6/06/2009

Koncert i koncercik: VII < 64

[napisane wczoraj, ale zabrakło internetu]

Wczoraj poszedłem do Blue Note'u na występ projektu Firebird VII Phila Manzanery, w którym oprócz niego: powód mojej tam obecności - Charles Hayward oraz Yaron Stavi i Leszek Możdżer. Wytrzymałem pierwszy set (ok. 45 minut), pewnie dotrwałbym do końca, ale grający wymyślili sobie przerwę, a ja nie miałem co robić ani gdzie siedzieć, więc wyszedłem. Czułem, że nic nowego by mi się w drugiej odsłonie nie objawiło. A to co było w pierwszej tak sobie mi podeszło, nie wiem...przyszły mi na myśl wazoniki, które kształt może nawet mają ciekawy, ale są pokryte emalią w tandetnych kolorach. Dynamiczne utwory jeszcze okej, ale jakieś takie bardziej *refleksyjne* - yh. Naprawdę, jak w najgorszych partiach Mainstream Quiet Sun. I przerażająca elektronika od Możdżera momentami. Oczywiście cieszę się, że zobaczyłem Haywarda na żywo, grał bez zarzutu, no ale tak naprawdę to wykazać się nie mógł.

Dziś diametralnie inne wydarzenie, wczoraj napakowany klub, a dziś przytulna kawiarnia, nieprzesadnie wypełniona publicznością. To znaczy duet ex64 grał w Ekowiarni. Z ich lutowego występu w Głośnej Samotności zapamiętałem, że było za cicho, a w dodatku ludzie gadali, dziś na szczęście cicho nie było, co nie znaczy, że było głośno, tylko w sam raz. A, jeszcze zapamiętałem, że bardzo podobały mi się zdjęcia, które były wyświetlane podczas koncertu. Już wcześniej wiedziałem, że Maciej (połowa duetu) umie robić dobre zdjęcia, więc nie były one dla mnie wielkim zaskoczeniem. Dziś dotarło do mnie, że dobra fotografia często staje się bardzo dobra, gdy jest powiększona. Tak więc chwilami musiałem przywoływać się do porządku, żeby nie skupiać uwagi tylko na obrazach, a pomyśleć o dźwięku też. Postawiłem sobie zadanie uważnego słuchania, bo chciałem ustalić, co mi ta muzyka przypomina, z czyją twórczością się kojarzy. I niewiele wymyśliłem, były momenty marimbowe, mbirowe, które jakby trochę Wankersunited/Reuter & Belter, ale to bardzo odległe. Dźwięki przede wszystkim syntetyczne, ale nie tylko, bo tu jakaś perkusja, tu odgłosy wody, potem jakieś szmery, szurnięcia. No i też znajdowane przez Macieja na youtube głosy. Jeśli dobrze mi się wydaje, to za elementy rytmiczne (tak, czasem bity, ale nie zawsze) odpowiedzialny był Marek. Bardzo podobał mi się fragment z głębokim pulsem, wokół którego organizowały się inne dźwięki, prawie jak minimal techno, hehe. Potem był też moment a'la dubowy (nie-jamajski), rozpływający się w nawarstwieniach perkusyjnych. Jedyne co mi się nie podobało to fragment nieco sentymentalny, przez barwy, przed końcówką. Całość podana bez przerw, choć z pewnymi przystankami, które pozwalałyby podzielić go na sekwencje. Ponadgodzinny koncert, a nie nudził.
Zdjęcia nie miały się łączyć z muzyką, to znaczy nie jakoś szczególnie, ex64 nie grało do nich, choć było i tak, że gdy pojawiło się zdjęcie wieżowca niknącego we mgle, to i dźwięki jakby takie otchłanne się stały. Fotografie znów mi się podobały, zresztą po części były te same, co w lutym. Zapamiętane z wtedy, które dziś też obecne, to przede wszystkim hasłowe: "help is on the way" (z windy) oraz para "the future is not set" i "grab the gun and fire" (na którym to okazuje się, że to instrukcje z automatu do gry). Albo to zbliżenie na soulseeka. Wiele obrazów było podróżniczych: dworzec, peron, nazwa stacji, pracownik lotniska na pasie startowym, przejście podziemne, ruchome schody. Dużo czarno-białych, wiele detali, trochę zupełnych abstrakcji, kilka rowerowych, kilka manekinowych, kilka ptasich, kilka portretów. Niektóre jakby Henke'owe, inne nieco Touchowe. Sporo takich, jak sam lubię (robić): budynki, ściany, wzorki w architekturze. Szkoda tylko, że niektóre miały cyfrowe "robaczki" (kompresja czy coś?).

ex64 nie mają myspace'a, ani innych takich, pozostaje mieć nadzieję, że będą koncertowali coraz częściej, a wydarzenia te będą choć trochę lepiej rozpromowane.

Brak komentarzy: