9. Festiwal Filmów Latynoamerykańskich kończył się pokazem 3 obrazów Alejandro Jodorowsky'ego i dokumentu na jego temat. Dobra okazja, żeby wejść głębiej w twórczość reżysera, którego znałem z jednego filmu - "Święta krew".
Fando i Lis (1968)
Momenty zahaczające o pedofilię, wampiryzm, seks zbiorowy. Oprócz tego fetyszyzm (stopy), drag queens, domina, kalecy, kobieta rodząca prosięta, potem też poniżana, uprzedmiotowiona i skatowana. Także symbole około-falliczne: jakieś owoce (brzoskwinie?) i ich zgniatanie, jajka i matka, która się nimi opycha, do czego zmusza również syna. Z rodzicami jest w ogóle trochę zamieszania, matka prosi potomka, żeby ją "zniszczył" i gdy on to robi, ona mu dziękuje. Za to ojciec wychodzi z grobu i mocując się z synem umieszcza go w nim.
Ale to są tylko przygody przydarzające się głównemu bohaterowi - Fando, który ze swoją sparaliżowaną ukochaną podróżuje w poszukiwaniu miasta Tar (jest całkiem możliwe, że istnieje ono tylko w głowie). Na zmianę wyznają sobie miłość i kłócą się, czego prowodyrem jest przede wszystkim mężczyzna. Bywa okrutny, znęca się nad Lis, ma nad nią władzę (czego symbolem jest to, że prowadzi ją na wózku - ona nie może chodzić, albo nosi) i to wykorzystuje. Chwilami jest czuły i zastanawia się nad swoim zachowaniem, ale generalnie jest nieodpowiedzialny i infantylny. Wciąż jest chłopcem, naprawdę przejmuje się tym, że zepsuto mu jego zabawkę (bęben). Gdy Lis leży już w grobie stać go tylko na puste gesty, które nic nie dadzą.
Być może można film rozumieć tak, że obie strony cierpią, że miłość, związki itd. są trudne i bolesne dla obu stron. Jednak moim zdaniem w tym filmie rzuca się w oczy męska dominacja i deprecjonowanie kobiety (gorsza - niepełnosprawna, niesamodzielna, brudna).
Kret (1970)
Pierwsza połowa filmu to mniej-więcej western, dużo trupów, przemocy. Samotny kowboj uwalnia miasteczko, a najbardziej to grupkę franciszkanów, od żołnierzy-bandytów. Jedna kobieta, wcześniej służąca szefowi bandy, przyłącza się do kowboja (który, żeby ją zabrać musi zostawić syna, nakazuje mu przy okazji, żeby go zniszczył). Kobieta ma plan, chce żeby jej mężczyzna pokonał czterech mistrzów rewolweru. W ogóle jest z niej trochę taka Lady Makbet, zachęca go do oszustwa. On po kolei pokonuje wszystkich czterech, którzy są też po trochu mistrzami duchowymi. Spotkana po drodze kowbojka romansuje z jego kobietą, strzela do niego - rany w miejscach stygmatów, a decydujący strzał (w bok) oddaje jego ukochana. Bohater, który przedtem nazywał się bogiem (i na dowód tego czynił cuda), teraz przypomina raczej Chrystusa. Potem zaczyna się druga część filmu, na szczęście zupełnie inna, prześmiewcza (handel niewolnikami w mieście obwieszonym transparentami oka w trójkącie, rosyjska ruletka wśród wiernych w kościele), która przez długi czas nie ma prawie nic wspólnego z pierwszą. Bohater uległ przemianie i odkupuje swoje winy pomagając kalekom. Tu już nie będę szczegółowo opisywał, żeby nie zepsuć komuś, kto chciałby obejrzeć.
Jest wiele motywów, które powtarzają się w obu filmach: para bohaterów, z których jeden jest noszony przez drugiego (tutaj mężczyzna najpierw nosi chłopca, potem karlicę). Także podobne sceny, gdzie mężczyzna "prezentuje" swoją kobietę, pozwala jej dotykać innym, chwali się nią. Zabicie matki: tutaj ojciec nakazuje 7-letniemu synkowi zakopać zdjęcie matki (w "Fando i Lis" - ciało). Jeden z mistrzów jest bardzo związany ze swoją matką, uważa to za źródło swoich zdolności. No i mamy też niewolników oraz fetyszyzm (tutaj buty na obcasie). Aha, w obu filmach były momenty kojarzące mi się z "Kobietą z wydm" i "La Stradą" (w "Fando i Lis" bohaterka ma takie oczy, jak kobieca postać u Felliniego, w tym filmie też jest scena trochę jak z "Osiem i pół").
Święta góra (1973)
We wszystkich tych filmach są kalecy i karły, często miks tych obu opcji. (Tutaj i w "Krecie" wspólne są kastracja i ukrzyżowanie, także zwierząt.) Ten obraz zaczyna się zabawnie od sytuacji na ulicy, gdzie turyści filmują egzekucje i inscenizowane dla nich scenki, w których Chrystus niesie krzyż. Do tej roli załapał się właśnie główny bohater, który znów ma kogoś do pary (właśnie karzeł bez nóg, z kikutami rąk). Dalej znajdują zatrudnienie w cyrku, gdzie jest przedstawiane zdobycie Meksyku w wykonaniu ropuch i kameleonów (przebranych stosownie, całkiem śmieszne). Potem bohater wchodzi do wieży Alchemika i oddaje się w jego ręce. W dokumencie Jodorowsky mówił, że złodziej to ego, a Alchemik to istota bytu - mi to wiele nie wyjaśniło. Opowiadał tam też o przemienianiu gówna w złoto, co obserwujemy w tym filmie. Potem oglądamy galerię postaci, które zajmują się rozmaitymi biznesami, zwykle ma to związek z seksem lub bronią i przemocą, albo się ze sobą łączy. Co podpiera mój pomysł, że dla reżysera jedno może zastępować drugie (i to całe strzelanie w "Krecie" to substytut seksu). W tych portretach jest kilka zabawnych pomysłów: fabryka broni z różnymi wersjami w zależności od religii, fabryka sztuki produkująca obrazy taśmowo malowane pośladkami.
Potem następuje wielka wyprawa ku nieśmiertelności, najpierw musi być iluminacja, oczyszczenie itd itp. Wydaje mi się, że Jodorowsky to podaje wcale nie kpiąc. Może to już był przesyt jego twórczością, ale film zaczął mi się dłużyć. Plus za końcowe podniesienie kwestii fikcji filmowej.
Konstelacja Jodorowsky
Wspominany wyżej dokument, w którym wypowiadają się Peter Gabriel, Marcel Marceau, Moebius, Fernando Arrabal. Bohater tytułowy opowiada o filmach, obserwujem go także podczas otwartych wykładów. Dłuższym fragmentem jednego film się kończy: Jodorowsky stosuje względem autora dokumentu metodę ustawień hellingerowskich. Jego chęć bycia reżyserem nie ogranicza się do filmów, rozszerza się na życie.
Chyba moim ulubionym filmem jest jednak "Święta krew", "Fando i Lis" też mi się podobał, miał klimat, a surrealne prowadzenie fabuły było ciekawe, jednak odstręcza mnie wymowa tego filmu.
Nie chciałbym, żeby z moich opisów wyniknęło, że twórczość Chilijczyka to katalog zboczeń i dziwactw. Jeśli porównać go z takimi reżyserami jak Lynch czy Greenaway, to wcale nie jest bardziej od nich *odjechany*.
Myślę, że jeśli ktoś interesuje się kinem trochę mniej zwykłym, to powinien zapoznać się z filmami Jodorowsky'ego.
Ja spróbowałem i doszedłem do wniosku, że okej, ale bez objawienia. Jest w nich coś, co nie pozwala mi w nie do końca wejść.
6/08/2008
Lis, kret, góra, krew
napisał
Piotr Tkacz-Bielewicz
o
23:08
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz