3/26/2017

Co słychać u Mai Ratkje ?

Jeśli ktoś czytał mój przewodnik po płytach Rune Gramofon, to być może pamięta zachwyt (który absolutnie podtrzymuję) dla solowego (ze wsparciem Jazkamera) krążka Mai Ratkje – Voice. Od tego czasu postanowiłem śledzić uważnie wszystkie jej przedsięwzięcia. A jest w czym wybierać – kwartet SPUNK, jego połowa - Fe-Mail i duety. Poniżej przedstawię pokrótce trzy albumy, wydane już po solówce: Post-Humand Identities (Kontrans, 2005), Ballads (Dekorder, 2006) oraz Blixter Toad (Asphodel, 2006).
Maja Ratkje spotkała się już z Jaapem Blonkiem, czego owocem była płyta wydana
przez Kontrans (tak jak i ta) w serii Improvisors. Tamten album (swoją drogą - bardzo ciekawy) angażował tylko wokale obu artystów. Na Post-Human Identities do głosu doszła również elektronika – obydwoje używają samplerów, efektów, Holender – powerbooka a Ratkje – dyktafonu.
Z dobrodziejstw techniki korzystali chyba w sposób intuicyjny (nie chcę przez to powiedzieć, że nie wiedzieli, co robią), co dało wrażenie pierwotności, jakiegoś „nieoheblowania” całości. Zwłaszcza pierwszy utwór (18 minutowy, najdłuższy) jest taką podróżą do jądra ciemności. Pamiętam, że gdy słuchałem go po raz pierwszy i wszedł on w apogeum miałem taki moment, że chciałem zdjąć słuchawki i ukryć się pod łóżkiem. Reszta niewiele mu ustępuje, choć mam wrażenie, że od trzeciego następuje nieznaczne spuszczenie z tonu i rozprzężenie elementów. Dźwięki na albumie są różnego sortu – raz niemal industrialne, czasem odwołują się do klimatu eksperymentów akademickich lat 60., nie ma prawie w ogóle wysokich częstotliwości.
Co czyni ten album intrygującym to linie napięcia, jakie rozciągają się między elementami powtarzalnymi, tymi których słuchacz może się uchwycić (fragmentaryczne bity, beatbox, drobne „motywy”) a całą niekontrolowaną resztą. Również ciekawa gra toczy się między wokalem (który jest też samplowany, przetwarzany) a elektroniką. Trudno powiedzieć, czy głos walczy o swoje miejsce w całości, a jeśli tak to czy chce nad nią zapanować, czy tylko znaleźć sobie miejsce w szeregu. Może i trudne w odbiorze, ale raczej warto.

[...]

Muzyce Fe-Mail (Ratkje – elektronika, głos oraz Hild Sofie Tafjord – elektronika oraz róg francuski) pikanterii dodaje ich przekorny image (design strony internetowej, oprawa płyt, tytuły utworów). Tym razem z okładki spoglądają na nas artystki przeistoczone w jaszczurki (kurczę – one naprawdę ubrały te stroje czy to komputerowo zrobione?). Panie lubią też nadawać dowcipne tytuły swoim dokonaniom: płyta z Marhaugiem nosiła tytuł „All Men Are Pigs”, na jednej ze starszych produkcji była kompozycja „A merry day in a woods”, która nic a nic nie była „merry”. Na Blixter Toad Norweżki karmią nas sambą z rozwalonym rytmem („Samba Furore”), „Rockabilly” ze zduszonym i zdewastowanymi gitarami. Jedynie piękna „Ballad” nie zwodzi tytułem. Ten 13-minutowy utwór, który znajduje się gdzieś na przecięciu stylistyk Deathproda i Steve’a Rodena, wspaniale wygasza wszelkie napięcia, kołysze rozmazanym wokalem i dźwiękami portowych syren we mgle. Jest równie niesamowity, choć diametralnie różny, od otwierającego dwupłytowy album „Belonging”. Ów powoli nabiera masy, objawia nam całe pogmatwanie (i rozkosz z odnajdywania się) muzyki duetu – stopniowo zagęszcza się niezidentyfikowany hurgot, pod spodem płyną strumienie szumowej drobnicy, nad wszystkim mocarny i szaleńczy wokal Ratkje, przetworzone zaśpiewy (trochę w deseń Islaji).
Wokalistka jak zwykle używa wielu środków – pisku, bełkotu, dźwięków gardłowych.
Nie ma mowy o jakimkolwiek klimacie, może poza atmosferą dadaistycznego kabaretu. Duet żongluje motywami, miesza, burzy, zestawia delikatność (szczegółowość, misterność przy zachowaniu żywiołowości) z brutalnością, myli tropy.
Całość jest gęsta, porywista, wielowarstwowa, znaczna część materiału trzyma bardzo wysoki poziom, co jak na ponad 100 minut muzyki jest nie lada wyczynem. Jedna z płyt roku.

Gdy już ktoś poznał wszystkie trzy produkcje polecam pewną „zabawę”: posłuchanie płyt w takiej kolejności: pierwszy dysk Blixter Toad, potem płyta z Blonkiem, dalej drugi krążek Fe-Maila a na koniec duet z Hegre.

Maja Ratkje nie próżnuje, ukazał się właśnie Adventura Anatomica z muzyką do tanecznego performance’u wykonywanego przez nią, zapowiadany jest album Fe-Mail i Carlosa Giffoni, ponoć też SPUNK szykuje coś specjalnego z okazji 10-lecia. Miło to słyszeć, a potem słuchać.

[tekst pierwotnie opublikowany na nowamuzyka.pl]

Brak komentarzy: