8/24/2008

16.08.2008 w Dragonie

Jakoś tłumy nie zjawiły się w sobotę wieczorem w Małym Domu Kultury w Dragonie, ale przynajmniej można to sobie tłumaczyć niesamowitą ulewą, jaka tego dnia doświadczała Poznań.

Grający w minimalnym składzie kakofoNIKT rozpełzł się po sali, dlatego dobrze będzie skorzystać z pomocy naukowych w postaci zdjęć (autorstwa Sonii Orlewicz).

 


Powyżej Patryk Lichota grający na "strunie" (drucie) rozciągniętym po przekątnej przez prawie całe pomieszczenie. Zespół dba o aspekt wizualny nawet, gdy gra bez vidżejki, ten koncert zaczął się w zupełnej ciemności, Patryk oświetlał małą lampką ten odcinek drutu, który dotykał smyczkiem.

 


Natomiast przez większą część koncertu rozstawienie było takie: Patryk stał za laptopem zaraz koło dźwiękowca, Hubert Wińczyk z generatorem akustycznym i przedmiotami oraz Michał Joniec grający na swoim składzie złomu znajdowali się "na scenie". Hubert miał jeszcze ustawioną na środku konstrukcję z metalowych taśm, do których przyczepiony był mikrofon kontaktowy.

 



Patryk przez większość czasu grał na thereminie i basie, krótko na saksofonie (wtedy też chodził po sali). Akurat wtedy wyszedłem, żeby podtrzymać moją mamę na duchu, że jak to się skończy, to będzie lżej (nie było). Innych osób, które opuszczały koncert, nie mogłem niestety zatrzymywać - chyba ponad dycha się wymknęła.

 


Może też przez dodatkowy smaczek, który zapewnił nadgorliwy "fan" włączający się w koncert: najpierw grał waląc w kubik, na którym siedział, a potem gdy spostrzegł, jakie możliwości daje konstrukcja z metalowych drutów, również na niej próbował swoich sił. Oczywiście nie "przeszkadzał" w przebiegu koncertu, ale jakieś dziwne to było.

 


Następnie zagrał Jeff Gburek (na zdjęciu powyżej): gitara leży na stole, raczej jako pole do nagłaśniania przedmiotów, niż jako instrument (choć parę dźwięków też zagrał), a tak to kładł np. mały gong, przysuwał dyktafon do strun. Miał też małą plastikową plandekę z mikrofonem kontaktowym, po którym szurał różnymi rzeczami. Sygnał szedł przez laptopa z Abletonem, ale tam chyba niewiele manipulacji miało miejsce. Tak, zagrał zapowiadany utworek i faktycznie dość mocno go zdestruował. Dobry set, gęsty, głośny, szkoda że nagłośnienie nie dało rady, wszystko brzmiało jak ściśnięte, stłumione.

 


Po niewyobrażalnie długiej przerwie (kłopoty z laptopem i rzutnikiem) przedstawiliśmy z Hubertem nasz pomysł o kryptonimie Revue svazu českých architektů. Sto razy bardziej wolałbym wrzucić jego zdjęcie niż swoje, ale że było ciemno to podobno tylko mi dało się zrobić, tak żeby coś było widoczne.

Nie starczyło czasu, sił, chęci na spotkania improwizatorskie, ale to jeszcze da się nadrobić.

Brak komentarzy: