8/30/2016

Nowe Horyzonty - dziennik (cz. 5)

Na początek dnia wcale nie lekki W Kalifornii (La Californie) Charles'a Redona. Kolejne kombinacje z dokumentem, dziennikiem i autofikcją, te mocno uwierające, ale tym silniej drapiące po umyśle. I znów rozmowa po z autorem, która wiele dała. Bo po obejrzeniu można go ("gra" siebie) znielubić, ale jako reżyser przypominał, że jest to film i niektóre rzeczy są uwypuklone, żeby np. konflikt między bohaterami był silniejszy. Mówił też o tym, że miał świadomość stąpania po etycznej linie i wiele uwagi przykładał do tego, żeby grać czysto (pomijał choćby szczegóły medyczne). Pojawia się odwołanie do Boba Flanagana, w ogóle kwestia masochizmu na wielu poziomach i z wielu perspektyw. Tytułowa kraina jest dla Redona na poły mityczna, chciał pokazać ją jako obszar, w którym panują nieokiełznane siły przyrody. Zapytałem go, czy może inspirował się Rohmerem, bo narracja z offu i w ogóle motyw męskiego patrzenia, przyglądania się, obserwowania kobiety z nim się skojarzył. Ale nie, za to przywołał Sherman's March Rossa McElwee i Tarnation Caouette'a.
Im więcej o nim myślę, tym bardziej go doceniam. Zupełnie nieoczywisty, często zaskakujący, przełamujący przewidywania (jak choćby w ostatniej scenie, w której łatwą radość uroczystości dysonansuje schowanie się w niepokjącej masce).

Wydawało mi się dobrym pomysłem, żeby Niebo drży, ziemia boi się, a oczy nie są braćmi
(The Sky Trembles and the Earth is Afraid and the Two Eyes Are Not Brothers) Bena Riversa (znanego choćby ze stworzonego wspólnie z Benem Russellem A Spell to Ward Off the Darkness) obejrzeć zaraz po Mimosas Olivera Laxe, na którego planie Rivers kręcił. Początkowo wygląda to na nietypowy making of, ale wkrótce śledzimy Laxe'a nie przy pracy, tylko snującego się. Nie będę zdradzał, co się dzieje dokładnie – coś takiego, że powinienem się przejąć, ale jakoś zupełnie mnie to nie obeszło. Starałem się więc smakować obrazy i dźwięki, ale to też jakoś nie szło. Nowy strój bohatera mógł być zainspirowany Moondogiem, raz ciekawie zabrzmiało coś jak zdarte skrzypce. Co do obrazów, to problem w tym, że właśnie oglądałem te same rejony w Mimosas. Maroko jest może i piękne, ale ile można. Obraz Laxe'a też mnie nie zachwycił, chociaż główna postać szaleńca bożego przyciągała uwagę i tak naprawdę trzymała całość, przede wszystkim dzięki niesamowitym oczom (tak na marginesie, to mógłby on być bohaterem jakiegoś filmu Jodorowsky'ego). Jego wiara i zapał, energia i przekonanie, były czymś, co faktycznie przejmowało. Z widoków to w pamięć zapadł mi nie jakiś pejzaż, ale światła zdezelowanych taksówek sunących przez pustynię i odpędzających ciemność. Co do dźwięków, to kilka razy pojawiły się banalne świetliste drony, raz po wygaszeniu innych sfer oprócz niskich częstotliwości (też niezbyt oryginalne) wszedł zniekształcony głos i jakby brumienie wzmacniacza – to akurat fajnie zagrało. Na koniec mocny akcent: nawarstwione i zwielokrotnione zaśpiewy (modły?) stopniowo podmywane utworem „Sinai” OM.

Potem bardzo satysfakcjonujące odkrycie Piękność Nocy – prawdziwa Grisélidis, autoportret (Belle de nuit – Grisélidis Réal, autoportraits) Marie-Ève de Grave. Po prostu solidny dokument, ale nie sztampowy - to byłoby niemożliwe z taką bohaterką (pisarka, malarka, prostytutka walcząca o prawa tej grupy). Mam nadzieję, że będzie to przetarcie szlaków i w końcu ktoś ją przetłumaczy na polski (mnie zachwycił pomysł wydania jej notatek o klientach, a może z innej strony Le cheval nuage byłby dobrym wejściem). Tymczasem pozostaje wikipedia, strona centrum jej imienia, fragment innego filmu.

No i dobre domknięcie dnia za sprawą spojrzenia posthumanistycznym Trzecim Okiem: Zoologia (Zoologiya) Ivana I. Tverdovksy'ego. Drugi film w dorobku tego twórcy, którego doświadczenie jako dokumentalisty jest tutaj dobrze spożytkowane. Opowiada on nam bajkę, ale osadzoną silnie w realiach, z umiejętnie wyważonymi proporcjami humoru i dramatu. Jeśli ktoś nie chce żadnych spojlerów, to niech lepiej nie czyta dalej. Otóż głównej bohaterce wyrasta ogon, najpierw stara się podejść do tego racjonalnie i chodzi po lekarzach (zabawne jak oni wcale nie są zdziwieni). Jak mówi reżyser: But what is extremely important in this story is that a woman who has lived the longest part of her life already and who theoretically needs to start winding down her life and feelings, this woman gets a second chance. She starts living a new and different life, getting into something she never had a chance to experience before. For me, this is a very interesting aspect of the dramatic composition here. Wydaje się, że zaakceptowała ona nową siebie i cieszy się swoją wyjątkowością, ale jednak kończy się to niczym u Braci Grimm. Przypominają się też opowieści z filmu Ottinger i trochę Niebiańskie żony łąkowych Maryjczyków Fedorechenki. W innym wywiadzie Tverdovsky dodał ciekawe spostrzeżenie: one night I switched on the TV and there was a children’s channel where only cartoons are shown. When I was watching that I realized that in children’s cartoons animals are always good guys, but when you look at the films for adults, animals are usually villains. So I watched a lot of children’s cartoons to get inspiration.

Brak komentarzy: