Od soboty do soboty koncerty przynajmniej co drugi dzień. Nie sądzę, że tak powinno być zawsze, ale raz na jakiś czas taki urodzaj jest dobry.
Chronologicznie:
MoHa! w Kisielicach, 19.04
[<-- foto Sierus]
Chciałem podziękować za pomoc wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób przyłożyli rękę (oni wiedzą, nie będę wymieniać).
Organizowałem ten koncert, więc możecie wątpić w obiektywność moich zachwytów (które tutaj).
Wszystko przebiegło dobrze, może jedynym problemem była głośność(ze względu na sąsiadów, ale o żadnym przerywaniu koncertu nie było mowy). Fajnie było pogadać (dowiedzieć się, że Pierre Henry występował w Stavanger), pożartować z chłopakami (w Danii może być problem z kupieniem kebaba, bo gdy mówisz "kebab", oni to odbierają wedle swojej wymowy i mogą zrozumieć, że chodzi o "hipab" = hip hop), dostać t-shirt i w ogóle, i tak dalej.
World as Will (Zbigniew Karkowski + Tetsuo Furudate) w Cafe Mięsna, 21.04
Byłem pozytywnie naładowany, czułem że będzie dobrze, potem słuchałem ich drugiej płyty i się upewniłem. Potem zobaczyłem plakat, który uważam za świetnie pomyślany (nie, nie chodzi o to że j e s t na nim swastyka, ale o to, j a k ona tam jest). Chodziłem cały dzień uskrzydlony wizją wieczoru, ale kilka godzin przed mój nastrój siadł. Potem okazało się, że taka kondycja zbiega się z koncertem, który wypadł średnio (więcej tu). Chyba racje miał Sierus, który po wyraził obawę, że wrażenia z tego wydarzenia szybko się zatrą.
To Live and Shave in L.A. na Rozbracie, 23.04
[<-- foto Sierus]
Tzn wybierałem się tam również na Sudden Infant, ten jednak się rozchorował i został w Berlinie. Mój brat, który akurat w dniu koncertu nie miał ochoty, a wcześniej chyba naprawdę chciał iść (co nie jest częste - zwykle muszę go namawiać i prosić), jakby się ucieszył, gdy po powrocie mu powiedziałem mu, że Infanta zabrakło. Ale i tak myślę, że ma czego żałować, bo supportujący kakofoNIKT, zaprezentował nową jakość w stosunku do poprzednich koncertów, a występ "gwiazdy wieczoru" był powalający (o czym więcej piszę tu). A w ogóle to bardzo podoba mi się pomysł dobierania na trasę ludzi, których się lubi, ceni, z którymi chciałoby się pograć (a zapewne też przebywać), a niekoniecznie nagrywa się z nimi płyty czy współpracuje zwykle w ramach zespołu, pod którego szyldem będą występować (trochę podobnie jest z Nurse With Wound).
W czwartek Black Earth Strings (kwartet Nicole Mitchell) w Estradzie - było miło.
No i w końcu Paweł Szamburski i DJ Lenar w Małym Domu Kultury - kameralnej przestrzeni w Dragonie. Nie mogłem się skupić na tym koncercie, byłem oderwany, ale z tego co do mnie dochodziło wnioskuję, że miała miejsce ciekawa improwizacja. Panowie dobrze się rozumieli, podłapywali wątki (aż zapytałem potem Lenara, czy coś było zaplanowane, okazało się, że nie). Obydwoje korzystali z loopstacji, może nawet za dużo było tego nawarstwiania jak dla mnie. Szamburski grał na klarnecie "zwykłym" i basowym oraz fujarce (raczej frazy, melodie lub ich fragmenty niż "techniki rozszerzone"). Na początku miał bardzo fajny pomysł, żeby zapętlić gniecenie papieru, potem z dwa razy używał przetworzonego wokalu. Był o wiele bardziej aktywny, ale jakoś nie przytłoczył partnera. Lenar z początku założył recepturkę na ramię gramofonu, co pozwoliło mu naśladować granie na kontrabasie.Potem było trochę skreczy (ale nie pokazowej turntablistycznej ekwilibrystyki), robienie bitu przez przyciskanie igły, szum starych winyli.
Włączony był też laptop, który z pewnością za coś był odpowiedzialny.
4/29/2008
Co za tydzień
tagi:
belgia,
cafe mięsna,
dj lenar,
furudate,
japonia,
kakofonikt,
kisielice,
koncerty,
moha,
norwegia,
orphan fairytale,
polska,
rozbrat,
sickboy milkplus,
stany zjednoczone,
tlasila,
zbigniew karkowski
napisał
Piotr Tkacz-Bielewicz
o
04:20
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz