Takie zadanie dostaje Quoyle (bohater Kronik portowych grany przez Kevina Spacey) wkrótce po przyjęciu do lokalnej gazety od dziennikarza, który wprowadza go w "arkana sztuki". Quoyle na początku niezbyt umie się do tego zabrać, szare chmury na horyzoncie komentuje neutralną linijką, podczas gdy jego partner odmalowuje widmo nadciągającego sztormu. Jednak szybko załapuje i również sam dla siebie zabawnymi nagłówkami opatruje wydarzenia ze swojego życia.
W ogóle praca w dzienniku (tygodniku?) i koledzy z pracy to ten zabawny szew w fabule, która choć raczej stara się wypadki ujmować raczej pogodnie, to traktuje o sprawach przykrych, problemach itd. Pewnie byłbym bardziej zawiedziony (denerwowało mnie to natrętne "sagaizowanie", aura pionierstwa i otaczanie nimbem wspaniałości, romantyzowanie wokół przodków, nawet tych, którzy raczej mieli na koncie czyni niezbyt chwalebne) gdyby nie to, że miałem ochotę obejrzeć film i dałem się ponieść morskiemu klimatowi.
Ale nie samemu dziełku Lasse Hallström (tak, ten od Co gryzie Gilberta..., Czekolady, Wbrew regułom) zawdzięczam ten klimat. Jeśli więc dostałbym zadanie ułożenia nagłówka, brzmiałby on:
"Audiowizualne połączenie między Nową Fundlandią a Lofotami".
Na Nowej Fundlandi dział się film (i był kręcony - autorka książki, na podstawie której napisano scenariusz tylko pod tym warunkiem zgodziła się na ekranizację). Natomiast na Lofotach przebywali w 2004 roku Steven Stapleton i Colin Potter (pierwszy - założyciel Nurse With Wound, drugi - częsty współpracownik w tym projekcie). Zostali tam zaproszeni by tworzyć audycje dla lokalnego radia, szczegóły można przeczytać tutaj.
Och, jak ja uwielbiam płyty, za którymi kryje się jakaś historia, opowieść, które nie zostały "po prostu" nagrane (jak się dobrze poszpera, to może okazać się, że żadna płyta nie została "po prostu" nagrana). Wyobrażam sobie ich chodzących (po czym? jak tam jest? trzeba pojechać, sprawdzić...) i nagrywających dźwięki, szukających przedmiotów. I nadawanie tej audycji - kto jej słuchał? Czy tamtejsi ludzie, mieszkańcy? Co o niej myśleli? A jeszcze odnośnie twórców - co oni tam robili? Jak się czuli, przebywali dwa miesiące w zupełnie obcym miejscu, dość odmiennym chyba od ich codziennego otoczenia...
Szczęśliwie Colin Potter wydał większość tych audycji w dwóch zestawach o nazwie Shipwreck Radio (a potem, w 2006 doszła jeszcze jedna płytka). Słuchałem tylko czterech tracków, w tym trzech z drugiej części. Przypuszczam, że ona w całości będzie dronowa, zaczyna się spokojnie, ale już drugi utwór jest na tyle gęsty i zmienny, że jako soundtrack zaczął wręcz wypychać obrazy i rozporządzać nimi wedle swego porządku. Z części pierwszej tylko jeden, ale tu jest o wiele dziwniej - przez większość czasu perkusyjny loop, zwijany i męczony, a potem manipulacje głosami, w zasadzie dwie (z wielu) specjalności NWW.
Wyspa Svolvær około roku 1890, jest ponoć lubiana przez artystów, cenią ją za tamtejsze specyficzne światło, ale to sobie można przeczytać (i linki dalsze znaleźć) tutaj (ilustracja też z wiki)
8/18/2008
Wymyśl do tego nagłówek
napisał
Piotr Tkacz
o
01:08
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz