2/24/2009

Wave twisters, wave makers

Ach, te moje hiphopowe "korzenie", sięgnąłem po mikstejpy, żeby powybierać coś do audycji...DJ Twister, DJ Decks, DJ JanMario , ho ho, trochę tego słuchałem, przypomniałem sobie, jak byłem zmartwiony, gdy zgubiłem (komuś nieopacznie pożyczyłem?) pierwszą taśmę DJ Niewidzialna Ręka.
No właśnie - powinienem pisać o ważnych rzeczach, np. jak ostatnio słuchałem Świateł miasta i byłem poruszony (spoko, obeszło się bez łez). Jeśli kiedyś miałem szansę zrozumieć "chłopaczynę, który dorósł w blokach", to tylko na tym albumie. Nie podpisałbym się pod wszystkimi tekstami, ale myślę, że niektóre miały na mnie jakiś wpływ, może raczej nieświadomie, ale dużo kiedyś tej płyty słuchałem i wchłonąłem słowa dogłębnie.
No i oczywiście muzyka Noona (którego ostatnio dopiero poznane Pewne sekwencje mnie zawiodły), nadal brzmi świetnie. Pomyślałem o tych wszystkich dźwiękach otoczenia (np. dzieci na sali gimnastycznej), wiatru, Dni wiatru Ścianki wyszły w następnym roku, hm hm.

Poza tym: It's After Dark Religious Knives chyba bardzo mi się podoba, bo w ostatnim tygodniu słuchałem trzy razy, co mi się rzadko zdarza. Pierwszy utwór jest podobno bardzo w stylu Dead C, nie wiem, dopiero muszę zacząć znajomość z tymi panami, w drugim jest wspaniały quasi-dubowy klawisz, no i perkusja jest genialna. Klawisz, nieco cieplejszy, bardziej barowy, jest osią trzeciego. W czwartym, ku mojemu zdziwieniu, podoba mi się brzmienie gitary, piątka jest przymilnie lo-fi i rozleniwia przygotowując na szóstkę (ach ta perkusja!) i finał, który jest najbardziej amorficzny, bo poprzednie to jednak (mniej lub bardziej) "piosenki" (te zawoalowane wokale).

Do posłuchania skłonił mnie fragment z tej recenzji: "music to sit awkwardly in-between you and that nerdy girl in the over-washed X-Ray Spex tee shirt as you sip on a cheap bourbon and give out wry, uncaring smiles, music to accompany you as you wander alone back from the show wondering silently whether she even gave a fuck." Nie, nie liczyłem, że będzie on *prawdziwy*, ale czasem lubię taki sposób pisania.

Właśnie, pisanie: nie zanosi na to, żeby moja recenzja La Casy/Guionneta objawiła się na nowejmuzyce, więc wrzuciłem ją tutaj .

The Wire z okazji 300ego numeru rzuca do sieci wiele artykułów, np. cykl Simona Reynoldsa o hardcore continuum. Z tego, co się orientuję w modzie jest raczej ostro zjeżdżać jego teorie, ale żeby to robić, trzeba najpierw przeczytać.

Właśnie, czytać: ostatnio powróciłem do zostawionej w połowie biografii Cardew. Lubię takie momenty zbiegania się różnych *porządków*, bo czytałem, jak Cardew będąc w Berlinie brał udział w akcji protestacyjnej przeciwko otwarciu Künstlerhaus Bethanien, które miało powstać (i powstało) po zamknięciu szpitala. Jest cytat z Cardew, który opisuje jak do tego doszło. A KB istnieje obecnie, tam właśnie miał miejsce program dzienny club transmediale.

O książce pisze Dan Warburton, zgadzam się z nim, że niektóre kwestie mogły być pogłębione. Ja czytając, że Cardew powiedział, że na egzaminie wstępnym do Royal Academy chciałby zagrać Schönberga, zastanawiałem się, skąd mu się ten kompozytor wziął, jak na niego trafił. Warburton zwraca uwagę, że wpływ Stockhausena na Cardew też mógłby być lepiej wyjaśniony. (Co oczywiście nie zmienia faktu, że książka jako całość jest "magnificent" i "essential").
Warburton, jak zwykle w swoim Paris Transatlantic, pisze sporo recenzji. Już kiedyś odniosłem wrażenie, że nie zawsze ma zbyt wiele do powiedzenia o muzyce, czasem tyle samo miejsca poświęca tytułom, tłumaczeniom, gierkom słownym, co opisowi zawartości płyty. Ale motyw z tego numeru i jego nadużywanie jest wnerwiający, w co którejś recenzji powraca, że tej płyty nie można słuchać z sąsiadami, rodziną, w pobliżu innych ludzi, bo się wkurzą, uznają cię za wariata itd. Ha, jasne - mam to, co mnie interesuje, czyli rzeczywista sytuacja słuchania muzyki, ale goooosh, podane w ten sposób, jakby *dziwna* muzyka była jednym z gorszych zboczeń a słuchanie jej niemal trądem. W dodatku jako żart ubarwiający teksty, za drugim razem już nieco nuży.
A recenzja Vomira (sam koniec strony), to jest jakieś kuriozum, a co najśmieszniejsze na jednym forum artysta dziękował za nią. Czasem tak się zastanawiam, jak to powinno być, gdy dany magazyn (stacja radiowa/telewizyjna, portal, etc), jest tak fajny/ważny/znaczący, że liczy się sam fakt wzmianki o, a nie to, co piszą. Tzn. - nie wiem, jak powinno być...

Brak komentarzy: