Nie pisałem o ostatnim dniu (wiem, nikt się nie skarżył), bo trochę brakowało czasu, a poza tym byłem dość wkurzony, bo miałem problemy z uchem. I nadal mam i się martwię, ale Skream/Benga nawet bez tego by mi się nie podobali.
Tymczasem, wracam do domu i przeglądam różne strony, np. bloga Filastine'a, który pisze o club transmediale, w szczególności o Sweat.X: It was the first time i’ve seen Sweat X, if they don’t become dance music superstars there is no justice in the world. The production is super advanced and Spoek’s stage presence has no match. Really, I had to play after him and Sibot (Playdoe) in Paris last year and was shitting myself. Discover this Capetown scene now so you can enjoy them at small gigs, because in a few years you’ll have to be smashed against 10k ignorant ravers at some mega-festival.
Natomiast Spoek ze Sweat.X pisze o Mujavie: HIS DJ SET STARTED OFF HYPER CHEESEY EURODANCE AND HOUSEY...THEN HE WARMED INTO THE SCHITT THAT WE ALLLLLLLLLLL CAME TO SEE AND HEAR. THAT TOWNSHIP WARDRUM...HE PLAYED SOME BIG TUNES. PLAYED HIS OWN HIT LIKE 3 TIMES THRU THE SET...THEN I MET HIM AND HE WAS A BIT OF A DICK...BUT WHAT WAS ESPECIALLY FUNNY WAS THAT THROUGH HIS SET AND EVERYTHING HE HAD A HANDLER/BUTLER/MANAGER...A COMMUNICATION INTERFACE, BODYGUARD AND DJ ADVISOR...SOMEONE TO STAND BEHIND HIM AND HOLD HIS HOODY WHILES HE PLAYED. ATTERIDGEVILLE HOUSE DIVA??
O ich występie też, krótko i prawdziwie: OUR SET WAS BIG. WE BLEW EVERYTHING UP. WE PLAYED AT FOUR BUT MANAGED TO MAKE IT THE HYPE OF THE NIGHT.
I czyjego zdjęcia użyli do ilustracji? No czyjego!?
Jestem tak *zajarany* przerabianiem zdjęć z ich koncertu, że należy obawiać się osobnego posta z nimi.
A tymczasem, nie mogę się powstrzymać przed (wyrwanymi z kontekstu, rzecz jasna) cytatami z recenzji nowego Animal Collective autorstwa Roberta Sankowskiego (GW z tego weekendu): "Wszystko to nurza się w elektronicznym sosie (grupa sporą część albumu nagrała przy użyciu samplerów)." Już samo to rozkłada na łopatki, ale jest jeszcze lepiej, jak zerkniemy znów kilka linijek wyżej, gdzie Sankowski wspomina o recenzentach, którzy nie dają sobie rady z twórczością tego zespołu: "Krytycy określają najczęściej dokonania Animal Collective mianem "neopsychodelii" czy "freak folku", ale to tylko wyraz ich bezsilności wobec tej bezczelnej zabawy z dźwiękami." No właśnie, ja słyszałem, że z tymi samplerami to można się nieźle zabawić, ale jako krytyk zawsze czułem się bezsilny wobec ich bezczelności, nie chciałem żeby unurzały mnie w elektronicznym sosie.
2/03/2009
Wskaźnik cytowania (i wyraz bezsilności)
napisał
Piotr Tkacz
o
20:45
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
idź do laryngologa http://baronscarpia.blogspot.com/2009/02/tak-ja-wiem-ze-wolska-jest-jednym.html
Prześlij komentarz