1/15/2017

Zavoloka - Plavyna

Zbliżająca się premiera Nature never produces the same beat twice autorstwa AGF i Zavoloki jest dobrym pretekstem, by zapoznać się z twórczością drugiej z pań – owej dotychczas niezbyt znanej młodej Ukrainki.
Idealnym wstępem będzie album Plavyna (po naszemu „muł”) wydany w zeszłym roku [2005] wspólnie przez ukraiński Nexsound i austriacki Laton.
Podczas słuchania tej krótkiej płyty czeka nas moc atrakcji. Zavoloka operuje w rejonie zimnej, ostrej elektroniki, kaskad mikro-dźwięków, jest to tak bardzo ‘post-wszystko’, że trudno o trafne, dokładne porównania z innymi artystami. Dźwięki same w sobie są bardzo twarde, nie wypolerowane, ale ich ułożenie jest finezyjne, fantazyjne (czasem wręcz szaleńcze). Artystka zbudowała na tym albumie własną stylistykę, jej podstawowym założeniem wydaje się być koncentracja. Materia jest bardzo gęsta, skondensowana, a osiągane jest to dzięki skupieniu na pojedynczym dźwięku. Często miałem wrażenie, że jakaś fraza powstała z rozszczepienia jednej próbki na szereg mniejszych sygnałów, przez rozdrobnienie, rozciągnięcie, wygięcie, zdewastowanie jej. W pierwszej części płyty niewiele jest rytmów, bitów jako takich prawie wcale, a nawet większych motywów, które dałoby się wyszczególnić, wychwycić. Jeśli już coś takiego się przydarzy, to wydaje się to kwestią przypadku, przejścia pomiędzy kolejnymi skomplikowanymi konfiguracjami, które się przegryzają, przeplatają ze sobą. Błąkamy się w tych meandrach, podążamy tropami, które wydają się dokądś prowadzić, a one – zaraz nikną.
Jeśli termin ‘owadzia muzyka’ ma jakiś sens, to właśnie w przypadku albumów takich, jak Plavyna. Z tym, że tutaj obserwujemy wszystkie owady w powiększeniu, jakbyśmy zostali drastycznie pomniejszeni albo one urosły. Świat wykreowany przez Zavolokę, jest wszechogarniający, dochodzi ze wszystkich stron naraz. Można tylko przysłuchiwać się w zdziwieniu, nasłuchiwać, dosłuchiwać – bo zawsze będzie coś, co nas ominie.
W drugiej części albumu w warstwę czysto elektroniczną zostają wplecione wątki z muzyki etnicznej. I tu ogromne brawa, Zavoloka po raz kolejny sięga po coś rzadko spotykanego i znów wspaniale wyzyskuje ten element. Pokazuje, że można odwołać się wprost do tradycji i nie powstaje z tego jakiś cyber-folkowy koszmar czy papka world music. Ale to właśnie dzięki korzenności wykorzystanego dorobku muzyki folkowej Karpat eksperyment się udaje. Barwa fujarki pasterskiej i surowy głos jakiejś ‘babuszki’ śpiewającej smutną pieśń są tak samo mocne, głębokie, dojmujące, jak chłód partii elektronicznych.

No i to właśnie to – jedna z najlepszych płyt zeszłego roku. W pełni osobista wizja, gdzie nowe splata się ze starym. Zupełnie odmienna, osobna, choć zaznajomiona z dorobkiem współczesności. Niech to nie będzie potraktowane, jak prosty drogowskaz, ale fani introwertycznego eksperymentu 8rolek (a już zwłaszcza z czasów Ptaka mechanicznego) na pewno odnajdą się w muzyce Ukrainki.

[opublikowane pierwotnie w 2006 na nowamuzyka.pl]