Jak rozkładaliśmy się, by zagrać w Audiosferze, wziąłem gitarę od Pawła i zacząłem wydawać z niej różne dźwięki. Spodobało mi się i wypowiedziałem myśl, która już kiedyś mnie naszła: czasami wydaję mi się, że mógłbym grać na każdym instrumencie. Na co Patryk: tak, ale to chyba wynika z twojej definicji gry.
No, ha ha.
A teraz coś, co myślę, że spodobałoby się Maciejowi Malickiemu. Paweł chce iść na autobus nocny, pyta, czy 10 minut wystarczy, żeby dojść na przystanek. Na co Patryk: no jeśli teraz wyjdziesz, to tak.
W Toruniu widziałem dwa fajne napisy:
1. naprężanie obrusów i firan - taki mały, skromny, stary zakładzik i to naprężanie wobec zerowej dekoracji wystawy
2. Willa Romana - na domu, po prostu, jeśli ktoś to zrobił świadomie, to gratuluję poczucia humoru, bo chciałem wejść i zapytać, czy zastałem Romana.
Sądząc po laście, to odnośnie CoCArtu kształtuje się konsensus, że drugi dzień lepszy. To było do przewidzenia, nie tylko ze względu na to, że na tym dniu nie mogłem być. Radio internetowe, którym zainteresowałem się pewnie jedyny raz w życiu, bo miało transmitować koncerty, akurat padło.
3/30/2009
Takie tam
napisał
Piotr Tkacz-Bielewicz
o
00:06
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
8 komentarzy:
Na szybko: Willa Romana została również zauważona przez 3 młodzieńców (!) ale nie odważyliśmy się sprawdzić o jakiego Romana chodzi. Wiadomo, mieliśmy pewne podejrzenia - takie suchariki.
Co do podziału na 'lepszości-gorszości'. W pierwszym dniu mocno zaniżyło trio z Torunia, Troum i "Zovietowcy". Ci ostatni jeszcze jakoś by się wybronili ale za długo to wszystko trwało.
W dniu drugim tylko - długo wyczekiwany przeze mnie wyczekiwany - Projekt Karpaty Magiczne, trochę nie wyrobił. Ani źle, ani dobrze. Ogólnie było naprawdę nieźle.
Marcin
a ja mysle ze to porownywanie zlego z e srednim
trudno cos dobrego napisac, moze ze szkoda energi ma takie wyjazdy
wiecej zeva na festiwalu i juz sie go nie da uratowac
z "industrialnej" rodzinki tylko column one brzmialo dobrze do malo zajmujacego performance
a moim zdaniem wcale nie źle, ani nawet srednio, tylko co najmniej dobrze. każdy koncert, a festiwal to już w ogóle, przy obecnym zalewie mp3kowych strumieni jest niczym świeto, a przynajmniej tak być powinno. Naprawdę udane 2 dni, przy czym zgodze się, że sobota jednak lepsza (bez rozczarowań na miare Troum lub Videoterroristen (a może Videoturisten ;)
więcej było dziś na żywo
więcej będzie w szkicowniku
pozdro
Rozpadlin
ps. przy obecnym 'bezenergicznym' dostępie do muzyki, energia zużyta w czasie festiwalu powinna byc zaszczytem i formą wdzieczności
odnosisz sie do braku,
do pustki jaka panuje w polsce,
wszystko jest zajawka
nawet mi do glowy mp3 nie przyszly
a raczej festiwale i koncerty
z gornej polki
Ja myślę że to nie dopełniacz, tylko mianownik, tak jak np. "Willa Maryla". Poza tym to gdzie Ty sie do cholery zapuszczasz?!!! To jest strefa gangu Rydzyka :)
pewnie i mianownik, ale to tym bardziej śmieszne jak pomyślisz o Villa Romana.
zapuszczałem się do wodociągów, gdzie była instalacja. ale tak, główna twierdza O.R. została mi też zaprezentowana (z zewnątrz).
przy okazji - dzięki za wszystkie komentarze, byłoby super, gdyby Anonimowi zdecydowali się podpisywać. choćby po to, żebyśmy wiedzieli, czy to ten sam komentator, co poprzednio.
zgadzam się, że należy równać w górę, a nie radować, że na bezrybiu..., ale z czym porównujesz CoCArt? jasne, że po zestawieniu go z Instalem czy z club transmediale, wypada średnio, ale taki manewr jest bez sensu.
no i rozumiem Rozpadlina, odnośnie tego "festiwal-święto".
z transmediale nie porownuje bo przeciez trwa od dwa razy dluzej i zawiera w sobie niemal wszystko procz wyraznie akademickiej wspolczeski
wystarczy porownac z musica genera,
bylem tylko 2 razy ale roznica poraza, i nie chodzi o stylistyke ale pomysl na calosc
nazywam sie lukasz
re: transmediale. tak wiem, podałem przykład ekstremalny. ale nie, to nieprawda, że zawiera "niemal wszystko", nie ma tam prawie w ogóle free-improvu, ilości eai też są śladowe.
a propos genery, nie sądzisz, że stylistyka określa pomysł na całość? albo odwrotnie? to ciekawe, że podałeś ten przykład, bo Rozpadlin przekonywał mnie, że kilku artystów z cocartu mogłoby się pojawić na MGF. oczywiście Ambarchi już tam był, ale tutaj ujawnia się różnica w pomyśle (czy w stylistyce też?), bo dla MGF charakterystyczne jest zestawianie muzyków w nietypowe składy, żeby ze sobą improwizowali. jeśli już z'ev zostałby zaproszony na MGF (co jakoś trudno mi sobie wyobrazić jednak) i w dodatku grał tego samego dnia, co ambarchi, to zaryzykowałbym intuicję, że zaradny i piotrowicz zwróciliby się do obu, z pytaniem, czy nie zagraliby oni ze sobą (zwłaszcza mając na uwadze, że mają wspólną płytę na koncie; tak, wiem, że ona nie została tak naprawdę nagrana razem, a złożona, ale mimo wszystko...).
więc tak, nie zawsze na MGF podoba mi się "stylistyka" wszystkich występów, ale podoba mi się "pomysł na całość", tzn na składy (zwłaszcza jednorazowe), które ze sobą improwizują i to, że mogę posłuchać jednego muzyka zwykle dwa razy w ciągu weekendu.
to jest właśnie coś takiego, co sprawia, że odczuwam MGF jako "swój" festiwal. podczas gdy np wrocław industrial jest "nie-mój" i jadę ze świadomością, że będę się musiał pomęczyć nim doczekam do merzbowa czy NWW.
Prześlij komentarz