrócił moją uwagę na fakt, że oprócz Kanadyjczyka i Greka, to reszta występujących pochodziła z siedmiu krajów: Szkocji, Anglii, Niemiec, Austrii, Japonii, Stanów Zjednoczonych i Francji. Czy to źle? Czy to nadmiar skupienia na kilku "potęgach" (Szkocji, nic nie ujmując, nie liczę - to po prostu gospodarz)? Pomijanie mniejszych graczy? Na rzecz pewniaków? Chociaż tak naprawdę poza Japończykami, to nie czuło się "nadreprezentacji", ale nawet w ich przypadku, to może trochę krzywdzące ujęcie sprawy.
W ogóle poprzeglądałem stronę Ariki, programy innych festiwali, które organizują i zamiłowanie do Kraju Kwitnącej Wiśni jest mocno widoczne. Ale też zastanawiam się (a nie: szukam powodu do krytykowania) nad tym, że niektórzy artyści są zapraszani po raz kolejny...Może to dobra droga, na zeszłym Instalu była prezentacja Wandelweisera i w tym roku jego przedstawiciele powracają. J-P Gross kiedyś tam grał solo (na marginesie: świetny set - jak się zapiszecie na ich newslettera, który wysyłają bardzo rzadko, to będziecie mieli dostęp do mp3 z występów z kilku festiwali, w tym tego), a w tym roku powraca w towarzystwie Noetingera. I tym podobne.
Może jakaś kontynuacja powinna być, to jakoś ułatwia odbiorcom, zachęca, że coś kojarzą? Zresztą cała otoczka wokół festiwalu ma profil "awangarda nie gryzie", czego szczytem jest katalog/książeczka programowa (w zasadzie są dwie: w tej drugiej więcej opisów). Szczytem pozytywnym, wszystko jest pisane z perspektywy jednej osoby, więc subiektywne, ale zarazem pozwala to wyczuć emocje, jakie autor odczuwa wobec twórczości zaproszonych artystów. I dobrze.
Ludzi na koncertach było całkiem dużo i co najważniejsze umieli się zachować, więc nawet jeśli byli trochę przypadkową publicznością to nie zupełnie, bo mieli jakieś poczucie (albo to są te tzw. różnice kulturowe?).
Może powinienem wyciągnąć wnioski, w końcu od jakiegoś czasu myśląc o różnych rzeczach, które robię, widzę że zainteresowanie/dotarcie do/znalezienie odbiorców jest ważną i trudną częścią przedsięwzięcia. Hm hm.
Wracając do koncertów, już po napisaniu o Rolfie Juliusie, w Haunted Weather Toopa trafiłem na fragment, który mnie ucieszył, w sumie nawet nie zaskoczył, bo było to coś na zasadzie: no tak, wiedziałem. Otóż Julius mówi: "When I talk about natural sound I'm interested not actually in sounds themselves but in the quality of having the distance. Something coming from a distance I like very much. Also, personally I like distance. When people sit together very close I like to make some distance. Also visually. And with sounds, I like sounds coming from a corner. But that means I like the air in between. And sometimes the air in between is not thick enough so you can add some other sounds." (str. 149).
Z innej beczki: wstępna zapowiedź Audiosfery, będzie francusko, na pewno coś z wytwórni plastiqpassion.
4/05/2009
Przebieg instalacji
napisał
Piotr Tkacz-Bielewicz
o
17:27
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
znasz kogos kto jedzie na AMM na festiwal w maju do londynu ?
Byles moze na Monow w starym browarze ?
no freedom of the city (http://www.freedomofthecity.org/index.html) wygląda kusząco, ale nie znam nikogo, kto się wybiera.
nie byłem na mono.
Prześlij komentarz