na mnie badawczo, musisz wiedzieć - nie potrzebujemy prawdy,
potrzebujemy fikcji, mamy zbyt wiele prawdy, wziął kolejny łyk
wina, ciągle gramy choć już jest po wszystkim, wszystko co było
do wygrania zostało wygrane i nie wygraliśmy tego my, ani, co
gorsza, nie zagraliśmy tego my.
czemu mówi 'my'? zacząłem się zastanawiać. nie chcę, żeby mnie w
to mieszał. dlaczego mówisz 'my'? zapytałem korzystając z chwili
przerwy, jaka powstała, gdy musiał zaczerpnąć
powietrza. potrzebujesz wspólnika w swojej intelektualnej zbrodni?
chyba go to ubodło w czułe miejsce, kurwa, czemu mówię 'my'?
mówię my, bo ty nie mówisz 'ja'! a ktoś musi powiedzieć te ważne
rzeczy. lekko się roześmiałem, ale tylko wewnętrznie, a może ja
nie czuję potrzeby mówienia, a tym bardziej mówienia ja.
no to zacznij odczuwać, bo inni cię wygryzą z niego i jednego
dnia rozglądniesz się w poszukiwaniu i już się nie znajdziesz.
a może go nie znajdę? wiedziałem, że to niski chwyt, ale nie
mogłem się powstrzymać. po kolejnym łyku nabrał więcej animuszu i
nie siląc się na wymyślne przytyki powiedział, że nie muszę go
łapać za słówka, że nie powinienem się na słowach koncentrować,
ale na efekcie. a ten akurat będzie zgubny. jak mam się nie
koncentrować na słowach, skoro ty ciągle mówisz. a co mam robić,
zapytał. nie chciałem być od dawania rad, ale skoro zapytał...no
skoro pytasz, to może, to może w końcu dojdziesz do jakiegoś
wniosku, który pozwoli ci zdecydować się na jakieś działanie.
ha, powoli, to nie tak łatwo, czy ty tego nie widzisz, że
kultura, tworzenie, społeczeństwo, kapitalizm, rzecz biorąc
ogólnie - wszystko razem, stan współczesności jest taki, że
trzeba się długo zastanawiać nad tym, czego nie robić, a nie nad
tym co robić. trzeba wszystko dokładnie przemyśleć, zanim
cokolwiek. bo każdy krok może okazać się teraz zdradliwy.
i co, w takim razie gadasz tyle, żeby wszystko przegadać,
przemielić i coś ma z tego wyjść, tak?
no...taką mam nadzieję. ale wracając do kwestii, to widzisz, jest
taka, że jest już jakby po wszystkim, jesteśmy post-cokolwiek. to
chyba największym dramatem obecnie, jest to, że wszystko już
było, a nasze życie dopiero ma być. w takim razie co z nim
będzie. czy skoro jest już po wszystkim to może się coś jeszcze
stać. to znaczy, tak oczywiście, widzę, że cały czas dzieje się
coś, ale właśnie chodzi o to, czy może stać się coś, co będzie
ważne. jesteśmy post-malarstwo, post-teatr, post-muzyka.
teraz naprawdę jakby mnie podpuszczał, więc wykrzyknąłem - czyli
jesteśmy wielki post.
o dziwo, przytaknął mi, ale z takim jakby uspokojonym,
melancholijnym rozgoryczeniem. to przez ten język, przez język w
ogóle. pierwszą rzeczą, jaką należałoby obmyśleć, przed zmianą
całej reszty powinien być system komunikacji. język nas blokuje,
ogranicza, i jak mi powiesz teraz, że jest post-wittgenstein to
ostrzegam, że wstaję i wychodzę. giniemy w języku, ale co mamy
zrobić, próbujemy dryfować, ze świadomością przegranej. i czy ta
próba jest ważna, śmiesznie heroiczna jest, a efektu końcowego
brak. czasami chciałbym być nigdzie, ale nie mam na myśli
samobójstwa, nigdzie bez poczucia winy, poza językiem, poza
ciałem, poza widzialną przestrzenią.
ja czasem jestem nigdzie, czasem jak sobie włączę taką dobrą
płytę...ale ty pewnie i tak jej nie znasz.
no to przynieś następnym razem, z chęcią posłucham.
no okej, ale pewnie i tak ci się nie spodoba.