Zebrało się trochę koncertów, o których nie pisałem, ale też czekałem, aż się zbierze, bo nie o każdym mam dużo do napisania.
Dwa dni przed CoCArtem w Blue Note zdarzył się występ, który do teraz wspominam i to bardzo miło. Zagrał The Complainer w składzie Wojtek Kucharczyk, Asi Mina i Ola Rzepka. Szokująco mało publiczności, co oczywiście martwiło, ale z drugiej strony uczyniło ten koncert dla mnie "cenniejszym". To poczucie, że jestem jednym z tak niewielu (nie tyle "wybranym", co "tym, który się wybrał") było fajne i jeszcze Kucharczyk, doświadczony wyjadacz, nie zraził się słabą frekwencją, powiedział, że nie będą dziś grali głośno i zaprosił bliżej sceny. Było bez elektroniki, ale nie mniej energetycznie, a może nawet bardziej, bardzo perkusyjnie, rytmicznie do przodu, jakby dance-punkowo (w dobry sposób - tak, to jednak możliwe!). Oprócz repertuaru TC (pamiętasz coś z tytułu, Kuba?) dwie piosenki Asi Miny (na pewno "Metka").
Przy okazji: Kucharczyk udostępnia archiwa na last.fm.
Drugiego kwietnia w Arsenale wystąpił WO czyli Wojtek Morawski. I zagrał zupełnie inaczej niż kilka miesięcy temu w Audiosferze, bez bitów, jakby płynąco-rozlewnie, ale na szczęście nie ambientowo-wylewnie. Przez pewną pulsację, ale bardzo rozciągniętą i nieoczywistą, przez pętlenie motywów kojarzył mi się z Pure'm. A to z mojej strony już samo w sobie jest komplementem.
Nie za dużo mam też do napisania o Jacobie Kirkegaardzie prezentującym ósmego w Zachęcie "Labyrinthitis" (właśnie się dowiedziałem, że znaczy to "zapalenie błędnika", ciekawie porównać objawy z wrażeniami po występie). Poza tym, że sam projekt jest zupełnie wyjątkowy i jak okazało się tak samo ekscytujący, kiedy się o nim czyta, jak wtedy, gdy się go słucha. Ponieważ nie mogłem złapać, a bardzo chciałem, tego trzeciego dźwięku, powstającego w uchu, to zacząłem sobie zasłaniać uszy, co okazało się zmieniać dochodzący dźwięk (chwilami znaczenie, zwłaszcza na korzyść wysokich częstotliwości).
Następnie dwa dni w Scenie na Piętrze: dwunastego folkowa Iza z Rumunii. Wszystko ładnie, jak trzeba, w strojach i z przytupem, tylko mi bardzo brakowało choćby minimalnej konferansjerki, żeby chociaż ktoś streścił w dwóch słowach, o czym będzie dana piosenka.
Trzynastego Hamid Drake i Pasquale Mirra zagrali inspirowani Donem Cherry'm (m.in. jego "Togo"), czego efektem było coś, co na razie kwalifikuje się na koncert roku. O ile Drake'a znałem i wiedziałem poniekąd, czego mogę się spodziewać, to Mirra był dla mnie zagadką. I jakim radosnym zaskoczeniem się okazał - już chwilę po rozpoczęciu wiedziałem, że nie jest to typowy wibrafonista. Akurat tak się złożyło, że jakiś czas temu byłem na występie saksofonisty i wibrafonisty z Berlina (niech pozostaną bezimienni) na Akademii Muzycznej. Oczywiście, że wręcz nieprzyzwoicie nieuczciwe byłoby porównywanie ich dwóch, dlatego sobie to odpuszczę. Niemniej absmak po tamtym duecie pozostał i Mirra jeszcze zyskał na zasadzie kontrastu. Nie dość, że stosował rozmaite pomysły na rozszerzenie możliwości instrumentu: tłumił wybrzmienia dotykając sztabek palcami, grał różnymi rodzajami pałek (oczywiście w bardzo zróżnicowany sposób), drewnianymi klockami, dłońmi, uderzał kostkami rąk i paznokciami, raz też położył na wibrafonie ręcznik, by móc zmieniać rezonowanie sztabek. No ale - nie dość tego, to jeszcze wszystkie te wybryki miały uzasadnienie muzyczne, a po samym Mirrze było widać olbrzymią radość gry. Na początku jedynie odniosłem wrażenie, że jego świat brzmieniowy będzie daleki od twardej gry Drake'a, ale potem się do siebie zbliżyli, głównie dzięki olbrzymiej czujności i pomysłowości rytmicznej. Drake trochę dużo mówił, co nie przeszkadzało, gdy opowiadał o Cherry'm, ale przed bisem trochę odleciał mistycznie, choć ostatecznie uratował sytuację autoironicznym komentarzem.
A dzień później wspominane już tutaj "Przestrzenie ambisoniczne" na Akademii Muzycznej. Spodziewałem się chyba czegoś więcej w zakresie przestrzenności dźwięku, choć siedzenie w okręgu ośmiu głośników, to też przecież niemało. No i wiadomo, że nie tylko o to chodzi. Przyznam, że teraz mam tylko mgliste wspomnienia, ale chyba dobrze kojarzę, że z Hubertem zgodziliśmy się (popraw mnie, jeśli nie?), że Jyoti Kateriny Tzdedaki i Etude de sons Gregorio Jiméneza były najciekawsze.
Natomiast siedemnastego powrót do Blue Note'u na Baabę Kulkę. Przedtem coś, czego bardzo nie lubię, czyli niezapowiedziany support, ale na szczęście oczekiwanie na gwiazdę nie było długie. To niechybnie oznaka starzenia się, gdy wydarzeń bieżących używa się jako pretekstu do wspominania przeszłości. A do tego skłonił mnie ten koncert. Przywędrował z odmętów pamięci koncert Bassisters Orchestra Pod Minogą, gdzie Macio Moretti był porywającą szarą eminencją. Do tego, nie tak dawno odświeżyłem sobie Con Gas Baaby i podtrzymało to tylko mój sąd, że czegoś podobnego nie słyszałem (oczywiście można sobie mydlić uszy wytrychem w rodzaju "brzmienie Ninja Tune", ale on nie będzie za bardzo pasował). Niestety przypomniała się czkawką także słabiutka Poope Musique, bo zabrzmiały dwa utwory z niej i powróciło to uczucie zawodu, rozczarowania "moim" zespołem. Które jest chyba nieodłączne od słuchania muzyki i nawet może cykliczne?
A koncert z Kulką? W porządku, fajne wygłupy na poziomie, może trochę za mało wspólnego terenu między pastiszami piosenek a fazami dekonstrukcji dźwiękowej.
Dziś powrót do Sceny na Piętrze na Herę, czyli kwartet prowadzony przez Wacława Zimpla, któremu towarzyszą Ksawery Wójciński, Paweł Postaremczak i Paweł Szpura, a podczas tego koncertu także w jednym utworze tamburzystka. I nie był to jedyny egzotyczny instrument, ale porównanie do Art Ensemble Of Chicago (jakie padło ze sceny w zapowiedzi) uważam za na wyrost, jeśli nie zupełnie nietrafione. Żeby zbliżyć się do tego zespołu zabrakło luzu i ludyczności. Choć nie powiedziane wcale, że Hera chce się w rejony AEOC zapuszczać. Jednak jakieś pragnienie odwiedzenia obcych krain dało się odczuć, ale elementy etniczne były nieco na doczepkę, żadnego czerpania garściami pieprzu i wanilii. Przypomniała mi się twórczość Alice Coltrane, w jednym momencie powiało klimatem Osjana.
4/19/2011
pamiętnik koncertowy
4/17/2011
Sonic Warfare - notatki (5)
Notatki z rozdziału czwartego - "1946: Sonic Dominance" (nie jest dla mnie jasne, czemu ten rok pojawia się w tytule):
- w nawiązaniu do poprzedniego rozdziału, Goodman zauważa, że nie tylko wojsko jest zainteresowane wojnami dźwiękowymi, a rozpoczyna od sugestywnego opisu sound clashu, który kończy się tak: "Spectral voices of the DJ are echoed, reverbed into ghosts — lost in the viscous blobs of bass, the magnetic vibrations of a body snatcher. This is the masochism of the sound clash and its active production of dread." (str. 27)
- sound systemy wytwarzają "ecology of affects" (ekosystem afektów, albo wrażeń? odczuć?); przy okazji o "ecology", która pojawiała się wcześniej w odwołaniach do Ecology of Fear Mike'a Davisa, na wyczucie stwierdziłbym, że po polsku jest to łatwiejsze do uchwycenia, jako "ekosystem" niż "ekologia"
- z tą metodą działania wiąże się postrzeganie ciała jako rezonatora oraz pojęcie dźwiękowej dominacji ("sonic dominance") pożyczone od Juliana Henriquesa
- "In the diaspora of sound system cultures that take Jamaican pop musical concepts and methods as a prototype, bass materialist practices of affective engineering through vibrational modulation are central to vernacular modes of sonic warfare that operate using competitive sound clashing." (str. 28); szczególnie ciekawy jest ten "affective engineering", który sugeruje zespolenie techniki/naukowości z odczuciami/emocjonalnością
- Goodman zarzuca kontynuatorom tradycji awangardowej i noise-rockowi fetyszyzację średnich częstotliwości; tutaj kolejny raz pojawia się określenie "(white) noise music" i może przesadą byłoby mówić o rasizmie, w doborze przykładów, tematów, ale dziwi mnie to lekceważenie, bo wpisanie np. Throbbing Gristle w problematykę tej książki dałoby się spokojnie obronić
- Henriques odnosi się do psychologa afektów Silvana Tomkinsa, który zaproponował pojęcie "affective dynamics"; podoba mi się pomysł (nie jestem pewien, czy Tomkinsa a Henriques go rozwija?) ciągu przekształceń energii (wytwarzającego wartość dodaną), który można zastosować do ujęcia sytuacji odbioru muzyki na żywo: "whether through the loudspeakers converting electromagnetic waves of the amplifier into sound waves, the microphone transducing sound waves into electromagnetic waves for amplification, or the collective body of the crowd transforming sonic energy into the kinetic energy of movement and dance." (str. 27-28)
- myślenie w kategoriach dźwiękowej dominacji "also illustrates the mobilization of a sonic ecology of dread: fear activated deliberately to be transduced and enjoyed in a popular musical context." (str. 29), ciekawe jak to by się miało do sublimacji?
4/11/2011
Musica academica
Tylko szybkie zwrócenie uwagi, że w środę i czwartek w poznańskiej Akademii Muzycznej odbędzie się konferencja "Musica practica, musica theoretica". Będzie m.in. o Góreckim, Mykietynie, Tüürze, szczegółowa rozpiska tutaj. Z referatami wystąpią też kompozytorzy, których utwory zostaną zaprezentowane podczas koncertów w czwartek: Hiromi Ishii, Wilfried Jentzsch, Lidia Zielińska. O koncertach skopiowane info poniżej:
15:30-16:30 koncert (Ishii, Jentzsch, Zielinska) - Sala Błękitna
18:30-19:30 koncert (Gawlas, Berenguer, Tzedaki, Jimenez) - Sala
Błękitna
20:00-21:00 koncert (Kisters) - Sala Błękitna
Na koncertach zaprezentowane zostana utwory w systemach
ambisonicznym, wielokanalowym i surround. Aby zapewnic Panstwu
optymalne warunki odsluchowe, trzeba ograniczyc ilosc miejsc. Nie
chcac jednak sprawic zawodu wiernym sluchaczom, zaprogramowalam az
trzy koncerty, aby kazdy chetny mial szanse. Nie bylo jeszcze w
Poznaniu publicznego koncertu muzyki przestrzennej!
Gdyby ktos chcial sobie zagwarantowac miejsce, prosze o wiadomosc e-
mailowa z podaniem godziny koncertu i nazwiskiem (lub nickiem) na
adres lidia.zielinska [at] xl.wp.pl.
Bede rozsylac numerowane imienne zaproszenia w kolejnosci zgloszen.
Wystarczy wydrukowac zaproszenie i przyjsc z nim na koncert.
Oczywiscie zaproszenia sa bezplatne. Chetni "z marszu" beda -
niestety - mogli wejsc na koncert tylko w miare pozostalych wolnych
miejsc.
4/08/2011
nikt nic nie wie?
Dziś trochę przypadkiem trafiłem na Raport o stanie muzyki polskiej Instytut Muzyki i Tańca. Chociaż na razie istnieje w wersji wstępnej (a udostępniony po to, żeby można było zgłaszać uwagi, czas do soboty), to już jest ciekawą lekturą.
Ja zacząłem od rozdziału "Muzyka alternatywna" autorstwa Antoniego Beksiaka. Zaskoczyło mnie szybkie, sprawne i przekonujące wybrnięcie z problemu, co oznacza tytułowy termin. Smuci, boli i męczy trochę częste odnoszenie owej muzyki do modelu kompozytorskiego (że tak to ujmę w skrót myślowy), jakby to on był jedyną dopuszczalną normą, a ta muzyka to jakiś zestaw dewiacji, odchyleń, które trzeba wytłumaczyć i ująć ze względu na normę.
Mój ulubiony fragment:
Podobnie jak w przypadku nowej twórczości kompozytorskiej, rozpoznanie krytyczne tego rodzaju muzyki jest nikłe, mimo stosunkowo licznych publikacji, powstających jednak w sposób oddolny, przy niewielkim zainteresowaniu zawodowych krytyków i badaczy. Piśmiennictwo jest wyjątkowo rozproszone i wymaga gruntownego przebadania. Nadto istotnym czynnikiem w tej dziedzinie jest nierzadki brak szerszej perspektywy autorów wobec opisywanych zjawiska: są to osoby mające wiedzę typu „wszystko o niczym”.Przejdźmy akapit, to dostaniemy dokładkę:
W przypadku opisywanych zjawisk jest to jednak jeszcze bardziej wyraźne niż w kręgu twórczości kompozytorskiej, która wszak dysponuje grupą formalnie wykształconych krytyków i strukturą odniesienia w postaci historii muzyki XX wieku. Stąd pozycja poszczególnych artystów w świadomości odbiorców bywa niezasłużenie wysoka, wypracowana metodami pozaartystycznymi,Czy naprawdę to bolączka tak wyraźna tylko dla "opisywanych zjawisk"? Ja nie wiem nawet, czy to bolączka, czy nie po prostu stan rzeczy, sposób w jaki funkcjonuje, najszerzej pojęty, rynek muzyczny?
takimi jak działalność organizatorska, umiejętność autopromocji, współpraca z przedstawicielami
innych dziedzin sztuki.
Idąc dalej, można by się przyczepić (jeśli przykładać do tego takie znaczenie), czy obecność recenzji polskiej muzyki w "The Wire" jest regularna, albo czy faktycznie nie zaistniała ona, choć trochę, jako "zjawisko odrębne i wyraziste" po artykule z zeszłego roku?
Kolejna rzecz, to niejasne uwagi dotyczące Karkowskiego, czy naprawdę jest on "persona non grata w polskim środowisku kompozytorskim"? Moim zdaniem jest on nie tyle niemile widziany, co najzwyczajniej w ogóle "niewidziany". Chyba, że mowa o innym środowisku kompozytorskim?
To takie w sumie drobne rzeczy, a równoważą je całkiem dobrze spostrzeżenia o festiwalach i roli technologii. Oczywiście nad tym wszystkim unosi się zasępienie, czemu ten rozdział jest taki krótki, czy "muzyka alternatywna" nie zasługuje na tyle miejsca, ile "muzyka współczesna" opisywana przez Andrzeja Chłopeckiego? Ale być może końcowa wersja raportu przyniesie bardziej wyczerpujący opis.
A wam jak się czyta?
4/06/2011
Sonic Warfare - notatki (4)
Notatki z rozdziału trzeciego "2400-1400 B.C.: Project Jericho":
- Goodman odwołuje się do słuchowiska Gregory'ego Whiteheada Project Jericho, które opowiada historię fikcyjnego ośrodka badawczego zajmującego się bronią dźwiękową
- odnotowuje różnorakie związki wojskowości i dźwięku, a jednocześnie problemy z ich badaniem, bo często trudno oddzielić wiarygodne informacje od wytworów teorii spiskowych
- zmiany w zastosowaniu dźwięku jako broni: "from the violence of high amplitude to inaudible or silent frequencies, from discipline and punishment to subtle control through modulation of affective tonality, from forcing behavior to the distribution of “self- control,” from the messy and unmanageable to the highly directional and targetable, from exceptional deployments to ubiquitous fields or enclaves fortressed by sonic walls, and from music as pleasure to music as irritant." (str. 17); przy czym te wykorzystania występuję równocześnie
- broń, której skutki są niewidoczne gołym okiem i która nie zadaje śmierci, jest ceniona bo nie wywoła krytyki mediów
- najpierw koncentrowano się na niskich dźwiękach, które mają tę zaletę, że utrzymują swoją moc rozchodząc się w jakiejś przestrzeni, przechodząc przez obiekty i przedmioty
- jedną z najbardziej znaczących postaci dla tych badań jest Vladimir Gavreau (Goodman powątpiewa w jego istnienie), na marginesie: ciekawy tekst, na który teraz trafiłem
- wspomniane są m.in. Urban Funk Campaign i Long Range Acoustic Device, a z innego poletka holosonics, określane też jako naboje lub lasery dźwiękowe, które można wykorzystywać w celach reklamowych
- badania Jürgena Altmanna kwestionują znaczenie i skuteczność broni dźwiękowej, pdfy tutaj
4/02/2011
Sonic Warfare - notatki (3)
Notatki z drugiego rozdziału "2001: What Is Sonic Warfare?":
- konkretne sposoby wykorzystania dźwięku w sytuacji konfliktu się zmieniają, ale sam jego dźwiękowy wymiar jest odwieczny
- "It is always more useful to ask what something can do, its potential, rather
than what it is, its essence." (str. 6)
- działania i pomysły futurystów implikowały postrzeganie muzyki jako wojny o zmysły ("sensory war"), w której stawką jest porządek, hierarchia zmysłów
- na polu bitwy znaczenie wzroku jest niewielkie, ustępuje na rzecz słuchu
- przy okazji różnych definicji "noise": gdy szum, zakłócenie, może mieć pozytywny wpływ: "If we take the listening experience of pirate radio, for example, we may attribute part of the affective charge to the dose of static interference, which intensifi es the sensation of the music heard, intensifies the conjunction of music and the nervous system, as if the frayed edges of percussive and verbal rhythmicity roughen the skin like aerodynamic sandpaper, making it vulnerable, opening it to rhythmic contagion." (przyp. 5, str. 203) albo w teorii chaosu, w niektórych przypadkach, gdy "the addition of noise into a nonlinear system can, at very particular thresholds, improve, not destroy, the transmission of a signal." (przyp. 5, str. 204)
- postulowanie wyjścia poza binarne opozycje w rozumieniu "noise"
- "modernist sonic avant-garde" bardzo dużo uwagi poświęcała hałasowi (który jeśli jest bronią, to polem bitwy dla niego jest ciało), jednak ich teorie i praktyki nie są zbyt interesujące, a na pewno z perspektywy XXI wieku
- pamiętając o futurystycznym rozumieniu efektów dźwiękowych jako broni kulturowej, koncepcja sonic warfare będzie kierowała się jednak ku dostrzeganiu rytmu pojawiającego się w hałasie, tak by zaznaczyć poruszającą siłę wibracji
- "vibratory materialism" dotyczy tego co dźwiękowe, ale nie tylko tego co słyszalne, tak więc ma charakter synestetyczny, odnosi się również do dźwiękowego autonomicznie, bez odwoływania się do podmiotu postrzegającego; "Sonic warfare is therefore as much about the logistics of imperception (unsound) as it is perception." (str. 9); dźwięk jako siła, a więc sonic warfare to wszelkie wykorzystanie tej siły
- takie rozumienie czerpie z Deleuze'a i Guattariego, dla których "noise instead becomes a vibrational field of rhythmic potential." (str. 11)
- specyficzne postaci sonic warfare mogą być różne i sytuują się w obszarze wynikającym z różnych koncepcji działań wojennych: "This refers to a basic distinction that underlies this book. This distinction can be found in the history of military thought that opposes state to guerrilla warfare. [...] The most profound and far-reaching version of this conceptual distinction can be found in Deleuze and Guattari’s A Thousand Plateaus, between apparatus of capture and the nomad war machine." (przyp. 20, str. 205)
- ogólnie można by rozróżnić te dwie postawy jako taktyki służące rozpraszaniu i skupianiu (tłumu, energii), odpychaniu i przyciąganiu, oddzielaniu i łączeniu; przy czym należy być ostrożnym w pozytywnym wartościowaniu bez zastrzeżeń np. takich zjawisk jak sound system