Nie byłem na koncercie Karkowskiego, Piotrowicza i Antoine'a Chessexa w Zamku Ujazdowskim w Dzień Niepodległości, za to następnego dnia wybrałem się tam na spotkanie z tym pierwszym.
Po drobynm opóźnieniu i problemach technicznych zaczęło się od utworu, który Karkowski przygotował na składankę Zelphabet GX Jupittera-Larsena. Bardzo dobry utwór, z ciągle przemieszczającymi się wysokimi częstotliwościami, dla mnie nieco zepsuty przez jakieś porykiwania pod koniec.
Jednym z pierwszych wątków była kwestia głośności na koncertach noise'owych, na co Karkowski powiedział, że on tak długo pracuje z dźwiękiem i nie ma problemów ze słuchem. Stwierdził też, że może jest tak, że jeśli boisz się dźwięku, to on ci coś zrobi. Pytający dociekał, moim zdaniem aż za bardzo, bo sprawę zamykało przecież: "Niektórzy boją się dźwięku. Ja nie."
W ogóle Karkowski dobrze nadaje się do cytowania, więc przytoczę jeszcze dwa kąski, oczywiście wyrwane z kontekstu, ale dzięki temu smakowitsze: "Taku Sugimoto to chuj" (a propos sekciarstwa onkyo/redukcjonizmu), "Pierre Boulez to niebezpieczny człowiek" (bo ma wąską wizję, co jest muzyką, a co nie). Niepochlebnymi słowami poczęstowani zostali też Stephen O'Malley i Hasswell z Heckerem.
[edit: Ponieważ dwie osoby, z których zdaniem się liczę napisały do mnie wyrażając wątpliwości, co do sensu umieszczania powyższego cytatu (chodzi o ten dot. Sugimoto, nie Bouleza) - słowo wyjaśnienia. Oczywiście nie miałem zamiaru zaszkodzić Karkowskiemu. Po pierwsze, nie jestem przekonany, że ten cytat może w ogóle mu zaszkodzić, a tym bardziej przytoczony na moim blogu. Po drugie, zarówno tytuł jak i fragment poprzedzający cytaty w zamierzeniu były żartobliwe. Być może po raz kolejny zawiodło mnie moje wyczucie tego, co jest zabawne, ale w zasadzie to myślałem, że widać ironię i puszczenie oka w kierunku potrzeby takich "smakowitych kąsków". Jeśli nie - to teraz chyba mamy jasność?
Po co umieszczałem ten cytat? Żeby obraz spotkania był jak najpełniejszy, starałem się spisać wszystko, co zapamiętałem. Właśnie, skoro już wdałem się w wyjaśnianie, to może więcej kontekstu odnośnie "chuja". Sugimoto przewinął się po raz pierwszy a propos onkyo, Karkowski raczej nieprzychylnym tonem przytaczał recenzję jakiejś płyty (ciekawe jakiej?), gdzie autor opisywał, jak to Sugimoto gra jeden dźwięk na kilkanaście minut. Ktoś ze słuchających to podchwycił i zaczął kpić w deseń "no jasne, arcydzieło, świetne". Chciałem wtedy nawet wtrącić się, że na scenie noise'owej tak samo łatwo o sekciarstwo, jak w redukcjonizmie/onkyo czy w każdym innym rodzaju muzyki "awangardowej". Później pojawiła się kwestia, z kim Karkowski chciałby/mógłby nagrywać, ta osoba, która wcześniej kpiła, rzuciła "Sugimoto". Na co Karkowski bez zastanowienia wypalił "Nie, bo" + powyższe zdanie, zaraz się zaśmiał, a za nim reszta zgromadzonych.
Wracając jeszcze do przytoczenia tutaj tego cytatu - czy naprawdę przeceniam czytających tego bloga sądząc, że "chuj" nie będzie jedynym, co zapamiętają z tego wpisu? Czy to było najciekawsze, czego się dowiedzieliście? Jak zwykle zachęcam do komentowania, bo głównym powodem, dla którego te zapiski publikuję jako bloga, jest chęć komunikacji z czytającym.]
Potem prowadzenie dyskusji wzięli na siebie Anna Zaradny i Robert Piotrowicz. Pojawiła się kwestia zacofania środowisk akademickich, Karkowski mówił o postępowych uczelniach (m.in. CalArts). Potem pokazał film z ulicznego koncertu w Peru, razem z Christianem Galarettą. Dziwne było to, że nikt (poza jednym policjantem) nie reagował w żaden sposób na tak głośną muzykę w przestrzeni publicznej.
A propos sytuacji swojej partnerki, artystki wizualnej, Atsuko Nojiri, mówił że w Japonii większość absolwentów uczelni artystycznych podejmuje normalną pracę, a nie zostaje artystami. Wspomniał, że nie ma tam ministerstwa kultury (ale jednak nie do końca chyba).
Nawiązując do popularyztorskiej roli internetu, opowiadał o tym, jak grał na pierwszym festiwalu muzyki eksperymentalnej w Chinach, gdzie usłyszał ciekawego muzyka, z którym potem rozmawiał. Zapytał go o kilku wykonawców, z którymi jego twórczość mu się kojarzyła (Whitehouse, Merzbow), ale ten nie znał nikogo. Tamten powiedział, że dla niego inspiracją jest Harbin - jego rodzinne miasto, na północy, przy granicy z Rosją (też nie do końca), o przygnębiajacej, industrialnej atmosferze, gdzie w zimie jest -40 stopni i że jego muzyka to reakcja na tę rzeczywistość. Karkowski był zachwycony takim "zjawiskiem", że można być tak jeszcze odizolowanym. Po kilku latach spotkał go ponownie, w tym czasie ten zdążył się przeprowadzić na południe (do Hangzhou), pracuje w fundacji i robi muzykę na wzór Autechre, bo to mu się obecnie podoba. Karkowski dostrzegł taką prawidłowość, że wielu twórców z takich krajów "peryferyjnych" chce kopiować "zachodnich", którzy odnieśli sukces (także finansowy).
Karkowski kilka razy podkreślał, że tworzy nie kierując się intelektem, stara się nie myśleć podczas robienia muzyki, bo chodzi mu o bezpośrednią energię dźwięku, a nie o tłumaczenie go, koncepcję, która nada mu sens. Dlatego też nie lubi takiej sztuki, która potrzebuje odautorskiego komentarza, by odbiorca ją zrozumiał. Dla niego nie ma to sensu o tyle, że takie dzieło potrzebuje innego języka, by stać się zrozumiałe, pełne. W jego przypadku dźwięk mówi sam za siebie, jest, nie musi wspierać się innym językiem, który go objaśni.
Piotrowicz zapytał o Xenakisa, jednego z nauczycieli Karkowskiego, na co ten zaczął mówić przede wszystkim o jego charakterze, cechach osobistych, że mimo sławy nigdy nie budował wokół siebie muru, nie oddzielał się, można było z nim po prostu usiąść i pogadać. Dodał, że w sumie to bardzo mało rozmawiali o muzyce.
Wspomniał też o jednym ze swoich pedagogów w Sztokholmie, który po pierwszym spotkaniu i obejrzeniu jego partytur, stwierdził że może lepiej te 2 godziny co tydzień będą spędzać na graniu w bilarda, bo on nie jest w stanie nauczyć Karkowskiego nic przydatnego dla jego muzyki.
Była też mowa o projekcie z Chessexem i ILIOSem, w którym będą wykorzystane tylko niskie częstotliwości (górna granica to 60 Hz). Karkowski zainspirował się (jak sam to określił) undergroundowym ruchem, o którym czytał, gdzie gra się muzykę tylko z subwooferów a towarzyszą temu stroboskopy, ulokował ten ruch w Londynie i może też w Glasgow. Ich projekt będzie miał premierę bodajże w lutym w Anglii. Nie - stroboskopów nie przewidują.
(jeszcze a propos Piotrowicza, to wydał on 7", o której nie mam pisać na blogu, więc jak dobrze, że zostałem wyręczony.)
11/17/2009
Tako rzecze Karkowski (również o dubstepie?)
napisał
Piotr Tkacz
o
14:03
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz