3/14/2017

John Hegre / Maja Ratkje - Ballads

Po kilku wydawnictwach z Lasse Marhaugiem przyszedł czas na współpracę z drugą połową Jazkamera – Johnem Hegre. Owocem tego jest album Ballads – nie znając płyty sądziłem, że tytuł jest przekorny. Wszak obydwoje artyści gustują raczej w głośnych dźwiękach, jednak np. solowy Voice Ratkje jest emocjonalny, głęboko dojmujący przez szczerość. I w tym kierunku poszła para twórców na tym krążku – są to introspektywne, wyciszone, proste utwory. Swój zgrzebny świat Norwegowie zbudowali z dźwięków konkretnych (subtelne stukoty, analogowe kliknięcia, odgłos pieczątki) nieznacznie manipulowanych w niektórych partiach, większość materii dźwiękowej jest podana w lekko niedbałej formie. Pod tym względem jest to płyta nie-wirtouzowska, nie chodzi o zagranie czegoś ekstra, ale o cieszenie się tym co proste, o użycie tego, co pod ręką. W swej naiwności przypomina to podejście free-folkowców, choć efekt jest mocno zredukowany. Hegre używa gitary, ale przez większość czasu wydaje się, że leży ona gdzieś z boku i dźwięki wydobywają się z niej jakby przez zapomnienie. Kilka razy gitarzysta próbuje wprowadzić jakiś „motyw”, który ma dać kanwę utworowi, ale robi to niefrasobliwie (i to cały urok, te od niechcenia próbowane akordy z całą magiczną otoczką dźwięków przypadkowych)
Album jest bardzo cichy, żeby więc wejść w ten świat trzeba mocno podgłośnić odtwarzacz. Ostrzegam jednak, że trzeci na albumie „Private Master” wskakuje na chwilę na zwykły poziom uchylając rąbka noise’owej duszy artystów. To jedyny moment, gdzie następuje zagęszczenie i to dość znaczne. Całość wieńczy „Hammock Moods” przygaszony hymn, gdzie przetworzone wokalizy wplatane są w drobne sekwencje stukotów, trochę szkoda, że całość nie została jakoś zawiązana (jednak kupuję również i to rozwiązanie, gdzie album kończy się i jakby rozpływa w rzeczywistości). Satysfakcjonujące wydawnictwo i na swój sposób przystępne.

[pierwotnie opublikowane na nowamuzyka.pl]

Brak komentarzy: