Trafiłem na bloga counterfnord i czytałem, czytałem, przechodząc przez starsze wpisy aż do początku. Relacje z koncertów odbywających się w Paryżu - obszary noise'u, improwizacji, trochę gramofonistów i didżejów, generalnie ciekawe eksperymenty, oprócz koncertów też teatr tańca. Może opisy nie zawsze tak wnikliwe, jak bym chciał, ale sam fakt, że są się liczy. Jak czytałem wpisy w rodzaju "przed Sonic Youth miał grać Brotzmann z Benninkiem, ale ten drugi nie mógł dojechać więc zamiast niego zagrał Gustafsson, potem grał on też z SY, a oprócz niego Doneda i Montera" to zżerała mnie zazdrość i wzrastało uczucie, że Poznań to tak naprawdę mała dziura (choć i tak jest coraz lepiej). Ale tam przyjazd "gwiazdy" to nie jest mega-wydarzenie wyczekiwane od miesięcy, ale rzecz na porządku dziennym. W dodatku często się zdarza, że na jednym koncercie gra kilku ciekawych i znanych wykonawców (KTL, Earth, Sir Richard Bishop)
W linkach jest m.in. radiowne.org, które w archiwum ma bardzo ciekawe koncerty do odsłuchu (np. z CTM'08, ponad dwie godziny Ghedalia Tazartes i wiele wiele). To mi przypomina, że chciałem zrobić wpis o radiu, w zasadzie to dwa wpisy.
Jeśli chodzi o relacje z koncertów - ciekawe australijskie opisuje ArcH13
W zeszłotygodniowej Świątecznej GW felieton Chłopeckiego "Muzyka i psucie państwa". Nic nowego, ale przeczytać można. Autor poleca książkę Danuty Gwizdalanki Muzyka i polityka. Mnie to wydawnictwo nieco zawiodło, ale to zależy, czego się oczekuje. Gwizdalanka zebrała bardzo dużo przykładów, faktów na związki dwóch tytułowych dziedzin. Ale mi brakuje wyciągania wniosków, stawiania tez, mogę traktować tę książkę jak leksykon, gdzie wyszukuję nazwisko czy przedział czasowy. Natomiast doskonałą realizacją mojego pragnienia przywoływania faktów (np. ustaw) w jakimś celu, używania ich dla wzmocnienia tez, dla osadzenia wywodu w konkrecie, jest Bruits. Essai sur l’économique politique de la musique Jacquesa Attali. Na angielski przełożył to Brian Massumi i z tej wersji zacytuję dwa fragmenty, ale może w następnym wpisie, bo ten stałby się zbyt obszerny.
Jako że felietony muzyczne w weekendowej Wyborczej mają na zmianę Chłopecki i Wierzbicki, to w tym tygodniu ten drugi opisuje swoje przejścia z pierwszą symfonią Mahlera. Kończy: "To świetna symfonia, kto wie, czy nie najlepsza ze wszystkich." Być może używa tego określenia w sensie obiektywnym, jeśli tak, to absolutnie nie czuję się na siłach polemizować z takim twierdzeniem. Odebrałem to z początku jako równoznaczne z "moja ulubiona" i w pomyślałem, że okej pierwsza, okej cała reszta, ale piąta to jest to!
Jak już przy Wyobrczej, to taka notka, którą wyciąłem i muszę w końcu włożyć do szuflady bo sfruwa mi z nocnego stolika. "Język portugalski będzie teraz bardziej brazylijski", ciekawa sprawa z obszaru postkolonializmu: Portugalczykom wciąż trudno się pogodzić z tym, że dawna kolonia [...] jest dziś potęgą kulturalną i gospodarczą górującą na dawną metropolią lub wręcz ją kolonizującą. Ale nawet w takiej sytuacji kolonizator znów chce wyzyskać dawny teren podboju dla swoich korzyści: Jednolity portugalski używany dzisiaj przez przeszło 230 mln ludzi będzie też miał większe szanse stać się siódmym oficjalnym językiem ONZ. Pozostaje kwestia, czy za ojczyznę tego (zmienionego) portugalskiego nadal będzie mogła uchodzić Portugalia.
Z innej beczki, tzn czytania recenzji niesłuchanego, w tym przypadku Street Horrrsing Fuck Buttons. Najpierw na screenagers http://screenagers.pl/index.php?service=albums&action=show&id=1481&PHPSESSID=2f993d3d44e4b7eaf82625d63ab14308 rzuca mi się w oczy jak brzmieliby M83 gdyby KTL więzili ich przez 24 lata w piwnicy i urządzali codzienne pobudki przy dźwiękach This Heat. Na początku zastanawiam się, "czy tak można"...chyba tak, nawet jest to trochę zabawne. Potem w kulturalnym dodatku Dziennika Artur Rojek podaje do wiadomości, że ten Fuck Buttons "to jeden z najciekawszych przedstawicieli tzw. nowego noisu". Tak zwanego, zwracam uwagę! Jednak to wciąż intrygujące, zwłaszcza, że pierwszy raz spotykam się z tym określeniem, nawet jeśli jest on tylko tak zwany - właśnie tzw. nowy? czy tzw. noise? Zestawiając opis Rojka z recenzją Maćkowskiego, w której stwierdza, że "radykalizm brzmieniowy Fuck Buttons wpisany jest w kontekst popowej wręcz wrażliwości" i "są stuprocentowo kompatybilni z obecnym Zeitgeistem sceny indie", można się zadumać, czy noise jednego może być popem drugiego?
Dobra, zostawmy ten cały niepewny internet, te goniące za aktualnością czasopisma, weźmy w zmęczone szybkim przewracaniem stron ręce książkę, dajmy odpocząć oczom strudzonym bieganiem po przewijanych, przewijających się na ekranie literach.
Weźmy choćby Mnemotechniki Jarosława Lipszyca, właśnie wydane przez Krytykę Polityczną, a przekonamy się, że uwolnienie się od internetu jest obecnie coraz trudniejsze (niemożliwe? nierealne? nieżyciowe?). Lipszyc swoje wiersze stworzył z haseł wikipedii, nie napisał żadnego słowa, jedynie edytował.
we wszystkich językach szyk ma znaczącą rolę
nie zawsze jednak ma ją szyk wyrazów
Mam nadzieję jeszcze jakoś się wywnętrznić nt. tego tomiku, ale to jak się wgryzę, tymczasem polecam jego lekturę (cały jest oczywiście na wiki)
zgon wywołuje szereg skutków
przez co jest to szczególne zdarzenie
stwierdzane w akcie na podstawie karty
a w razie niemożliwości jej sporządzenia poprzez stwierdzenie lub uznanie
lub
wysłanie w kosmos statku i założenie kolonii
na jednej z planet w układzie słonecznym Alfa Centauri
6/15/2008
Przegląd prasy (i innego słowa pisanego)
napisał
Piotr Tkacz
o
17:45
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz