6/09/2009

Dzielenie włocha na czworo

Dziś słuchałem jakiegoś programu Mary Anne Hobbs, w którym puściła, raczej spoza swego zwykłego obszaru zainteresowań, kawałek ze Steeltongued Hecqa. Zastrzygłem uchem, ciekawie przestrzenny, dużo się dzieje. Zaraz ściągnąłem album i teraz właśnie kończę drugi odsłuch, a rzadko zdarza mi się słuchać płyty dwa razy jednego dnia. Nie wiem, czy jestem zachwycony, ale takich brzmień jak w tytułowym kawałku to chyba jeszcze nie słyszałem. A takiego ambientu jak w pierwszej i trzeciej części "Hypnos" to mógłbym spore dawki przyjmować. Nawet zużyte breakcore'y w "Howler" są tak ciekawie oprawione, że nie wypadają wtórnie. Mam mieszane uczucia względem rapera w "I will survive", który mam wrażenie stara się być Saulem Williamsem. Ale to tylko jeden etap zróżnicowanej i jak na to zróżnicowanie zaskakująco spójnej płyty. O, w zasadzie to dwóch płyt, bo drugi cedek z remiksami, ale go jeszcze nie słuchałem. Na nowejmuzyce całkiem dobra recenzja, którą nawet czytałem, ale chyba odstraszył mnie ten "modern classical", jeśli macie tak samo długie zęby na oznaczane tak zwykle cukierki - nie lękajcie się, tu ich brak.

Ostatnio dużo czytam o Włoszech i słucham sporo włoskiej muzyki. Czytanie i słuchanie pokrywa się tylko w niewielkim fragmencie, mianowicie: Feruccio Busoni, bo byłem ciekaw, jak brzmi muzyka człowieka, który napisał to. Na razie jestem zawiedziony, ale może nie słyszałem tego co trzeba.
Oprócz tego słucham Giacinto Scelsiego, który mnie zachwyca, Luci Ronchetti, która intryguje, z ostatnich odkryć to Stefano Gervasoni. Tak, przepraszam że tak bezszczegółowo, może coś jeszcze wymyślę. Ronchetti uczyła się u Busottiego, Sciarrino i Grisey'a, może to kogoś zachęci do sprawdzenia jej, co można uczynić przez youtube, bo wrzuca sporo swoich rzeczy.

Ostatnio dużo czytam i piszę o hałasie, to się pokrywa o tyle z Włochami, że czytam i piszę o Luigi'm Russolo. Mniejsza z tym, o bardzo aktualnym hałasie pisze David Keenan, odnośnie No Fun:

There has long been an anti-musicianship schtick amongst the more cornball noise artists (not to say a depressing anti-success mindset) and anyone who can actually play anything – or even use an instrument to do anything else other than ‘subjugate’ their audience - always tends to get their backs up. In a scene that would appear to reject accepted standards of musicianship - either way – the lowest form of noise dolt always seems to feel threatened by the ‘musician’, which only goes to show their lack of true faith in their own process, not to say the narrow-mindedness of supposedly experimental, forward-thinking artists.

(całość tu)

Przy okazji, jutro Audiosfera o perkusji: Nilssen-Love, MoHa!, Tony Buck, chyba też Henry Cowell.

Brak komentarzy: